https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziura z sękiem

Jarosław Reszka
Parę dni temu pewien mieszkaniec Bydgoszczy złożył doniesienie do prokuratury. Zarzuca władzom miasta, że nie dopełniły obowiązku odśnieżania. Tak się akurat składa, że donoszącego na miasto obywatela dobrze w redakcji znamy z obywatelskiej aktywności.

<!** Image 2 align=right alt="Image 144988" sub="Po obfitych opadach większość bydgoskich ulic przykrywa gruba warstwa rozjeżdżonego śniegu, pod którą trudno zauważyć dziury w nawierzchni / Fot. Tadeusz Pawłowski">Parę dni temu pewien mieszkaniec Bydgoszczy złożył doniesienie do prokuratury. Zarzuca władzom miasta, że nie dopełniły obowiązku odśnieżania. Tak się akurat składa, że donoszącego na miasto obywatela dobrze w redakcji znamy z obywatelskiej aktywności. Aktywność jest tak szeroka, że gdybyśmy chcieli podążyć jej śladem, pół redakcji musiałoby się przestawić na dziennikarstwo śledcze. Donos na miasto okazał się jednak właściwym gestem we właściwym czasie i miejscu. Słusznie zatem został nagłośniony, a następnie intelektualnie przeżuty przez ekspertów. Efekty żucia są, niestety, mizerne. Jeśli na przykład ktoś, jadąc swoim autem zalodzoną ulicą, wpadnie w poślizg i wyrżnie w latarnię, to, zdaniem ekspertów, jego wina, bo nie dostosował sposobu jazdy do warunków panujących na drodze. I nie ma tu znaczenia, czy jechał 50, czy tylko 20 km na godzinę, czy jego samochód miał ABS, zimowe opony, czy był to „maluch” czy mercedes. „Tylko w wyjątkowych sprawach, kiedy na przykład uszkodziliśmy oponę, bo wjechaliśmy w dziurę zasypaną śniegiem, kierowca może zażądać odszkodowania od zarządcy drogi” - tłumaczył w środowym „Expressie” radca prawny z Kancelarii Prawniczej Lege Artis Kuropatwiński-Lewicki. Mało tego, powinno się w takiej sytuacji udowodnić, że szkoda nastąpiła w wyniku nieodśnieżenia drogi, np. wykorzystując notatki policyjne, zdjęcia z miejsca zdarzenia i zeznania świadków.

<!** reklama>Zastanawiając się nad powyższymi warunkami, dochodzimy do wniosku, że wywalczenie odszkodowania za wypadek na oblodzonej drodze jest nie tyle wyjątkowo trudne, co niemożliwe. Zastanówmy się chwilę nad zdarzeniem, które opisał nasz ekspert, radca prawny, jako przykład, kiedy odszkodowanie się jednak kierowcy należy. Z tego opisu wynika, że uszkodzenie auta na dziurze samo w sobie nie jest wystarczającą podstawą do uzyskania odszkodowania. Dziura dodatkowo musi być zamaskowana - śniegiem albo, jak się domyślam, wodą, gdy śnieg stopnieje. Już to ustalenie pachnie niezłym absurdem: administrator nie odpowiada za to, że pozwolił, by droga przybrała wygląd szwajcarskiego sera. Za lenistwo i skąpstwo ukarać go natomiast może tylko matka natura, przykrywając grzechy administratora. Choć i tak ukarać raczej teoretycznie. Kierowca powinien bowiem udowodnić, że uszkodził oponę właśnie dlatego, że wjechał w tę konkretnie dziurę. Czy to realne? Chyba tylko pod warunkiem, że obok naszego auta cały czas porusza się drugie z kamerzystą filmującym naszą podróż w planie pozwalającym śledzić auto i dziurę, a także rejestrować czas nagrania. A i to może nie być dowodem, bo administrator drogi zapyta, jak wykażemy, że opona nie była uszkodzona przed najechaniem na dziurę. Zaraz - powie ktoś przytomnie - a zeznania świadków? Przecież tego dnia jechałem z dwoma kolegami, dobrze widzieli, co się stało. Czyżby? - ripostuje administrator. Oglądali dokładnie pańską oponę przed podróżą, a w jej trakcie wisieli z głową przy asfalcie, śledząc reakcję pomiędzy dziurą i oponą?

Nic więc w takiej sytuacji nie da się zrobić? Już sam fakt, że jednak niektórzy niekiedy otrzymują odszkodowania za szkody na źle utrzymanych drogach, świadczy, iż odszkodowanie nie jest marzeniem ściętej głowy. Administrator nie jest panem wszelkiego stworzenia. Można go podać do sądu. Podejrzewam, że mimo wszystko rzadkość przyznawanych odszkodowań za uszkodzenia na złej drodze wynika z tego, że rzadko decydujemy się oddać sprawę w ręce sędziego. Procesowa mitręga jest dla nas większym kosztem niż opona czy wahacz. Sytuacja pewnie zmieni się, gdy - tak jak w Ameryce - prawnicy będą szukali klientów nie tylko w kancelariach, ale i na drodze. W dziurze przecież można uszkodzić nie tylko samochód, także zdrowie - np. psychiczne, pod wpływem stresu. A dowiedzenie przez administratora drogi, że kierowca nie podupadł na psychicznym zdrowiu z powodu wjechania w dziurę, może być równie karkołomnym zadaniem jak wykazywanie, że dziura była zamaskowana i akurat w nią wpadła nasza opona.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski