Kilkadziesiąt dzików musi zniknąć z lasów na Osowej Górze. Problem w tym, że zwierzęta mają zupełnie odmienne plany.
Sprawą usunięcia dzików nie chcą zająć się myśliwi, choć jest zgoda na odstrzał 8 sztuk. Wszystko przez prawo łowieckie, które zabrania strzelania do zwierząt będących w bliskiej odległości od ludzkich siedzib. A dziki na Osowej Górze biegają między blokami. I to dosłownie.
- Mieszkam tu długo i niejednego dzika już widziałem, zwykle jednak w okolicach Waleniowej, tuż przy lesie. Teraz byłem w szoku, bo idąc z psem na spacer ulicą Wielorybią napotkałem przed sobą dwie lochy i sporo młodych. Nawet mój pies, zwykle bojowy, wystraszył się. Więc razem zrobiliśmy szybki w tył zwrot i zwiewaliśmy - mówi pan Marek z ulicy Wielorybiej. - Nigdy tak na to nie patrzyłem, ale to staje się niebezpieczne. Przecież między tymi blokami są też place zabaw i piaskownice dla dzieciaków.
O tym, że żarty się skończyły, wie ratusz. Na klatkach schodowych pojawiły się apele o niedokarmianie zwierząt, zamykanie śmietników, które są spiżarnią dla dzików. Urzędnicy proszą też, żeby nie zbliżać się do odłowni i trzymać psy na smyczy.
Teraz przyszła pora na radykalne rozwiązanie. Specjalistyczna firma ma wywieźć kilkadziesiąt dzików 200 kilometrów poza miasto. Akurat na taką odległość, by nie chciało im się wracać w ulubione okolice. Wcześniej nici wyszły z akcji ich płoszenia i odstraszania. Niewiele też pomogło danie wolnej ręki myśliwym na odstrzał dzików w tym rejonie.
<!** reklama>
- Dziki muszą zdziczeć. Teraz są przyzwyczajone, że ludzie rzucają im jedzenie, nie chcą więc stąd odchodzić - uważa Adam Ferek, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego, który nadzoruje akcję „przesiedleńczą”. - Zagrożenie jest bardzo poważne i nie można go dłużej lekceważyć.
Sprawy w swoje ręce wzięła firma Animal Patrol, która w okolicy użytku ekologicznego na Osowej Górze założyła odłownię. Znajdują się w niej przysmaki zwierząt, które mają zachęcić je do wejścia w pułapkę. Sygnał o tym zostanie wysłany przez czujniki.
- Żeby zamknąć odłownię, musimy być na miejscu. Nie możemy tego zrobić zdalnie, bo mogłoby się okazać, że brama przecięła dzika na pół. Problem w tym, że dziki raz przychodzą na ten teren, a potem kilka dni ich tam nie ma. Wyłożyliśmy sporo jedzenia, mamy nadzieję, że w końcu się do niego przekonają - mówi Renata Nowicka, właścicielka firmy Animal Patrol.
Co robić, gdy staniemy oko w oko z dzikiem? - Na pewno nie uciekać, dzik i tak jest szybszy. Choć serce wali jak dzwon, lepiej zachowywać się naturalnie i nie wykonywać gwałtownych gestów, dzik sam powinien odejść dalej, a gdy nie czuje się zagrożony, nie będzie atakował - radzi dyrektor Ferek.
Dwuletni plan zakłada odłowienie około 80 dzików. 26 udało się złapać w 2011 roku. Myśliwi mają dodatkowo zezwolenie na odstrzał ośmiu sztuk.