<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/karpinski_marcin.jpg" >Jednego dnia wszyscy noszą cię na rękach, drugiego popełniasz błąd i zbierasz fatalne noty. Takie jest życie sportowca. Odczuł to na własnej skórze Kamil Glik, okrzyknięty antybohaterem meczu z Urugwajem.
Taki zawodnik nie ma łatwo. Nikt mu nie wybaczy chwili słabości albo zmęczenia. Przed Urugwajem w niedzielę nasz obrońca grał w lidze włoskiej. W poniedziałek rano musiał lecieć do Polski, by stawić się na zbiórce w Gdańsku. W poniedziałek i we wtorek przygotował się do środowego występu, a już po meczu, choć spał tylko trzy godziny, w czwartek rano musiał odbyć kolejną podróż do Włoch, gdzie na lotnisku czekała żona, by zawieźć go na trening Torino. Bo zaraz kolejny mecz...
<!** reklama>Nie chcę usprawiedliwiać Glika i innych piłkarzy, bo sami wybrali sobie taki zawód i są sowicie opłacani, lecz zwrócić uwagę na to, że w zawodowym sporcie nie ma miejsca na przerwę, życie prywatne i każdy młody zawodnik musi sobie z tego zdawać sprawę.
Jeszcze gorzej mają żużlowcy, choć to specyficzny sport, indywidualny. Zawodnicy podpisują kontrakty z kilkoma klubami i później z Polski pędzą do Anglii, potem do Szwecji, a do tego dochodzi Grand Prix i inne turnieje indywidualne.
W piłce nożnej trudno sobie wyobrazić, żeby zawodnik X grał w sobotę np. w Lechu, we wtorek w Hamburgu, a w czwartek w Spartaku Moskwa. Ale i tak sportowiec nie ma lekko...