Afganistan to przede wszystkim muzułmanie, ale jak okaże się, że brakuje Jezuska do żłóbka, można iść na bazar i tam go wystrugają. Można nawet pokazać zdjęcie i zamówić konkretną figurkę.
<!** Image 2 align=right alt="Image 140654" sub="Święta na misji? Tak, ale muszą być tradycyjne potrawy! / Fot. Nadesłane">Świątecznymi wspomnieniami z misji podzielili się z nami: chor. sztab. Jacek Grzelak (1. Brygada Logistyczna, służył, m.in., w sekcji operacyjnej batalionu logistycznego, Irak, 2005), mjr Krzysztof Kowal (Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych, oficer żywnościowy, Liban, 2007), st. sierż. Tomasz Chojnacki (Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych, dowódca drużyny remontowej w kompanii logistycznej Zgrupowania Bojowego, Afganistan, 2008.
Wieczerza
K.K. - Z Polski na święta dostarczane są półprodukty, m.in., groch, kapusta, ryby - na przykład w zalewie, które zastępują karpia. Nie ma go na miejscu, a jest zbyt duża odległość, by był przewieziony. W Libanie mieliśmy na stole 12 potraw: były i pierogi z kapustą i z grzybami, makiełki, znane jako kutia, ryba po grecku. Zamówienia na wszystko składaliśmy 2 miesiące wcześniej, przygotowania ruszyły 2 tygodnie przed Wigilią. Było 400 osób, by starczyło po 3 pierogi na osobę przez 3 dni świąt, trzeba było ulepić ich około 4-5 tys.
<!** reklama>J. G. - Ale są regiony, gdzie takich możliwości nie ma, gdzie Wigilia to fajne ognisko z kiełbaskami w gronie kolegów. Nikogo prócz nich tam nie mamy, na misji rodzina to kolega z patrolu czy samolotu. Są dwie sytuacje, w których żołnierz jest jak dziecko: pierwsza, to gdy ginie kolega, druga w Boże Narodzenie: to czas rodzinny, a bliscy są bardzo daleko.
T. Ch.- Dlatego kolacja to ważny element, ale najważniejsze jest sensowne zaplanowanie czasu, wypełnienie każdej minuty.
J.G. - To, że my obchodzimy święta, nie znaczy że czas się zatrzymał, jeśli ma się obowiązki, trzeba je wykonywać. Oczywiście, można dogadać się z kolegami z innych państw, pozamieniać się z nimi. Ale są sytuacje, że to niemożliwe.
Choinka
T.Ch. - Może być z bananowca. W Libanie mieliśmy świąteczne drzewko z kaktusa. Oczywiście, przystrojone.
J.G. - Wszystko zależy od otoczenia. Każdy coś przemyci, np. małe sztuczne drzewko. Śniegu nie brakuje, choć jest on z różnych materiałów, bywa że ze strażackiej piany gaśniczej. Zdarza się też prawdziwy biały puch.
Prezenty
T.Ch. - Przed świętami organizowane są specjalne transporty. Dostajemy od rodzin to, czego tutaj nie mamy, na przykład kabanosy, polską kiełbasę, gorące kubki: barszczyk czy żurek, czekoladę...
K.K. - Ale polską czekoladę, w Libanie nie było takich słodyczy. To drobne rzeczy, ale podtrzymują na duchu.
J.G. - Uwielbiam ptasie mleczko, takiego, jakie mamy w domu, nigdzie się nie znajdzie! Różne są ludzkie losy, bywa, że kolega akurat przesyłki z domu nie dostanie. Wtedy wesprą go inni. Rodzinom przesyłamy drobiazgi. Ale oni czekają na nasz powrót, nie na prezenty.
Żłóbek
J.G. - Robimy go z tego, co jest w zasięgu: z łusek, desek. Część rzeczy przywozimy ze sobą, resztę można kupić na targu. Afganistan to przede wszystkim muzułmanie. Gdy jednak okaże się, że nie mamy Jezuska, na tamtejszym bazarze nam go wystrugają. Możemy pokazać zdjęcie i zamówić konkretną figurkę. Będzie tego samego dnia. Chyba że ma być pomalowana, wtedy trzeba czekać.
Święty Mikołaj
J.G. - Zdarza się, że ktoś ma jego czapkę, a gdy założy się ją zamiast beretu, dowódca nic nie powie. Do Mikołaja największą wagę przywiązują Amerykanie, którzy hucznie świętują pierwszy dzień świąt: przebierają się, dekorują wszystko dookoła.
T.Ch. - Od dobrego dowódcy zależy atmosfera i powodzenie całej misji.
K.K. - W Libanie był z nami wspaniały człowiek, nasz dowódca, za którym cały kontyngent poszedłby w ciemno. Przygotowywaliśmy święta, wszystko było zapięte na ostatni guzik. 19 grudnia dostał telefon, że zmarła jego żona. Wszyscy byliśmy w żałobie.
Kolędy
T.Ch. - Śpiewamy je, każdy w miarę możliwości, ale jakoś to wychodzi!
K. K. - Nikt tak jak Polacy nie obchodzi świąt, w tym czasie się solidaryzujemy. Taka sama reakcja jest w momencie zagrożenia. Są państwa, z których żołnierze z jednego regionu nie dogadają się z tymi z innego.
J.G. - Bo jak polski żołnierz coś robi, to na sto procent. Taką zresztą solidną opinię mamy wśród kolegów z innych państw. Wiele osób z Polską kojarzy Jana Pawła II, Lecha Wałęsę i polskiego żołnierza.
T.Ch. - Poznaliśmy raz Murzynkę, bodajże z Północnej Karoliny, która Polską była zafascynowana. Raz w święta zaprosiła nas do swojego kampu (przyp. kamp - kontener mieszkalny żonierzy na misji), i śpiewaliśmy polskie kolędy.
Pasterka
T.Ch. - O pasterkę zadbał nasz kapelan, jednej Wigilii mieliśmy aż dwie: pierwszą o godz. 24 czasu lokalnego. Gdy wybiła godz. 24 czasu polskiego, też odprawiono nabożeństwo.
J.G. - W tym czasie dzwoni się do domów - na łączność nie można narzekać, jest pierwszorzędna. Specjalne podziękowania należą się paniom telefonistkom, które zawsze są wyrozumiałe. Przysługuje 10 minut rozmowy, ale gdy czas dobiega końca, potrafią przymknąć oko.
K.K. - Tym bardziej, że święta wypadają w trzecim miesiącu misji, która zazwyczaj zaczyna się w październiku - grudzień to ani początek, ani półmetek, ani koniec. Dlatego mówi się o syndromie trzeciego miesiąca.
Sylwester
K.K. - Raz postanowiliśmy przygotować galat, zamówiliśmy składniki. Zrobiliśmy jak trzeba, ale nie mogliśmy doczekać się efektu. Okazało się, że galat jest... słodki! Żelatyna pochodziła z zasobów ONZ, okazało się, że ich żelatyna to nasza galaretka!
J.G. - Sylwester nie ma takiej wagi jak Boże Narodzenie. Nowy Rok oznacza, że już coraz bliżej powrotu do domu.