Rozmowa z PAWŁEM WAWRZECKIM, aktorem warszawskiego Teatru Kwadrat, serialowym policjantem Wieśkiem Gabrielem w „Złotopolskich”, a także doktorem Kidlerem w „Daleko od noszy”
<!** Image 2 align=right alt="Image 74811" sub="Paweł Wawrzecki (na zdjęciu z Agnieszką Suchorą) rozśmiesza publiczność seriali „Złotopolscy” i „Daleko od noszy” /Fot.mwmedia">Znają Pana chyba wszyscy policjanci…
To prawda, ale nie nadużywam tego, nie przesadzam z popularnością. W „Złotopolskich” jesteśmy z nimi blisko, bo pokazujemy policję od strony życia, a nie samego zawodu. Z jednej strony jestem poważnym policjantem, a z drugiej żona i te kobiety… To się potwierdza w życiu, tak po prostu zdarza się w rzeczywistości.
Kobiety chyba zamęczą Wieśka…
Taki już jest scenariusz, nigdy w niego nie ingeruję. Wiesiek ma słabość do kobiet. Ale to bardzo honorowy gość. Nie nadużywa swojej męskości, nie chce komuś zniszczyć życia. Uważa, że młode pokolenie powinno się łączyć z młodym. A on, stary, który chciałby nawet połączyć stoliki, nie doprowadza do tego. Dlatego jest to człowiek z charakterem.
A jak Pana popularność wygląda w praktyce?
Gdy zatrzymują mnie policjanci, nagle staję się im bliski. Staję się ich komendantem. Wtedy rozmowa jest zupełnie inna. Nigdy nie zostałem źle potraktowany. Funkcjonuję w tym środowisku, policja jest mi życzliwa. Stoją za mną!
<!** reklama>Czyli w warszawskim Śródmieściu rządzi Paweł Wawrzecki?
Gdy pojawiam się na Dworcu Centralnym, to zgłaszają się do mnie… menele. A policjanci pytają: panie komendancie, kiedy pan ustawi dyżury?
A dużo cech Wieśka jest w Panu?
<!** Image 3 align=right alt="Image 74811" >Myślę, że to raczej moje cechy są w Wieśku.
Które?
Poważnie myślę o rodzinie, wiem jak powinna wyglądać. W pracy znam swoje miejsce, a do korupcji bardzo mi daleko.
Lubi Pan rozśmieszać ludzi?
Jestem z tego znany. Od dwudziestu ośmiu lat występuję w Teatrze Kwadrat. Gram też doktora Kidlera w „Daleko od noszy” i Bułę w „Graczykach”. Kiedyś miałem obiekcje, czy powinienem grać tak długo te postacie. Nie chciałem, żeby mnie kojarzono z jedną.
I czuje się Pan zaszufladkowany?
Nie. Jestem kojarzony z różnymi bohaterami. Ludziom się podoba to, co robię. Chociaż nie jestem dolarem, żeby się wszystkim podobać.
A wśród znajomych też Pan dowcipkuje?
Tak mnie postrzegają. Jestem optymistą, więc często mówię, że wszystko się dobrze ułoży.
Ma Pan czas dla siebie?
Bardzo mało. Pewnie znacie Państwo moją sytuację w rodzinie. Jestem bardzo potrzebny mojej niepełnosprawnej córce.
Ale daje Pan sobie radę?
Oczywiście. Ania jest moim oczkiem w głowie. Jestem z niej bardzo dumny.
Przeżył Pan wiele tragedii. Aż podziw bierze, że się Pan nie poddał…
Myślę, że pomogły mi w tym moje cechy charakteru. Pozwoliły mi przetrwać, poradzić sobie i nie zwariować.
A aktorstwo?
Aktorstwo to taki mój przyjaciel. Gdybym nie dostał się po raz drugi do szkoły teatralnej, byłoby to dla niej niefortunne… Straciliby taki egzemplarz…
A gdyby się Pan nie dostał?
Trudno powiedzieć. Może byłbym lekarzem? Albo zająłbym się wychowaniem młodzieży.
Naprawdę? Zostałby Pan nauczycielem?
Tak. Nic nie jest jeszcze wykluczone. Najważniejsze jest dla mnie życie mojej córki. Zastanawiam się, jak powinno być dalej. Bo aktorstwo to bardzo ciężka praca.
Dlaczego?
To jest bez przerwy nauka, gotowość, predyspozycja… Najczęściej już o godzinie 6.20 wychodzę z domu, a wracam po spektaklu, czyli w nocy. Zdążę się trochę zrelaksować i od nowa wracam do pracy.
Gdzie można zobaczyć efekty?
Serdecznie zapraszam do warszawskiego Teatru Kwadrat. W tej chwili jeszcze kręcę „Daleko od noszy”. Oprócz tego mam propozycje filmowe. Chyba się w końcu na którąś zdecyduję.