https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Czas na szczekanie

Mariusz Załuski
Lubimy przegranych. Te wszystkie biedaczyny, którym powinęła się noga, którym jakiś nikczemnik podciął skrzydła i które kiedyś nadymały się niemiłosiernie, żeby później stać się w tabloidach symbolami upadku. Cóż, taki los celebrytów - żyjące z nich media doskonale wiedzą, że publika łatwo się odkochuje i wprost kocha dramaty gwiazd. Oczywiście, nie tylko, bo lud wielbi też sukces, szczególnie kiedy poprzedzały go chwile wątpliwości.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Lubimy przegranych. Te wszystkie biedaczyny, którym powinęła się noga, którym jakiś nikczemnik podciął skrzydła i które kiedyś nadymały się niemiłosiernie, żeby później stać się w tabloidach symbolami upadku. Cóż, taki los celebrytów - żyjące z nich media doskonale wiedzą, że publika łatwo się odkochuje i wprost kocha dramaty gwiazd. Oczywiście, nie tylko, bo lud wielbi też sukces, szczególnie kiedy poprzedzały go chwile wątpliwości.

A w naszej popkulturze ostatnich miesięcy właśnie taki trudny sukces ma tylko jedno nazwisko - Borys Szyc.Tak, tak, ten sam pan Borys, który całkiem niedawno był „złym chłopcem” paparazzich, czekających, aż z kieszeni wypadnie mu flaszka. Albo że znowu coś mu nie wyjdzie i będzie się można ponabijać z niego na całego. Szczerze mówiąc, wszystko to rzeczywiście zaczęło sprawiać wrażenie zjazdu na łeb na szyję - i to zdecydowanie nie w stylu Małysza sprzed lat, ale Eddiego Orła.

<!** reklama>Takim momentem największej grozy było chyba szołmeństwo Szyca w programie, w którym gromadka pań celebrytek robiła z siebie idiotki. I chyba tylko owym paniom aktor zawdzięcza to, że w Internecie bardziej przejmowano się głupotami, które wygadują, niż nieszczęsnym prowadzącym. Bo w „Rankingu gwiazd” Borys Szyc nie śmieszył, ale budził politowanie, jak wszyscy aktorzy, którzy próbują być zabawni, ale zdecydowanie nie są. I tak z ręką na sercu - kto jeszcze wierzył w odrodzenie Borysa Szyca? A od paru miesięcy niedowiarkowie przecierają oczy ze zdumienia. Kilka niezłych wywiadów - między innymi i w naszej gazecie - a przede wszystkim kilka świetnych ról sprawiło, że Borys Szyc zaczął być traktowany jak poważny facet. W krótkim czasie przeskoczył z szuflady z serialowymi misiami do tej z aktorami dopieszczonymi na festiwalach. Całkiem słusznie zresztą - krótko po sobie wrzucone na ekrany „Wojna polsko-ruska” i „Enen” pokazały, że to aktor, któremu nie sposób doprawić gęby i zamknąć go w pudełku. Bo role dresiarza i wrażliwego psychiatry były zupełnie różne - a obie Szyc zagrał bez zarzutu.

W tym tygodniu pan Borys zagościł w mediach także z powodu zdobycia Złotej Kaczki dla najlepszego aktora (te nagrody przyznaje „Film” a nie, dajmy na to, „Tele Tydzień”) oraz propozycji, jaką otrzymał z Hollywood. Ma tam zagrać w filmie wysokobudżetowym, u boku Bruce’a Willisa i Harveya Keitela. Co prawda, skinheada i tylko przez trzy dni zdjęciowe, ale takie oferty naszym gwiazdom nie zdarzają się codziennie. Tego typu informacje oczywiście zawsze przypominają mi podbijanie amerykańskiego - i światowego - rynku muzycznego przez nasze gwiazdki rocka. Napięcie zwykle bywa przeogromne, a potem balonik pęka w sekundę. I tylko gwiazdki biadolą później latami, że były „o krok”.

A Borys Szyc? W końcu już raz doszliśmy do wniosku, że nic z niego nie będzie. I teraz trzeba odszczekiwać pod stołem.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski