Choć sprawa wydaje się być błaha, to wcale taka nie jest.
Od 2011 roku na Collegium Medicum UMK prowadzono specjalistyczne badania na temat wrażliwości komórek ssaków na leki przeciwnowotworowe. Prace badawcze odbywały się w ramach wartego 400 tysięcy złotych grantu, pozyskanego z Narodowego Centrum Nauki.
Różne wersje
Na ostatnim etapie prac finałowe próbki zawierające komórki zwierzęce trafiły do... śmieci, wyrzucone przez kierownika zakładu, w którym prowadzono badania.
Jak mogło dojść do takiej sytuacji? Przedstawione rzecznikowi dyscyplinarnemu uczelni wersje obu bydgoskich naukowców nieco się od siebie różnią. Sprawą zajmie się teraz komisja dyscyplinarna.
- Z zeznań wynika, że mogło dojść do nieporozumienia. Osoba realizująca grant zmieniała bowiem w tym czasie miejsce swojej pracy. Niestety, badań nie udało się dokończyć - przyznaje dr Ewa Walusiak-Bednarek z Biura Prasowego UMK. - Istotną kwestią w tej sprawie jest również fakt, że materiał został zniszczony, a nie zutylizowany. A więc nawet gdyby próbki zostały usunięte przypadkowo, konieczne było zastosowanie określonych procedur, które zignorowano.
Co na to Centrum Nauki?
Sprawa jest o tyle skomplikowane, że pokrzywdzona jest nie tylko osoba prowadząca badania na Collegium Medicum, ale również odpowiedzialny za ich realizację uniwersytet oraz Narodowe Centrum Nauki, które je sfinansowało.
- Sprawozdanie z grantu został już złożone do Narodowego Centrum Nauki i spełnia formalne wymogi. Czekamy na decyzję merytoryczną co do jego przyjęcia - mówi dr Ewa Walusiak-Bednarek. - Na pewno uczelnia nie będzie musiała zwracać całej sumy przyznanego grantu.
Może będzie kara...
Uniwersytecki rzecznik dyscyplinarny, po szczegółowym zapoznaniu się z całą sprawą, domaga się od komisji ukarania bydgoskiego naukowca. I to nie tylko karą nagany, ale również pozbawieniem go prawa do pełnienia funkcji kierowniczych na okres od trzech miesięcy do pięciu lat.
Do tej pory rozprawa jeszcze się nie odbyła, ponieważ zainteresowany przebywa na stypendium poza granicami kraju.