https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dźwięki, mydełko i śmierć

Jacek Kiełpiński
Zdaniem funkcjonariuszy Zakładu Karnego Potulice, więzień ukarany izolatką powiesił się na kracie. Jego matka, czytając akta i oglądając makabryczne zdjęcia syna, wykonane zaraz po zdarzeniu, zapewnia: - Nigdy w to nie uwierzę! Mojego syna zabito.

Zdaniem funkcjonariuszy Zakładu Karnego Potulice, więzień ukarany izolatką powiesił się na kracie. Jego matka, czytając akta i oglądając makabryczne zdjęcia syna, wykonane zaraz po zdarzeniu, zapewnia: - Nigdy w to nie uwierzę! Mojego syna zabito.

<!** Image 2 align=none alt="Image 177326" sub="Bronisława Konopacka ze zdjęciami syna. Jedno zrobiono w więzieniu kilka lat temu. Drugie - tuż po śmierci w celi izolacyjnej. Kolega Marka J., który widział się z nim co miesiąc, zapewnia, że na drugim zdjęciu by go nie poznał / Fot. Jacek Kiełpiński ">To tylko kolejna śmierć za kratami. Zmarły nie był znanym mafiozem, który mógł wiedzieć za dużo, więc ten przypadek nie mógł liczyć na zainteresowanie mediów. Jego matka, obserwując pracę prokuratury, nie ma wątpliwości, że postępowanie zmierza do umorzenia. Dlatego tym głośniej krzyczy: - Mojego syna zabili w więzieniu!

<!** reklama>Marek J.

aniołkiem nie był.

W Potulicach odsiadywał wyrok 25 lat więzienia. Należał do więźniów grypsujących. To o nim pisano przez lata w związku z makabrycznym morderstwem w 2000 r. Gdy w podtoruńskim Smogorzewcu znaleziono okaleczone zwłoki Zbigniewa Sz., policja szybko do niego dotarła. To on, wraz z dwoma kolegami, miał wywieźć skonfliktowanego z drugą żoną i pasierbicą mężczyznę do lasu. Wcześniej, jako bywalec pubu prowadzonego przez obie panie, wysłuchiwał ich codziennych skarg na zachowanie Zbigniewa Sz. Marek J. zaoferował pomoc.

<!** Image 4 align=none alt="Image 177326" sub="Brama i portiernia Zakadu Karnego w Potulicach. To za tymi murami doszło do tragedii. Było to samobójstwo czy też, jak uważa matka, morderstwo? / Fot. Jacek Kiełpiński">- Był głupi, że się w to wmieszał - nie ma wątpliwości Bronisława Konopacka, matka Marka J. - Chciał pewnie zaimponować kolegom. Najpierw postraszył Zbigniewa Sz., a gdy ten poskarżył się policji... zrobili z kolegami, co zrobili.

Pani Bronisława przeżyła to strasznie. W jednym momencie

jedyny syn

przestał dla niej istnieć. Na procesie zeznawała przeciwko niemu, do dziś z matką i rodzeństwem zabitego utrzymuje dobre kontakty, chodzi na jego grób. Nigdy nie odwiedziła syna w więzieniu. Za to on regularnie na Dzień Matki przysyłał jej okolicznościowe kartki.

Informację o śmierci syna przyjęła spokojnie. Wszystko zmieniło się, gdy zapoznała się z aktami sprawy. - Myślałam, że umrę - wspomina. - Zrobiło mi się słabo. Pracownice prokuratury w Nakle otwierały w pośpiechu okna i chciały wzywać pogotowie. Wybiegłam stamtąd przekonana w stu procentach, że to było morderstwo. Syn zabił, bardzo źle zrobił, ale jego też zabito. I poruszę niebo i ziemię, aż jego mordercy w mundurach służby więziennej zostaną ukarani.

Najwięcej informacji o kulisach pobytu Marka J. w Potulicach ma jego kolega z dzieciństwa, który odwiedzał go regularnie. On też nie wierzy w samobójczą śmierć Marka J.: - Przygotowywał zbiorowe

wystąpienie więźniów

ze skargą do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Żył tą sprawą, namawiał współwięźniów, by się dołączyli. Chodziło o odszkodowanie za warunki, w jakich przyszło im odbywać karę. Dzwonił do mnie pięć dni przed śmiercią, dopytywał się, kiedy przyślę mu konsolę do gry telewizyjnej, bo jego się zepsuła - wspomina kolega Marka J. Wertując zdjęcia, wykonane tuż po śmierci J., dodaje: - Widziałem Marka miesiąc wcześniej, a patrząc na te fotografie nie mogę go poznać!

