**Proces znanego bydgoskiego strażaka wchodzi w końcową fazę. Za kilka dni sąd ogłosi wyrok. Nie znamy szczegółów sprawy, trudno więc komentować samo zdarzenie. Niewykluczone, że prawdę znają tylko dwie osoby, to znaczy oskarżony i oskarżająca go kobieta. Prokuratura jednak wniosła akt oskarżenia, więc można mniemać, że podstawy miała dość solidne.
Koledzy po fachu Mariusza W., z którymi rozmawiałem wczoraj, nie kryli zaskoczenia całą sprawą. W prywatnych rozmowach dawali wyraz niedowierzaniu w prawdziwość zarzutów. Sąd nie wyda wyroku jednak na podstawie czyichkolwiek wrażeń, odczuć czy intuicji, ale na podstawie twardych dowodów. Winy bądź niewinności.
<!** reklama>
W takich razach pojawiają się zwykle dwie obiegowe opinie. Pierwsza - że takie oskarżenie może spotkać każdego. Pozwolę sobie z tym twierdzeniem się nie zgodzić, bo to by znaczyło, że prokuratura niewystarczająco weryfikuje informacje. Druga opinia jest taka, że w instytucjach zamkniętych i ściśle zhierarchizowanych łatwiej niż gdzie indziej można sobie pozwolić na zachowania noszące znamiona wykorzystywania seksualnego. To też uproszczenie, bo przestępstwa seksualne wcale nie są domeną określonych środowisk.
Najczęściej takie sprawy nie przedostają się do opinii publicznej. Może poza pierwszą informacją - potem afera ginie za zamkniętymi drzwiami sądu i zwykle nie wiadomo nawet, jakim wyrokiem się zakończyła. W przypadku osób „medialnych” jest inaczej. Kto wie czy właśnie dlatego nie są one bardziej narażone na oskarżenia na tle obyczajowym.