https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Drugie serce bije mocniej

Maria Warda
Jan Kabałyk ze Żnina pracował jako zaopatrzeniowiec w Spółdzielni Meblarskiej w Janowcu Wielkopolskim. Przeszedł zawał i dwie zapaści. Życie uratował mu przeszczep serca.

Jan Kabałyk ze Żnina pracował jako zaopatrzeniowiec w Spółdzielni Meblarskiej w Janowcu Wielkopolskim. Przeszedł zawał i dwie zapaści. Życie uratował mu przeszczep serca.

<!** Image 2 align=right alt="Image 146807" sub="Jan Kabałyk obchodzi dwa razy urodziny, drugie to data przeszczepu serca. Wierny pies Yogi pilnuje swego pana w domu i na spacerach / Fot. Maria Warda">Czy wie Pan, czyje serce bije w Pana piersi?

Wiem, że to był 26-letni motocyklista z Kalisza. Zginął w wypadku. Jednak lekarze z kliniki w Warszawie, gdzie dokonano przeszczepu, żadnych innych informacji nie podali, ja też nie starałem się szukać rodziny. Wiem od innych osób, które przeszły podobną operację, że także nie szukają kontaktów z rodzinami dawców. Jeśli myślę o tym chłopaku, mówię sobie po prostu, ja miałem szczęście, on nie.

Dawcą był młody człowiek, czy odczuwa Pan, że wszczepiony mięsień jest młodszy od innych pańskich organów?

To przeszczepione serce jest eleganckie. Nie zawiodłem się na nim. Bije regularnie. Wiem, że miałem dużo szczęścia, bo nie wszyscy przeżywają. Ja miałem operację w tym samym czasie co brat Lecha Falandysza, Jurek. Leżeliśmy z Jurkiem Falandyszem w jednej sali. On nie przeżył roku po operacji. Jeden pacjent zmarł na sali operacyjnej. U mnie też nie obyło się bez komplikacji.

<!** reklama>Serce jest nie tylko mięśniem, ale symbolem miłości. Jak to jest, kiedy traci się własne i dostaje cudze?

Może niektórzy będą zawiedzeni, ale nie ma żadnej różnicy. Nie mam takiego odczucia, że to nie moje serce. Być może dlatego, że ono jest w środku. Nie widzę go. Po prostu zabrali ledwie żyjącego człowieka na operację. Zrobili przeszczep. Zaszyli i widać jedynie blizny po operacji. Mam jednak świadomość, że to niezwykły mięsień. Wydaje mi się, że gorzej mają ludzie z przeszczepioną ręką. Czytałem, że rok temu przeczepili mężczyźnie rękę kobiety. On codziennie musi patrzeć na tą nie swoją dłoń. To dopiero trzeba mieć silne nerwy.

Czy trudno było podjąć decyzję o poddaniu się tak poważnej operacji?

To nie było łatwe, ale bardzo wspierała mnie rodzina. Dziesięć lat przed operacją miałem zawał. Później było coraz gorzej. Wszczepili mi wówczas kardiowerter, to taka maszynka do pobudzania pracy serca, kiedy przestaje bić, a moje dwa razy przestało bić na dłużej. Lekarze uratowali mnie, ale niedotlenienie mózgu zrobiło swoje. Nie zamykała się zastawka, lewa komora była nieczynna. Myśl o przeszczepie podsunął mi i żonie, doktor Paweł Jesionka. W styczniu 2002 roku dostaliśmy telefon z kliniki w Warszawie, że jest dawca. Odmówiłem. Wydawało mi się, że czuję się dobrze, bo nic mnie nie bolało. Rodzina szalała. Synowie musieli później odkręcać wszystko, aby nie wykreślili mnie z kolejki. Kiedy trzy miesiące później, pojawiła się kolejna szansa już nie miałem wyjścia. Gdybym odmówił, to serce młodego człowieka zmarnowałoby się. Najpierw mieli mnie przetransportować helikopterem, ale doszli do wniosku, że karetka dojedzie bez problemu. Jechaliśmy do Warszawy w nocy na sygnale. Nie wiem, kto mnie operował, bo pacjent nie widzi lekarzy. Po raz pierwszy, kiedy wszywano mi kardiowerter, operował mnie syn Zbigniewa Religi.

Poznał Pan osobiście profesora Religę?

Tak, miałem to szczęście. Uściskał moją żonę. Mówił, że na 99 procent operacja jest udana. To był wspaniały człowiek i znakomity lekarz. Miał rację, żyję już osiem lat, serce bije miarowo. Biorę leki przeciw odrzutowi. Jem wszystko. Piję kawę, nawet trochę wódki mogę wypić. Problem miał tylko lekarz, bo kiedy robiono mi EKG, maszyna pokazywała dziwny zapis, nie do odszyfrowania. Okazuje się, że nowe serce jest położone trochę w poprzek.

Teczka personalna

Jan Kabałyk, mieszkaniec Żnina

Był zaopatrzeniowcem w janowieckiej Spółdzielni Meblarskiej. Od 2002 roku żyje z przeszczepionym sercem. Uprawiał żeglarstwo. Należał do Klubu Wodnego Ligi Morskiej. Teraz wolne chwile z przyjemnością spędza na działce. Humor mu dopisuje Lubi pośmiać się nawet sam z siebie.


 

 

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski