Smutny to był sylwester. Ośmiominutowy pokaz sztucznych ogni oświetlił moje ukochane miasto, ale znacząco nie poprawił mojego nastroju. Tak to już jest, że kiedy odchodzi ktoś bliski, prawda o przemijaniu naprawdę zaczyna nas dotyczyć. Najprostsze pytania, które tak skutecznie od siebie odganiamy, doganiają nas i dominują nad wszystkim innym. Dokąd zmierzamy? Jak długo jeszcze? Co ze sobą przyniesie nowy rok? Kolejnego sylwestra spędzimy w tym samym gronie, czy kogoś ubędzie? W tak melancholijnym nastroju ruszyłem na coroczną sylwestrową trasę, bo przecież po to tutaj jestem, żeby uchylać Czytelnikom drzwi do świata bankietów, zabawy, wyśmienitej kuchni. Jadę przez miasto ciche i puste. Ten smutek potęguje pogoda - bardziej jesienna niż zimowa.
Stary Rynek. Gdzieś wyparowały z nas entuzjazm, spontaniczność, szaleństwo. Ledwie minęła północ, a tu po głównej płycie miasta spaceruje jakaś garstka imprezowych niedobitków, nie ma nawet walających się śmieci, muszę mocno wytężyć wzrok, żeby dostrzec resztki po wystrzelonych petardach. W restauracjach niby tak jak zawsze. Niby gra muzyka, niby uśmiechnięte twarze biesiadników, niby eksplozja radości. Niby, bo kiedy głębiej spoglądam w oczy moich rozbawionych przyjaciół, dostrzegam w nich ni to strach, ni to niepewność. Też nie wiedzą, dokąd to wszystko zmierza.
Wracam. Tylko w niektórych mieszkaniach palą się światła, odgłosy zabawy dochodzą z rzadka. Co tam robią ci ludzie, którzy rano wypełnili wszystkie dyskonty? Właściciele tych sklepów to najwięksi zwycięzcy sylwestrowej nocy. Pół godziny stałem w kolejce do kasy. Przede mną armia młodych z wózkami wypełnionymi po brzegi. W nich już zupełnie inne produkty niż te, które my kupowaliśmy na sylwestrowe prywatki. Kiełbasę zastąpił łosoś, zamiast bigosu - owoce morza, koreczki z żółtego sera wyparte przez fetę i mozzarellę. A zamiast zabawy, muzyki, szaleństwa - cisza i ciemność, która źle mnie nastraja na 2013 r.
Co dalej? Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. I też specjalnie jej nie szukam. Poddaję się losowi. Jeśli jest jakaś siła wyższa, a wierzę, że jest, nie pozwoli zrobić nam zbyt dużej krzywdy. Nie z takich opresji wychodziliśmy. Mniej się martwić. Mniej szukać dziury w całym. Dać czas czasowi. Niech się dzieje jak najlepiej nam wszystkim. Tego życzę, mimo jesiennej aury, szarości i tej dziwnej sylwestrowej ciszy.
Wojciech „Szczapa” Romanowski