https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj Jałoszyński z Bydgoszczy jest dorosły, ale właśnie obchodził 5. urodziny

Katarzyna Piojda
Pan Mikołaj, chociaż to dorosły człowiek, właśnie świętował 5. urodziny
Pan Mikołaj, chociaż to dorosły człowiek, właśnie świętował 5. urodziny Nadesłane
1 kwietnia, czyli w prima aprilis, 2019 roku Mikołaj poszedł na badania. Wkrótce usłyszał, że ma białaczkę. Życie dało mu jednak drugą szansę. Właśnie minęło 5 lat od przeszczepu szpiku.

O nowotworze, konkretnie o białaczce, młody bydgoszczanin dowiedział się we wczesnej fazie choroby. - Byłem wówczas kierownikiem działu dystrybucji w firmie spedycyjnej - wspomina Mikołaj Jałoszyński. - Dużo pracowałem. Myślałem że jestem po prostu zmęczony. Gdy miałem wolne od pracy, potrafiłem całe dnie przespać. Lecącą krew z nosa również zganiałem na zmęczenie, podobnie jak brak koncentracji, no i ogólne osłabienie.

Rodzina i przyjaciele kazali mu pójść do lekarza. Wreszcie posłuchał. Pofatygował się, żeby zrobić chociaż podstawowe badania krwi. Tak to wspomina: - Aby wszystkim, w tym też sobie, udowodnić, że jest dobrze, 1 kwietnia (tak, tak, w prima aprilis) 2019 roku rano pojechałem na pobranie krwi. Już po południu dostałem telefon z laboratorium, żebym pilnie odebrał wyniki. Jeszcze nigdy nie widziałem wykazu morfologii w czerwonym kolorze. Mój lekarz pierwszego kontaktu spojrzał na wyniki i od razu wystawił skierowanie do szpitala. W kolejnych dniach, kiedy zgłosiłem się na SOR, już po badaniach, co chwilę spływały do mnie informacje o złych wynikach, natomiast nigdy nie spodziewałem się, że może mnie spotkać coś gorszego...

W urodziny bratanicy

Pierwsza diagnoza potwierdziła się 8 kwietnia. - Nie zapomnę, bo tego dnia moja bratanica obchodzi urodziny - mówi pan Mikołaj. - Wtedy czas zatrzymał się dla mnie. Symbolika dat w tym wszystkim ma olbrzymie znaczenie. Pamiętam jak dziś, 16 kwietnia, kiedy leżałem na oddziale hematologii, przyszedł do mnie lekarz i powiedział: „Panie Mikołaju, biopsja szpiku kostnego potwierdziła pierwotną diagnozę. Ma pan białaczkę mielomonocytową CMML, czyli przewleką chorobę układu krwiotwórczego”.

Przerażenie, niedowierzanie, poczucie bezsilności i widmo śmierci. One wówczas towarzyszyły bydgoszczaninowi. - Niby byłem świadomy, a wszystko jakby toczyło się gdzieś obok mnie. Usłyszałem, że uratować mnie może jedynie przeszczep. To dlatego natychmiast zostałem skierowany do Szpitala Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach.

Szczęście w nieszczęściu

- Pojawił się promyk nadziei w postaci mojego brata. Przeszedł badania HLA. Są to badania wykonywane głównie w celu doboru dawców i biorców narządów i tkanek. Okazało się, że brat mógł zostać moim dawcą komórek macierzystych. Nie musiałem czekać miesiącami na swojego bliźniaka genetycznego. Bywa też tak, że szpik transportuje się z drugiego końca świata, ale zdarza się i tak, że czas wpływa na niekorzyść. Brak bliźniaka genetycznego i postęp choroby prowadzi do śmierci osoby chorej. 23 lipca ruszyliśmy z bratem do Katowic na konsylium do profesora kliniki.

Ważne decyzje

Pomimo uprzejmości i profesjonalizmu profesora oraz zespołu lekarzy, pacjent zderzył się ze ścianą. - Wtedy usłyszałem: „Panie Mikołaju, musi być pan świadomy i podjąć ważne decyzje, ale jeżeli nie podejmie pan próby leczenia, chemioterapii i przeszczepu, może pan nie przeżyć roku”.

Łzy napłynęły mu do oczu i drżącą ręką podpisał zgodę na przeprowadzenie leczenia i przeszczepu szpiku: - Wracając do domu, nie zamieniłem z bratem ani słowa. Drogę z Katowic do Bydgoszczy przepłakałem. Każdy na moim miejscu by przepłakał.

Nastał dzień, kiedy trzeba było pożegnać się z bliskimi: - Nie wiesz, czy jeszcze ich zobaczysz... Nigdy nie zapomnę smutku babci, która płacząc, przytulała mnie, mówiąc: „tylko wróć szybko”. Widok matki, która w takim momencie żegna się z synem, a syn z matką, przyprawiał o ciarki. Po pożegnaniu wyjechałem do szpitala, właśnie do odległych Katowic. Zostawiłem dom, rodzinę, przyjaciół, pracę, ale nie nadzieję. To po to, żeby 20 sierpnia 2019 roku wejść na oddział onkologii i transplantacji szpiku.

Godziny i sekundy

Spotkanie z lekarzami, pielęgniarkami, masa badań i kolejne pożegnanie z bratem, który nie mógł wejść na sterylny odział. Wszystko trwało sekundy albo godziny: - Wszedłem do niewielkiej sali numer 8, całej wykafelkowanej, pełnej aparatury oraz sprzętu medycznego - opisuje pan Mikołaj. - Nie byłem w stanie z nikim rozmawiać. Przepłakałem całe popołudnie i noc. Po kilku dniach zacząłem chemioterapię. Towarzyszył mi woreczek z niewinnie wyglądającą zawartością, który miał wyzerować mój szpik tak, że wartości badania morfologicznego wykazały 0,00.

Podarunek od brata

Mężczyzna nie chce opowiadać, jak się czuł po chemioterapii, ponieważ każdy chory reaguje inaczej na podaną chemię. Każdy może sobie wyobrazić, że nie jest to dobry czas.

- W końcu przyszedł dzień, w którym kilka pięter niżej mój brat oddał dla mnie swój szpik, komórki macierzyste. 5 września 2019 r. o godzinie 14.00 urodziłem się na nowo. Wtedy miałem przeszczep szpiku. Każdego dnia po nowych narodzinach, o godzinie 5.00 rano pielęgniarki pobierały mi krew do badań. Niecierpliwie każdego dnia czekałem na lekarza prowadzącego, który powie: „W pana morfologii pojawiają się pierwsze wartości, szpik ruszył”.

60 dni i nocy

W 60. dobie wyniki pana Mikołaja pozwoliły mu na opuszczenie szpitala i powrót do domu.
- Udało mi się, prawda, ale trzeba pamiętać, że białaczka jest jak proces złożony. Jest przecież diagnoza, dawca (odszukanie dawcy), chemioterapia, przeszczep, przyjęcie nowego szpiku, pierwsze wartości w morfologii i to, co spotyka również wielu chorych po przeszczepie GVHD, co mnie też spotkało. Myślałem, że jak przejdę wszystkie etapy, to nic złego już się nie wydarzy. Skoro opuszczasz takie miejsce po 60 dniach, to co jeszcze może się zadziać? Właśnie wspomniana przeze mnie GVHD, a więc choroba przeszczep przeciwko gospodarzowi. - Innymi słowy, mój organizm rozpoznaje obce ciało, obcy szpik i traktuje go nie jak coś dobrego dla organizmu, ale jak wroga, zatem go odrzuca. Z powikłaniami borykałem się trzy razy. Kiedy myślisz, że pokonałeś raka krwi, to większego dramatu już nie doświadczysz. Cieszysz się, bo wygraną masz na wyciągnięcie ręki - wyjaśnia pan Mikołaj, na co dzień nauczyciel w Zespole Szkół Spożywczych w Bydgoszczy. - Musisz jednak zmierzyć się z powikłaniami. Kiedy trzykrotnie przechodziłem ostrą chorobę GVHD, moje ciało nie dawało rady, lecz głowa była świadoma. Wiedziałem, że jest bardzo źle, że leki nie działają, że organizm odmawia posłuszeństwa. Przy chorobie przeszczep przeciwko gospodarzowi, kiedy organizm odrzuca twój szpik, atakowane są narządy: nerki, płuca, wątroba, układ pokarmowy, skóra, oczy. Na końcu zatrzymuje się serce. Masz świadomość tego wszystkiego. Z jednej strony, walczysz o życie, bo nie chcesz umierać, a z drugiej, przecież wiesz, co jest grane. Zastanawiasz się, czy napisać listy pożegnalny. Rozmyślasz, jak będzie wyglądało twoje odejście, czy będziesz mógł spoglądać na swoich bliskich, czy zobaczysz swój pogrzeb i siebie leżącego w trumnie, a nawet - jaki rachunek sumienia zrobić.

Kiedyś się zobaczymy

- Żyję i jestem za to życie wdzięczny. Niczego nie żałuję, nie mam pretensji, że spotkała mnie choroba. Czasami myślę, że wszystko było po coś. Kiedyś powiedziałem, że żyję, bo spotkała mnie śmiertelna choroba. W chorobie znalazłem swoje motto, CCP - czas, cierpliwość i pokora. Jestem tylko częścią tej walki, bólu i bezsilności. Nigdy by mi się to nie udało, gdyby nie moja rodzina i przyjaciele. I również nie byłoby mnie tu dzisiaj, gdyby nie wspaniali ludzie, których poznałem. To pielęgniarki oraz pielęgniarze oddziału hematologii szpitala Biziela w Bydgoszczy. Jestem wdzięczny katowickiemu Szpitalowi Hematologii i Transplantacji Szpiku. Klinika jest prowadzona przez znakomitego profesora i zespół ordynatorów, lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszek, dietetyków. Nie poradziłbym sobie, gdyby nie starania, wiedza i zaangażowanie tych ludzi. Pielęgniarki, jak dobre anioły, trzymały mnie za rękę i wspierały. Nie ma słów, które wyrażą moją wdzięczność.

- Moje myśli kieruję ponadto do chorych, którzy odeszli. Tych, których poznałem i tych, których nie było dane mi poznać - pan Mikołaj zawiesza głos. - Cześć ich pamięci. Jeszcze kiedyś się zobaczymy. Tam, na górze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski