Dziarski kontroler ciągle się opłaca

Wiem, że i mnie krytykuje się w niewybredny sposób np. określając „zakutym łbem”. To mi jednak nie przeszkadza, bo znam swoją wartość, potrafię się obronić lub przeprosić za swoje błędy. Za cudze winy, niestety, już nie.

Podobnie jest z „kanarami”. Niektórzy w walce o kasę rozszarpują na strzępy każdego, kto jedzie na gapę. Tacy kontrolerzy w nosie mają to, że gapowicz nie zawsze jest przestępcą, że nie zabił nikomu ani matki, ani żony i mógł po prostu zapomnieć skasować bilet.

CZYTAJ TEŻ:- Kontrolerzy szarpali kobietę. Myślałem, że to napad - relacjonuje Czytelnik

Na szczęście, zdarzają się i tacy, którzy potrafią być wyrozumiali dla ludzkich słabości i nie stosują przemocy ani fizycznej, ani psychicznej. Przy okazji historii agresywnych kontrolerów przypomniało mi się, że w kilku polskich miastach wprowadzono bezpłatną komunikację. Funkcjonuje ona z powodzeniem. Mieszkańcy częściej jeżdżą autobusami niż własnymi samochodami.

Przynosi to znaczne korzyści. Pierwsza jest taka, że gminy nie wydają tak dużo na remonty ulic. A druga, natury zdrowotnej, wiąże się z mniejszym zanieczyszczeniem powietrza.

W takich miejscowościach żyje się po prostu zdrowiej. A jak byłoby w Bydgoszczy, gdyby w komunikacji miejskiej nie obowiązywały bilety? Hm, nie wiem. Ale wydaje się, że miasto nie ma ochoty tego sprawdzić... i stracić wpływów z tej działalności oraz z opłat ze strefy płatnego parkowania. Pytanie tylko, co się bardziej opłaca.