https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego zamordował?

Grzegorz Młokosiewicz
Marzena pierwsze 21 lat życia spędziła w Ornecie, miasteczku na północnych kresach Polski, pod granicą z obwodem kaliningradzkim Rosji.

Marzena pierwsze 21 lat życia spędziła w Ornecie, miasteczku na północnych kresach Polski, pod granicą z obwodem kaliningradzkim Rosji.

<!** Image 2 align=none alt="Image 177156" sub="Tędy w marcowe przedpołudnie morderca Marzeny szedł z łupami z Błonia na Miedzyń do swej dziewczyny / Fot. Tymon Markowski">W 1993 r., wzorem dziesiątek innych młodych ludzi, wyjechała do dużego miasta. Śladem starszej siostry, Małgorzaty, trafiła do Bydgoszczy. Znalazła pracę w jednej z pizzerii w centrum miasta, gdzie szybko stała się drugą w hierarchii po właścicielu osobą, będąc kasjerką i kelnerką jednocześnie.

Przez kilka miesięcy Marzena mieszkała kątem u siostry, potem wynajęła sobie dwupokojowe mieszkanie na Błoniu.

<!** reklama>Po pracy, około godziny 22, szef odwoził ją do domu. Rano o dziesiątej była już w pizzerii. Życie wypełnione pracą nie pozwalało zbytnio na kontakty towarzyskie. Przynosiło za to niemałe pieniądze, które Marzena wydawała na biżuterię: pierścionki, łańcuszki, które lubiła nosić.

Przez kilka miesięcy w tej samej pizzerii zatrudniony był Tomek. Cztery lata starszy od Marzeny, z zawodu kucharz, mieszkał wraz z matką na Bielawach. Z czasem jednak wraz z kolegą otworzył pizzerię na Bartodziejach i odszedł. Firma szybko splajtowała. 28-letni Tomek został bez bez dochodów, z rosnącymi długami.

Od czasu do czasu Tomek zaglądał do mieszkania Marzeny. Liczył na powrót do dawnej pracy. Zjawił się w mieszkaniu na Błoniu także w marcowy ranek. Jak twierdzi, aby sprzedać tanie precjoza powierzone do sprzedaży przez znajomego z lombardu. Miał nadzieję przy okazji na nich zarobić.

Przyszedł uzbrojony w dobrze naostrzoną poprzedniego dnia finkę i nóż kuchenny. Marzena poprosiła, by zrobił kawę dla obojga, a sama poszła się ubrać. Po kawie zabrała się do odkurzania mieszkania. Wtedy gość podszedł do niej z tyłu i nieoczekiwanie ugodził finką w plecy.

- Zadając cios nożem chciałem unieszkodliwić Marzenę, aby zabrać jej biżuterię, którą zauważyłem na niej - powiedział w śledztwie.

Krzyk dziewczyny, wołanie „Tomek, przestań!” było tak donośne, że usłyszeli je sąsiedzi.

Marzena broniła się do chwili, kiedy przybysz głębokim ruchem poderżnął jej gardło. Osunęła się na podłogę w przejściu między pokojem a korytarzem i znieruchomiała w kałuży krwi. Tomek ściągnął wówczas 5 pierścionków z jednej ręki, 5 łańcuszków z szyi i trzy bransolety z nadgarstka. Złota na drugiej ręce nie tknął.

- Zaalarmowana krzykami uchyliłam drzwi - relacjonowała sąsiadka - ale momentalnie ktoś zatrzasnął je od środka i zamknął na zamek. Więc poszła zadzwonić po policję i pogotowie. Chwilę potem drzwi od mieszkania Marzeny uchyliły się i wyszedł z niego młody mężczyzna z nożem w ręku.

Policjanci zastali w mieszkaniu zwłoki Marzeny. Ran na ciele było kilkanaście: na plecach, szyi, brodzie, tułowiu, brzuchu i dłoniach.

W tym czasie Tomek szedł pieszo z Błonia kładką nad torami kolejowymi na Miedzyń do swojej dziewczyny. Nóż wyrzucił w lesie w okolicach ul. Leszczyna, przysypał go śniegiem. Kilka godzin w centrum miasta spieniężał łupy. Ubezpieczył się na życie - jak wyjaśniał - dlatego, że myślał o samobójstwie.

Kiedy wieczorem wrócił do domu, do drzwi zapukali policjanci.

Do dziś nie wiadomo, dlaczego zamordował. Podobno Marzena mu się podobała. Kiedy do niej podszedł, miał być odtrącony - stąd pierwszy cios...

Tomek dostał 25 lat.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski