Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek, który zmienił koszykówkę

Marcin Karpiński, kris
Michael Jordan: Życie” - na tę książkę fani koszykarza czekali długie lata. Jej autor Roland Lazenby informacje o zawodniku skrzętnie notował przez trzydzieści lat. Już więcej napisać nie można.

Koszykówka ma szczęście, że Jordan odnalazł dyscyplinę sportu (trenował też baseball), która najlepiej pasowała do jego niesamowitych zdolności atletycznych. Za każdym razem, gdy grał i skakał do kosza, ludzie wyrażali podziw dla jego woli walki - taki wniosek nasuwa się po tym, co napisał Roland Lazenby.

A oto fragment książki jego autorstwa, który możemy opublikować za zgodą wydawcy (śródtytuły od redakcji):
„Oczy obrońcy otwierają się coraz szerzej, dokładnie tak jak powinny. Zaraz spotka się z tym rodzajem doskonałości kinestetycznej, który zmotywował ludzkość do wynalezienia technologii zwalniania tempa (slow-motion), a to z kolei dało możliwość dokładnego przeanalizowania tego, co się dzieje, kiedy ruch rozgrywa swoje sztuczki z umysłem.

Scenografia wygląda boleśnie znajomo. Coś nie zadziałało w schemacie ofensywnym po drugiej stronie parkietu, rozpoczął się kontratak. Cała obrona się cofa. Obrońca pędzi z powrotem pod własny kosz, ale kiedy się odwraca, widzi tylko niewyraźną plamę. Mężczyzna w czerwonym stroju, nie zważając na wszechobecny chaos, z ogromną prędkością kozłuje piłkę i toruje sobie drogę. Przekłada piłkę z prawej na lewą stronę, po czym w momencie, gdy znajduje się ona na wysokości jego lewego biodra, chwyta ją obiema rękami.

Dokładnie w tej chwili wystawia język. Poprzednio można było dostrzec tylko jego koniuszek, ale tym razem jest widoczny w całej okazałości, jakby jakaś kabaretowa lalka po cichu nabijała się z obrońcy. Jest w tym coś obscenicznego, tak jakby dunk, który za chwilę nastąpi, nie był wystarczająco upokarzający. Wojownicy od wieków przybierali taki wyraz twarzy, żeby jeszcze bardziej wystraszyć przeciwnika.

Wyjątkowa sylwetka

22-letni Michael Jordan jest już w pełni widoczny, a jego język straszy obrońcę, jakby to Sziwa, starożytne bóstwo śmierci i zniszczenia, gnał pod kosz. Język znika równie szybko jak się pojawił, a Jordan, zbliżając się do kosza, unosi piłkę ponad lewe ramię, po czym porusza nią oburącz przed swą twarzą i jednocześnie odbija się od parkietu tuż za linią rzutów wolnych. Obrona zostaje z tyłu, a charakterystyczna sylwetka już znajduje się w powietrzu. Michael, bliski celu, przekłada piłkę do swojej ogromnej prawej dłoni, i przez ułamek sekundy jego odgięta ręka przypomina gotową do ataku kobrę. Jordan, szybując samotnie w kierunku obręczy, zawisa na mgnienie, jakby czas się zatrzymał. Niezwykły dźwięk towarzyszący jego wsadom jest porywający. Wywołuje u kibiców odruch Pawłowa - ślinią się, jakby obserwowali lwa pożerającego antylopę.
Łuk tego ataku tworzy doskonałą parabolę. Z czasem profesorowie fizyki, a nawet pewien pułkownik amerykańskich sił powietrznych, rozpoczęli studia nad tym fenomenem, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, które nurtowało światową publiczność: „Czy Michael Jordan naprawdę lata?”. Wszyscy prowadzili badania nad tym, jak długo trwało zawiśnięcie w powietrzu (hang time) i dochodzili do wniosku, że jego lot był tak naprawdę tylko iluzją, możliwą dzięki pędowi nadanemu przez siłę wybicia. Ale im więcej mówiono o niesamowitych mięśniach uda i łydki, o szybkości skurczów mięśniowych jako jego „centrach równowagi”, tym bardziej brzmiało to jak próba zrozumienia i okiełznania wiatru.

Powietrzna podróż Jordana od linii rzutów wolnych do obręczy trwa podobno około sekundy. Owszem, Elgin Baylor i Julius Erving też potrafili długo trwać w powietrzu - ale robili to głównie w czasach, kiedy technologia wideo nie stwarzała jeszcze możliwości podziwiania ich osiągnięć. Air Jordan był czymś zupełnie innym, był fenomenem swoich czasów, fenomenem wszech czasów.

Fascynująca kariera

Z milionów ludzi, którzy grali w koszykówkę, tylko on jeden potrafił latać. Fascynująca kariera Michaela Jordana sprawiła, że kibice, dziennikarze, jego byli trenerzy i koledzy z drużyny, a nawet sam Jordan, nawet jeszcze wiele lat po jej zakończeniu, musieli się zmagać z próbą pojęcia tego, czego byli świadkami.
„Czasami się zastanawiam, jakby to było: spojrzeć na to wszystko… - powiedział kiedyś Michael. - Czy to w ogóle wydawałoby się możliwe?”.

Czy to było naprawdę? Z pewnością można tu dostrzec jakiś paradoks. Po latach nadeszły wszak czasy, kiedy grubszy Jordan ze swoją poważną miną stał się tematem wielu żartów i internetowego hejtu - że marnie się sprawdza jako menedżer, że nie radzi sobie z życiem osobistym. Ale nawet to nie przesłoniło jego sławy, którą zyskał jako zawodnik, kiedy był niczym istota z innej planety.

Na początku był zwykłym Mikiem Jordanem, chłopakiem z Karoliny Północnej, niepewnym swojego jutra, który po zakończeniu liceum zastanawiał się, czy swej przyszłości nie związać z lotnictwem wojskowym. Początek lat 80. to czas zadziwiającej przemiany w Michaela, giganta koszykówki. W tym czasie jego osoba napędzała imperium biznesowe Nike, dzięki czemu on sam mógł się stać młodziutkim cesarzem, która to rola jednocześnie go zamroziła i uwięziła. Stał się symbolem wielkich umiejętności. Wydawało się wtedy, że nikt nie jest w stanie robić czegokolwiek tak dobrze, jak Michael był w stanie grać w koszykówkę. „Tylko pewność siebie, z jaką grał, robiła większe wrażenie od jego umiejętności”, mówił wieloletni dziennikarz sportowy z Chicago, Lacy Banks.

Amerykański sport zawodowy zawsze miał problemy wizerunkowe: dorośli faceci uganiający się po boiskach i stadionach, ubrani w coś przypominającego bieliznę. Ale Jordan i jego „loty” nadały temu wszystkiemu nowy wymiar. Art Chansky, dziennikarz specjalizujący się w koszykówce, który śledził karierę Jordana, kiedy ten był jeszcze zwykłym młodym chłopakiem na Uniwersytecie Karoliny Północnej, zwraca uwagę na przemianę, która nastąpiła w Chicago: „Byłem pod wielkim wrażeniem, kiedy widziałem, co się dzieje w starej hali Chicago Stadium, widziałem, jak Michael działa na ludzi, kiedy ich mijał, przechodząc przy linii bocznej, żeby wejść na parkiet. Dorośli mężczyźni i kobiety. Zastanawialiście się, ile oni w ogóle zapłacili za te miejsca? Tylko za to, żeby znaleźć się o kilka metrów od Michaela. Obserwowałem, jak się zmieniały ich twarze. Jakby mijał ich Mesjasz. A potem tak samo reagowali dziennikarze, w szatni, po meczu”. Mesjasz, coś w tym jest. Kult stawał się z czasem nie do zniesienia, a wieloletni specjalista PR w Bulls zaczął nazywać Jordana Jezusem. Zwracał się do swojej asystentki z pytaniem: „Widziałaś dziś Jezusa?”.

Wszystko we właściwym czasie

Oczywiście, żeby taka transformacja mogła mieć miejsce, potrzeba było trochę szczęścia. Podczas studiów Ralph Sampson stoczył z Jordanem kilka pamiętnych pojedynków - obaj walczyli wtedy o tytuł najlepszego zawodnika. Sampson z podziwem obserwował potem, jak w kolejnych dziesięcioleciach jego rywal nieprawdopodobnie się rozwija. Przyznawał, że Jordan miał niesamowite warunki fizyczne i był tytanem pracy, ale uważał, że miał też mnóstwo szczęścia, bo trafił na idealne czasy, na najlepszych trenerów i świetnych kolegów z drużyny.
„Chodzi mi o to, że ciężko pracował, i jak coś nie wychodziło mu najlepiej, to znajdował w sobie motywację, żeby stać się w tym najlepszym - powiedział Sampson w 2012 roku w wywiadzie, którego udzielił na dzień przed przyjęciem do Galerii Sław NBA.

Psycholog sportowy George Mumford był porażony, kiedy rozpoczął pracę w sztabie Byków i zobaczył, jak 32-letni Jordan podchodzi do treningu. „Był żywiołowy, wszędzie było go pełno, tak jak i otaczającej go hiperenergii - wspomina pierwszy trening Mumford. - Myślałem wtedy, że nie ma szans, żeby to na dłuższą metę utrzymał”. Mumford uznał, że w pewnym sensie można tu mówić o osobowości maniakalnej. Tyle że w takim przypadku, po okresie ekstremalnie wysokich osiągów, nastąpiłby wyraźny spadek formy. Przez kilka następnych tygodni psycholog szukał pierwszych objawów depresji, które powinny się pojawić po świetnych występach Jordana. Ale po pewnym czasie Mumford uświadomił sobie, że maksymalne ożywienie i hiperambicja to standardowe stany Michaela. „Michael znalazł coś, co motywowało go do tego, żeby ten szczyt stale zdobywać - tłumaczy Mumford. - Im częściej się takie szczyty osiąga, tym bardziej się ich pragnie. Większość ludzi nie jest w stanie utrzymać takiego poziomu. Ale jego umiejętność odnajdywania w sobie tego stanu, umiejętność koncentracji i determinacja, były prawie nadludzkie. Był jak superbohater z innego świata”.

Trudny charakter

Bardzo szybko fascynacja ogółu przeniosła się na jego niepohamowaną żądzę zwycięstwa, która sprawiała, że do końca kariery chciał się ze wszystkimi mierzyć i… chciał ich testować.

Sam Jordan się tego nie wstydził. „Bywam trudny”, przyznał w 1998 r. Ale najbardziej testował samego siebie.
Wydawało się, że bardzo wcześnie odkrył tajemnicę swojej ambicji: im więcej presji na siebie wywierał, tym lepsze osiągał efekty.
Wszystko to budowało jego niesamowicie złożoną osobowość.
Tex Winter, wieloletni asystent trenera w Chicago Bulls, pracował z Jordanem dłużej niż z kimkolwiek innym. Twierdzi, że przez 60 lat bycia trenerem, a wcześniej zawodnikiem koszykówki, nie zdarzyło mu się spotkać kogoś bardziej skomplikowanego. „Biorąc pod uwagę osobowość, można by o nim pisać prace magisterskie, naprawdę - powiedział Winter o Jordanie, kiedy ich współpraca dobiegała końca. - Wydaje mi się, że nie jestem wystarczająco inteligentny, żeby pojąć wszystkie uwarunkowania, które czynią go takim, jaki jest. Niby przeanalizowałem go całkiem solidnie ale jest w nim tak wiele tajemnic, nawet dla niego samego, że nie da się tego zrobić w pełni”.

Wielu kibiców zdało sobie z tego sprawę w 2009 roku, kiedy usłyszeli ostrą przemowę Jordana z okazji przyjęcia do Galerii Sław NBA. Surowo wtedy potraktował mnóstwo ludzi, którzy przewinęli się przez jego karierę, między innymi trenera z Karoliny Północnej, Deana Smitha. Starzy koledzy, dziennikarze, kibice, wszyscy byli zaskoczeni tym kontrowersyjnym przemówieniem. Nie był tym, za kogo go uważali wtedy, we wczesnych latach, kiedy jego wizerunek wydawał się taki idealny. Myśleli, że go znają. Mylili się”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!