Kostiumowy „Daas”, bardzo współczesna „Ki”, nowoczesna „Sala samobójców” - za nami kolejny dzień Festiwalu Plus Camerimage, w którym wczoraj dominowały polskie filmy.
<!** Image 2 align=none alt="Image 182050" sub="Robert Więckiewicz wystąpił, m.in., w konkursowym „Wymyku” (FOT: DARIUSZ BLOCH)">
Wymienione tytuły to tylko niektóre pozycje, biorące udział w konkursie filmów polskich trwającego w Bydgoszczy festiwalu Plus Camerimage. W jego ramach zobaczymy dziś „Joannę” w reż. Feliksa Falka, w czwartek „Lęk wysokości” (reż. Bartosz Konopka) i „Różę” (Wojciech Smarzowski), w piątek natomiast filmy „Kret” (Rafael Lewandowski) i „Salę samobójców” (Jan Komasa).
Plejada gwiazd
Wczoraj jako pierwszy pokazano „Daas”, debiut fabularny Adriana Panka z plejadą gwiazd (Andrzejem Chyrą i Olgierdem Łukaszewiczem na czele). Jak podkreślają twórcy, film mimo że kostiumowy, ma być współczesny. - Nie chciałem by był koturnowy, z pałacami i widokami na ogrody. Opowieść jest bardziej o ludziach, dlatego właśnie to ich śledzi kamera - opowiada reżyser Adrian Panek, który swoim obrazem pozostawia widza w niepewności i zawieszeniu. Jego film to opowieść o Jakubie Franku, który pod koniec osiemnastego wieku ogłosił się mesjaszem. - To postać prawdziwa, historyczna. Przyjechał do Wiednia, nawiązał kontakty, a jego córka była kochanką cesarza, co umacniało jego pozycję. Dla jednych był pierwszym ateistą, dla innych pierwszym rewolucjonistą, każdy coś do niego dokłada. Przeglądając źródła na jego temat znaleźliśmy skargę, o której również mowa jest w filmie. Ktoś ją musiał złożyć. Do dziś część badaczy zastanawia się, na ile te źródła na temat Franka są autentyczne, ostatnio badano nawet autentyczność owej skargi - opowiada reżyser, dodając, że postać Henryka Kleina, który podejrzewa Franka o przygotowywanie rewolucji, jest fikcyjna.
<!** reklama>- Jestem wielką fanką tego filmu. To mistrzowskie użycie kamery cyfrowej, chwilami ma się wrażenie, że film był kręcony na negatywie. Ten film w ogóle nie jest płaski. Są przestrzenie, jest cudowne operowanie światłem. I to film dla inteligentnego młodego widza. Nie jest to film historyczny ani kostiumowy, to współczesna opowieść w takim bardzo historycznym kostiumie - mówi Katarzyna Taras, filmoznawca, konsultant repertuarowy Festiwalu Plus Camerimage.
Czy polski widz jest gotowy na takie kino?
- Polski widz jest coraz bardziej wyedukowany. Na festiwalu we Wrocławiu wszyscy dali się temu filmowi uwieść, ponieść. My nie doceniamy polskiego widza. A polscy widzowie potrafią oglądać filmy, potrafią wybrać to, co jest dobre - stwierdza specjalistka, która miała swój udział w doborze festiwalowego repertuaru. Jakie były kryteria wyboru? - Było bardzo łatwo, bowiem w tym roku mamy fantastyczne zderzenie mistrzów bardzo dojrzałych, czyli Feliksa Falka i Antoniego Krauzego, z fantastycznymi debiutami, takimi jak Bartka Konopki, Adriana Panka, Leszka Dawida. To wszystko fantastyczne opowieści, dobrze sfilmowane. To są oceny i opisy współczesnej Polski. „Sala samobójców”, „Wymyk”, „Lęk wysokości” czy „Kret” to nasze tu i teraz. I to jest fajne. Przez całe lata krytycy płakali, że Polacy nie robią filmów o polskim tu i teraz. Wreszcie zaczęli robić filmy ludzie, którzy w nosie mają teczki. Nawet jeśli opowiadają o wielkiej historii, robią to na swój sposób - mówi Katarzyna Taras.
Matka, która wkurza
Dobre zdanie ma także o „Ki”, choć może się zdarzyć, że główna bohaterka spowoduje, że zacisną nam się pięści. - To polemika z figurą Matki Polki. Okazuje się, że nie każda kobieta musi być matką, nie każda kobieta umie być matką. I to jest przekonująco opowiedziane. Romie Gąsiorowskiej udało się wkurzyć widza (ze tę role aktorka dostała Złotą Kaczkę - przyp. red.). To nie jest matka cierpiąca, poświęcająca się, tylko kobieta, która jest matką, ale też chce się realizować jako człowiek. I okazuje się, że znalezienie równowagi pomiędzy byciem matką, artystką, kobietą okazuje się bardzo trudne. To nie jest film dla wszystkich. Główna bohaterka irytuje, wkurza - ocenia Taras.