Sąd uznał, że 34-letni Robert P., były kierowca miejskiego autobusu, oskarżony o ciężkie zranienie nożem ciemnoskórego sąsiada, może odpowiadać z wolnej stopy.
- Mieszka sobie teraz na jednym piętrze z ofiarą, a powinien siedzieć za kratami do końca procesu - burzą się sąsiedzi. Stoją murem za poszkodowanym Marokańczykiem, Brahimem H., którego tragedię opisywaliśmy we wrześniu w publikacji „Rasizm po bydgosku” , a o Robercie P. i jego partnerce Karolinie Z. mówią: - To rasiści. P. wyzywał Brahima od najgorszych. Wykrzykiwał do niego: „Ty p...czarnuchu, jak nie umiesz po polsku, to wyp... do siebie - powtarzają Teresa, Roman, Ryszard i Katarzyna, sąsiedzi z kamienicy na bydgoskich Ugorach, gdzie doszło do nieszczęścia.
Robert P. wracał z pogrzebu swego ojca, natknął się na Brahima i rzucił się na niego z nożem. Rozorał mu brzuch, uszkodził jelito cienkie i tętnicę nadbrzuszną. To wersja Marokańczyka, który przeszedł w szpitalu operację ratującą mu życie. Wersja partnerki Roberta P. jest inna: - Brahim sam się zranił, a świadkowie zmówili się i kłamią, bo przecież na klatce schodowej, gdzie miało dojść do tego dojść, nie znaleziono kropli krwi ani noża - twierdzi Karolina Z.
Na rozprawie sądowej
W październiku oskarżony odmówił składania zeznań, ale po przesłuchaniu najważniejszych świadków sąd zdecydował o uchyleniu mu aresztu (P. spędził za kratami cztery miesiące). Uznał, że nie ma już obaw, że Robert P. będzie bezprawnie wpływał na ich zeznania i nie bez znaczenia jest to, że „w świetle oświadczenia pracodawcy ma on zapewniony lokal, do którego może się natychmiast przeprowadzić”.
- To było oświadczenie dla picu, bo P. wrócił na początku października do swojego mieszkania i wszyscy zaczęli się bać - twierdzą mieszkańcy.
- Trzepałem chodnik, gdy Robert zaszedł mnie od tyłu, złapał za ramiona i krzyknął: „bój się” - opowiada pan Roman, świadek, który będzie zeznawał na listopadowej rozprawie. - On jest po zawale, więc gdyby natychmiast nie wziął nitrogliceryny pod język, mógłby tego szoku nie przeżyć. - twierdzi pani Teresa, życiowa partnerka pana Romana. Złożyli zawiadomienie o groźbie karalnej, bo przekonał ich do tego dzielnicowy.
Brahima H. oskarżony P. unika, bo oprócz policyjnego nadzoru sąd wydał mu zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonym.
- Ponieważ on nie może się do mojego męża zbliżać, robi to za niego konkubina. Prowokuje Brahima przekleństwami, obraża go i fałszywie oskarża - twierdzi Iwona H., żona Marokańczyka.
Do prowokacji, która zakończyła się wizytą policji w ich domu, miało dojść w końcu października w Kauflandzie. - Brałem coś z półki, kiedy pojawiła się obok mnie Karolina Z. i zaczęła mnie obrażać: „Idź stąd p... czarnuchu” mówiła i nawet mnie od k... wyzywała, a potem pobiegła do sklepowej ochrony z krzykiem, że ja na nią napadłem” - relacjonuje łamanym językiem Marokańczyk.
- Bo to on, ten Brahim napadł mnie w Kauflandzie, gdy robiłam zakupy. Rzucił się do bicia, groził, że mnie zabije. Wezwałam policję, złożyłam doniesienie o przestępstwie - opowiada Karolina Z. Powtarza jak mantrę, że sąsiedzi zmówili się, by Roberta wsadzić za kratki, a ją z kamienicy wyrzucić. - Przecież pani Z. już ma orzeczoną eksmisję, bo nie płaciła czynszu, ma też odcięty prąd, więc nie my będziemy ją stąd wyrzucać - ripostują sąsiedzi.
Czuje się zagrożony
Marokańczyk uważa, że oskarżony Robert P. nie wypełnia sądowego postanowienia o zakazie kontaktu z nim jako pokrzywdzonym, ponieważ nie przeprowadził się do innego lokalu, który zapewnił mu pracodawca.
- Deklarował przed sądem, że przeprowadzi się tam natychmiast, a od miesiąca siedzi tu i śmieje się nam w nos - mówi Iwona H. Napisała o tym do sądu, domagając się, by ten wyegzekwował od oskarżonego zakaz kontaktu z jej mężem i... wyprowadzkę z kamienicy.
<!** reklama>
- Przecież Robert już pracuje i mieszka za Bydgoszczą - zapewnia Karolina Z. - Kłamie, widzimy go tu i słyszymy, a ostatnio w poniedziałek, gdy szedł z zakupami - twierdzą sąsiedzi.
Brahim H. coraz gorzej czuje się w Polsce. Zna siedem języków, a ma problem ze znalezieniem pracy, choć coraz lepiej mówi po polsku. Rasizmu wcześniej nie doświadczył. Dopiero gdy zamieszkał z żoną w kamienicy na bydgoskich Ugorach, usłyszał od sąsiada: „czarnuchu wy... z Polski” - To przykre, ale przyjaźń innych sąsiadów mi to rekompensuje - mówi.
Pytamy prawnika, co grozi oskarżonemu, który ma sądowy zakaz zbliżania się do poszkodowanego, ale go nie przestrzega.
- Zgodnie z artykułem 244 kk naruszenie tego zakazu skutkuje karą pozbawienia wolności do lat trzech - słyszymy odpowiedź, która bagatelizujących sądowe postanowienia powinna wystraszyć.