Twarz Marka J. jest napuchnięta i obrzmiała, widać na niej liczne ślady krwi. Dłonie są także spuchnięte. - Te zdjęcia oglądał patomorfolog z wieloletnim doświadczeniem. To on nam podpowiedział, jak to mogło być - mówi matka skazańca. - Marek wisiał, to prawda, ale nie za szyję, tylko za nogi. Stąd opuchlizna głowy i dłoni. Facet ponad 190 cm wzrostu i 130 kg wagi miał połamane żebra i mostek! Mówią, że w wyniku reanimacji. A ja sądzę, że spuścili mu łomot, jakiego zawsze się bał.

Tu znowu źródłem informacji jest kolega Marka J.: - Mówił mi sporo o życiu więziennym. W celi izolacyjnej, w której ostatecznie zmarł, bywał już wcześniej kilka razy. Twierdził, że nie ma się czego bać. Co innego cela zabezpieczająca - w gwarze więziennej

„dźwięki”.

To klitka, gdzie więzień leży w pasach. Marek najbardziej obawiał się tzw. mydełka. Jego zdaniem, funkcjonariusze czasami wsuwają przywiązanym do pryczy więźniom mydło pod kręgosłup. Podobno to ból potworny. Często też opowiadał o akcjach dyscyplinowania więźniów. O atandze, czyli grupie kilku zamaskowanych funkcjonariuszy, bijących więźniów właśnie w izolatce. Przypomina mi się każdy szczegół tych mrocznych opowieści, gdy czytam notatki służbowe z ostatnich dni życia Marka.

25 maja więzień J. odmówił przyjęcia posiłku. Od dawna narzekał na więzienne żarcie, tym razem postanowił zastrajkować. Namawiał też czterech kolegów z celi, by zrobili to samo. Uznano to za nawoływanie do zbiorowego wystąpienia i ukarano czternastodniową izolacją. Następnego dnia więzień miał się z niewiadomych powodów znaleźć w dyżurce, gdzie próbował zamachu na „własne zdrowie”. Funkcjonariusze nie tłumaczą, o co chodziło. Odnotowali za to, że użyto środka przymusu bezpośredniego w postaci umieszczenia więźnia skrępowanego kaftanem i z kaskiem na głowie w celi zabezpieczającej. Na „dźwiękach” przebywa dobę. Według kolejnych notatek więziennego psychologa, wyraźnie mięknie. Na końcu ma przepraszać wręcz za swe wcześniejsze zachowanie. Wraca do celi izolacyjnej. 29 maja o 15.25 jeden ze strażników odkrywa, że więzień wisi na kracie, oddzielającej wnętrze celi od okna. Funkcjonariusz podejmuje reanimację. O godzinie 16 lekarz pogotowia stwierdza zgon.

- Pytań i wątpliwości mamy dziesiątki. Chcemy, by wszystkie zostały wyjaśnione podczas procesu. Ale najpierw musi do niego dojść - mówi matka więźnia. - Tymczasem prokurator nie chce nawet przesłuchać kolegi Marka. Powiedział, że bardziej zależy mu na szybkim zakończeniu śledztwa. W aktach nie ma zeznań współosadzonych z celi. To miała być prosta sprawa do szybkiego umorzenia. Można było przypuszczać, że nikt się szczegółami nie zainteresuje, skoro ja, jedyna uprawniona do wglądu w akta, nie interesowałam się synem przez 11 lat.

Jak do przypadku niebudzącego wątpliwości podeszli badający ciało Marka J. biegli z Zakładu Medycyny Sądowej Collegium Medicum UMK? - Gdyby zachodziło podejrzenie morderstwa, wykonywane byłyby podczas sekcji zdjęcia albo film - przyznaje kierujący placówką profesor Karol Śliwka. Po chwili zastanowienia przyznaje, że

złamania żeber i mostka

mogły powstać nie tylko w trakcie reanimacji, ale także wówczas, gdyby po Marku J.... skakano. A na pytanie: skąd liczne ślady krwi na twarzy denata, odpowiada szczerze: - Nie wiem.

