PKO BP Ekstraklasa elitarna jest tylko z nazwy. Trudno nie narzekać na poziom, i nie sposób dopatrywać się jakości w każdym z 18 zespołów tych nadmiernie – i nie wiadomo, z jakiego powodu, skoro tendencje w Europie są odwrotne - rozbudowanych przez Zbigniewa Bońka rozgrywek. Na pewno jednak oszczędza kibicom takich „delicji” jak rozegrany w ubiegłą sobotę mecz Bayernu Monachium z Bochum, w którym Bawarczycy grali na zaciągniętym ręcznym hamulcu, a i tak wygrali 7:0. A spokojnie mogli w rozmiarach dwucyfrowych. Bo PKO Ekstraklasa jest znacznie bardziej wyrównana, i przez to zupełnie nieprzewidywalna. Na dziś właśnie to jest największą wartością naszej najwyższej ligi.
Primus inter pares jest jednak w tym momencie Lech, który w poprzedni piątkowy wieczór - momentami – wręcz demolował Wisłę Kraków w tempie TGV. Poznańska lokomotywa dodatkowo była napędzana w starciu z Białą Gwiazdą paliwem z trybun, jednak doping słusznej liczby kibiców nie od razu przełożył się na rozmach akcji Kolejorza. W pierwszej części oglądaliśmy typowy dla trenera Macieja Skorży (z lat minionych) zespół - zachowawczy, pilnujący przede wszystkim własnego przedpola, z mniejszym procentem posiadania piłki od rywala. Dopiero po zmianie stron, gdy drużyna z Wielkopolski złapała bezczelną pewność siebie przy prowadzeniu dwiema bramkami, był to produkt… nieskorżopodobny. Zupełnie! Efektowny, grający wysokim pressingiem i głównie do przodu; a przede wszystkim taki, któremu piłka nie przeszkadza. I taki, który chciałoby się oglądać jak najczęściej na polskich boiskach, nawet jeśli nie jest się fanem Kolejorza.
Kluczowe pytania w Lechu dotyczą szkoleniowca
Wydaje się zatem, że główne zadanie, które obecnie ma do wykonania trener Lecha, to po prostu nie zepsuć tego, co udało się ostatnio zbudować. Najpierw w spotkaniach z Pogonią i Rakowem, w których Kolejorz pokazał charakter oraz podczas brutalnej dla Wisły demonstracji siły. Zaś kluczowe dla dalszego powodzenia lidera PKO BP Ekstraklasy pytanie brzmi: - Czy tym razem Skorża poradzi sobie z presją? I czy będzie potrafił właściwie reagować na kryzysy, które na dystansie całego sezonu z pewnością się pojawią? Wydaje się bowiem, że o jakość w zespole właściciele poznańskiego klubu i pion sportowy z Bułgarskiej zadbali tak, jak od dawna im się nie zdarzyło. Zresztą szkoleniowiec także dołożył do tego własne pięć groszy, odbudowując Amarala w tempie nieoczekiwanym chyba nawet dla samego zawodnika....
W początkach szkoleniowej kariery Skorży najbardziej dosadnie ocenił go ówczesny właściciel najpierw Amiki Wronki, a później Lecha, Jacek Rutkowski. Mianowicie - co prawda kapitanem żeglugi wielkiej, ale wyłącznie na spokojnych wodach. Kiedy wiatr wieje umiarkowanie i w dobrym kierunku, trener Maciej nawiguje świetnie. Problemy pojawiają się natomiast nawet przy większym podmuchu, czy próbie ominięcia przypadkowo napotkanej mielizny. Problemy z gatunku tych, które, ograniczyły tego szkoleniowca zarówno w Poznaniu po ostatnim mistrzostwie wywalczonym w 2015 roku, i później w Pogoni.
Czy w wygranej może czaić się niebezpieczeństwo?
W tym kontekście - ostatnia pomeczowa wypowiedź Skorży z pewnością zastanawia. Zamiast chwytać byka za rogi, budować morale zespołu - ale przede wszystkim własną pewność siebie - trener Kolejorza był uprzejmy stwierdzić: „To, że wygraliśmy, to też jest pewne niebezpieczeństwo. Nie możemy za szybko uwierzyć, że jesteśmy już maszynką do wygrywania meczów…”. Kto miałby zatem w to uwierzyć, jeśli nie najlepiej w tym momencie grający i najbardziej rozpędzony zespół w lidze?! Aż trudno w tym momencie oprzeć się wrażeniu, że najlepiej dla Lecha byłoby, gdyby jego szkoleniowiec odpuścił sobie... udział w konferencjach, delegując tam asystenta. Boiskowe czyny prowadzonego przez niego zespołu wyglądają bowiem w ostatnim okresie ciekawiej - i to znacznie - niż zachowawcze pomeczowe słowa...
A istotne jest to o tyle, że tuż za plecami Kolejorza czai się Śląsk Jacka Magiery, który nie jest tak wycofany w wypowiedziach, choć miałby – a w zasadzie to ma - więcej ku powodów. I z pewnością zechce wyrównać stare (po)rachunki. Obaj trenerzy - poznali się w młodzieżówce Pawła Janasa, w której Skorża prowadził bank informacji, a Magic był kapitanem zespołu. I szybko nawiązali przyjacielskie relacje, mimo że Jacek wyśmiewał Maćka za rozpracowanie Franka Lamparda przed meczem kadry U-21 z Anglią. Wedle naszego „szpiega” pomocnik miał bowiem lewej nogi używać jedynie do wchodzenia do tramwaju. Tymczasem huknął nie do obrony właśnie tą kończyną już na początku meczu…
Czas wyrównać stare porachunki z Magicem...
Wyśmiewał oczywiście w żartach, z nieskrywaną sympatią, którą długo się darzyli. Poróżnili się, zdaje się, że mocno, dopiero (współ)pracując w Legii. A na finiszu poprzedniego sezonu konkurowali o przejęcie Śląska Wrocław, i zwycięsko z tej potyczki wyszedł Magiera. W tym momencie kibice Lecha oczywiście nie żałują, że Skorża przegrał tamten wyścig o posadę, bo dzięki temu mógł wrócić do Poznania. Gdzie na dziś sprawia wrażenie człowieka, który nie tylko potrafił wyciągnąć wnioski z ostatnich niepowodzeń, ale i znalazł klucz do zespołu Kolejorza… Najbliższa okazja, żeby Maciej mógł przekonać szefów Śląska, iż pomylili się dokonując wyboru w marcu nadarzy się już 2 października. Tyle że wówczas trzeba będzie rzucić na szalę wszystko, co najbardziej wartościowe w zespole. A zapewne - dodać jeszcze coś ekstra na odprawach. Aby efekt był tak dobry dla Lecha, jak w poprzedni weekend po przerwie w starciu z Wisłą. Nie zaś opowiadać, że w tak efektownym wygrywaniu może kryć się jakiekolwiek niebezpieczeństwo…
Pierwszy sprawdzian, czy Skorża nie przestraszył się rozpędu, do jakiego doprowadził Kolejorza już dziś – w starciu z Jagiellonią. Chętnie popatrzę i przekonam się, czy w minionych latach 49-letni szkoleniowiec nabrał drygu do żeglowania również po wzburzonych wodach…
Adam Godlewski
