Dwóch 19-latków zginęło w pożarze, jaki wybuchł we wtorek nad ranem w Żołędowie. Nie przeżył także pies.
<!** Image 2 align=right alt="Image 62080" sub="Z drewnianej szopy, w której nocowały ofiary pożaru w Żołędowie, zostały tylko zgliszcza. W płomieniach zginął także pies, który pilnował obejścia. /Fot. Tadeusz Pawłowski">Posesja przy ulicy Jastrzębiej w Żołędowie to miejsce naznaczone nieszczęściem.
W ubiegłym roku wiatr zerwał dach murowanego budynku, w którym mieszkała pięcioosobowa rodzina. Gmina Osielsko postawiła na podwórzu ocieplony kontener, który miał jej służyć za mieszkanie do czasu zakończenia remontu. Ale dach do tej pory nie został naprawiony. Tymczasowe lokum stało się nowym domem dla właścicieli posesji. Obok konteneru stała drewniana szopa. Według wójta Wojciecha Sypniewskiego, służyła za skład różnego rodzaju przedmiotów znajdowanych przez domowników, ale, niestety, także za miejsce zakrapianych spotkań towarzyskich.
- Oferowaliśmy tej rodzinie pomoc finansową, ale była ona odrzucana. Ci ludzie z powodzeniem utrzymywali się ze „zbieractwa”. Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych chciała skierować głowę domu na leczenie, ale kontakt z tym panem był utrudniony. Pracownicy socjalni spotykali się z agresywnymi zachowaniami - mówi wójt gminy Osielsko.
<!** reklama left>W nocy z poniedziałku na wtorek w drewnianej szopie przebywały dwie osoby. Policja podejrzewa, że byli to 19-letni syn właścicieli posesji i jego rówieśnik, który go odwiedził i tam nocował. Obaj zginęli w płomieniach. Pożar wybuchł około godziny 5.00 nad ranem. Strażacy na miejscu zastali już tylko dopalające się zgliszcza szopy.
- Zwłoki były kompletnie zwęglone. Zostały przewiezione do zakładu medycyny sądowej, gdzie zostaną poddane sekcji, która powinna wyjaśnić przyczynę zgonu. Ułożenie ciał wskazywałoby na to, że zanim strawił je ogień, doszło do zaczadzenia - mówi jeden z policjantów.
W pożarze zginął też pies pilnujący posesji. Zwłoki zwierzęcia zabrała firma zajmująca się utylizacją padłych zwierząt. O przyczynach tragedii wypowie się za kilka tygodni biegły do spraw pożarnictwa, jednak śledczy są niemal pewni, że pożar spowodował żelazny piecyk z rurą, którym ogrzewano szopę. Policja bierze też pod uwagę inne ewentualności: przypadkowe zaprószenie ognia od papierosa czy nawet umyślne podpalenie.
Wczoraj, kilka godzin po tragedii, na miejscu uwijali się jeszcze technicy kryminalistyki. Po spalonej szopie zostały jedynie kikuty belek i zwęglone rumowisko. Obecni na miejscu bliscy jednej z ofiar pożaru nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Władze gminy już zadeklarowały, że pokryją koszty pogrzebu. Rodzina prawdopodobnie zostanie w swoim tymczasowym lokum w kontenerze.