- Jeden z techników będących przy sekcji pokazywał mi, że syn musiał powiesić się... klęcząc przy łóżku - uzupełnia listę wątpliwości Bronisława Konopacka. - A zarazem na zdjęciach widać cienką bruzdę wisielczą, jakby od kabla, która zwyczajnie nie pasuje do grubej pętli, zrobionej podobno z prześcieradła.

Największe znaczenie, zdaniem matki i kolegi denata, ma jedno ze zdjęć zrobionych przez policję tuż po jego śmierci. Chodzi o plecy. Na wysokości lędźwiowej Marek J. ma potwornego siniaka. W protokole sekcji zwłok nawet o nim nie wspomniano, bo tam zaliczono go do licznych plam opadowych, które wystąpić musiały później (sekcję przeprowadzono 1 czerwca).

- Tym śladem nikt się nie zainteresował, a przecież idealnie pasuje do opowieści Marka o mydełku na „dźwiękach” - zauważa matka.

* * *

Kierownictwo ZK Potulice spokojnie czeka na zakończenie działań prokuratury. Nie ma sobie i swoim pracownikom nic do zarzucenia. Atanda to podobno przeżytek komuny, a o mydełku nikt nie słyszał.

Prokurator Arkadiusz Nowak z Nakła wydaje się zaskoczony zainteresowaniem prasy przypadkiem Marka J. - Trwają jeszcze czynności. Jeżeli będzie taka potrzeba, współwięźniowie i kolega tego człowieka zostaną przesłuchani. Monitoring więzienny? Nie był dotąd analizowany.


Tajemnicze zdjęcie

<!** Image 3 align=none alt="Image 177326" >Ta fotografia, wykonana przez policyjnych techników tuż po śmierci Marka J., najbardziej intryguje matkę i kolegę skazańca. Ich zdaniem, potężny siniak w okolicy lędźwiowej kręgosłupa może dowodzić znęcania się nad Markiem J. Podobno od lat mówił on odwiedzającemu go co miesiąc koledze o stosowanej w więzieniu karze „mydełka”.

Chodzić miało o wsuwanie więźniowi, przywiązanemu do pryczy w celi zabezpieczającej, zwanej „dźwiękami”, mydła pod kręgosłup. Tej kary (poza biciem przez funkcjonującą naprawdę czy też tylko w jego wyobraźni bojówkę funkcjonariuszy zwaną atandą) Marek J. bał się najbardziej.

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

m
misia
Rzeczywiście, facet na zdjęciach nie podobny..., na późniejszym wygląda jakieś 50kg więcej...tak źle karmią w więzieniach..?? Skazany na 25 lat...musiał sobie jakąś pozycję w wiezieniu ustawic, więc pewnie lider grupy... myśle, że facet chciał postraszyć klawiszy, że się zabije, ale się się przeliczył...
p
prawda
Czy taki klawisz ma kontakt z psychologiem ? Czy sam potrafi kontrolować swoje emocje?Znam z osiedla takich co siedzą pod pantoflem u żony i teściowej a za bramą więzienną mogą odreagować na więźniach i pokazać kto tu rządzi.I tak powstaje ten ważny klawisz -sadysta i despota.Czy to jest ok?
K
Kris
Normalka. Ludzie czasami nie zdają sobie sprawy jak traktuja w wiezieniach. Jest wielki odsetek normalnych gadów ale czesc z nich to psychopaci bez sumienia, którzy ponizaja ludzi jaK TYLKO moga. Ciekawe jaki psycholog dopuszcza takich do pracy????
a
andzel...
to jest straszne co oni wyprawiają z więżniami .... :-( czy dla takich jak ci którzy tak katują nie ma kary ???? a poza tym wiem coś na temat tych katów ponieważ oni żyją tylko z więżni dobrego jedzenia i wszystkiego co dostaną od rodziny!!!!!!!
F
Franek Dolas
Ten artykuł to wstyd. Same wyssane z palca bzdury, ani zdania prawdy. Dziennikarzyna szuka taniej sensacji. Express stał się szmatławce.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski