Wynik finansowy kontrolowanych przez rząd spółek, jak PGNiG czy Orlen, zależy m.in. od tego, w jakich cenach kupują one surowiec lub paliwo sprzedawane potem klientom hurtowym i (przez spółki zależne) detalicznym. Ropa naftowa „za Tuska” była na światowych giełdach po ponad 100 dolarów za baryłkę. A w całym zeszłym roku utrzymywała się w okolicach 50 dol. Ostatnio oscyluje wokół 63 dol.
Światowe ceny gazu zależą w znacznej mierze od cen ropy: „za Tuska” były średnio dwa razy wyższe niż dziś. Owszem, PGNiG związane jest nieciekawym kontraktem z Gazpromem, ale - po pierwsze - płaci mu za gaz dużo mniej niż „za Tuska”, a po drugie już prawie połowę paliwa pozyskuje z innych źródeł.
Kupuje tanio, a sprzedaje tylko minimalnie taniej niż wcześniej, w każdym razie nam, szarym odbiorcom, wykorzystującym gaz do gotowania, mycia i ogrzewania. 6 groszy obniżki na metrze sześciennym… Szału nie ma. Ależ jest! W finansach PGNiG.
Spółka zarobiła już w tym roku jakiś miliard złotych więcej niż w zeszłym. 72 proc. firmy należy do państwa, więc większość pieniędzy trafi do rządu. Który je rozda.
Na pewno na słuszne cele! Osobiście wolałbym jednak, gdyby te pieniądze zostały w kieszeniach szarych odbiorców gazu. Może też wtedy więcej Polaków zrezygnowałoby z zatruwania siebie i rodaków pyłem z najgorszych sortów węgla? O nie! To byłoby złe! Uderzyłoby w nasze kopalnie!
Jak Państwo widzą, przynajmniej z dwóch arcyważnych powodów gaz musi być w Polsce drogi.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Większość Europy dostanie tej zimy tańszy gaz. A my?
Follow https://twitter.com/dziennipolski