Społeczność „Nie tankuję na LUKOIL-u” na portalu Facebook liczy już ponad 14 tysięcy osób. To protest przeciwko wkroczeniu wojsk rosyjskich na Krym.
[break]
„Trzeba wspierać wszystkie inicjatywy, uniezależniające nas od imperialnej Rosji, od ropy i gazu podstawy finansowania jej zaborczych planów” - takie komentarze dominują na tej stronie, choć zdarzają się też głosy bardziej sceptyczne. „Naiwne jest myślenie, że sieć stacji benzynowych zarabia na paliwie; powinno się podkreślać, że nawet jeśli sprzedaje się polskie paliwo zrobione z rosyjskiej ropy, to chodzi głównie o zysk z hot-dogów i piwa” - pisze jeden z internautów.
A to jest rosyjska stacja?
Podobnych inicjatyw, nawołujących do bojkotu rosyjskiego giganta paliwowego, w polskim Internecie jest więcej. Czy Lukoil odczuł to jakoś na własnej skórze?
- Nie będziemy komentować tej sprawy. Jeśli można, to prosiłbym też bez mojego nazwiska - usłyszeliśmy od pracownika działu marketingu centrali Lukoil Polska w Warszawie.
Pojechaliśmy na jedną z bydgoskich stacji Lukoil przy ul. Kaliskiego w Fordonie. Co chwilę pod dystrybutory podjeżdżały pojazdy. W sklepie Carrefour Express działającym na stacji klienci kupowali hotdogi i inne produkty. Zapytaliśmy kierowców, co sądzą o bojkocie rosyjskiego koncernu.
- Tankuję tu, bo tak akurat wypadło. Rozmawiamy o Krymie, a co robi Francja? Zbroi Rosję. Niby mamy wspólną Unię, a każde państwo robi swoje. Bojkot? OK, ale to, czy zatankuję tu 10 czy 20 litrów gazu, nie wpłynie na rosyjskie plany - uważa pan Mirosław.
- A to jest rosyjska stacja? - zdziwił się Piotr Guziński. Gdy usłyszał, że owszem, dodał: - Nie będę bojkotował. Tankuję tu cały czas, bo mam blisko i mają dobre paliwo.
- A jaką mogę mieć pewność, że włączając światło w domu nie korzystam z rosyjskiej energii? - zastanawia się inny klient stacji.
Udało nam się też porozmawiać z jednym z pracowników. - Bojkot? Dla mnie to jest śmieszne. Jeśli ktoś chce bojkotować Lukoil, to niech się zastanowi, skąd biorą paliwo BP i inne stacje. Tak samo z Rosji. A poza tym, gdy wejdzie pan do środka, to czy ktoś mówi tam po rosyjsku? Jesteśmy Polakami i my jesteśmy tam zatrudnieni. A jeżeli ktoś chce mi zabrać chleb, to jest to przykre - mówi pan Piotr.
Po chwili z budynku stacji wyszła kobieta w służbowym uniformie, która stwierdziła że nie możemy rozmawiać z pracownikami.
Chór z ukraińskimi paszportami
Emocje - i to pozaartystyczne wywołuje tournee Chóru Aleksandra Pustowałowa, który obecnie trwa w Polsce. Na koncert składają się na niego między innymi pieśni Armii Czerwonej, rzewne dumki rosyjskie oraz... ukraińskie. Chór, prowadzony przez Rosjanina urodzonego w Leningradzie, występuje w wiernych kopiach mundurów Armii Czerwonej. Zespół, już choćby nawiązując nazwą, dyskontuje wielką popularność Chóru Aleksandrowa, najbardziej znanego z postsowieckich chórów armijnych.
Chór Pustowałowa wystąpi 17 marca w bydgoskiej Operze Nova. Bilety sprzedają się dobrze, zwrotów nie było. Jednak w związku z wątpliwościami wokół występu jego organizator przesłał do kierownictwa Opery Nova pismo o dość zaskakującej treści:
„Oświadczamy, że wszyscy artyści z Chóru Aleksandra Pustowałowa posiadają paszporty ukraińskie, jakiekolwiek utożsamianie ich z inna nacją jest błędne. Zaznaczamy również, że ich kostiumy sceniczne nie są mundurami wojskowymi, a tylko replikami, oddającymi historyczną genezę. Repertuar... wykonywany jest tylko i wyłącznie z powodu niezaprzeczalnych wartości artystycznych”.