- Tu nie chodzi tylko o mąkę. Z Caritasu trafiał tu też cukier, który po przepakowaniu był sprzedawany w sklepie - twierdzą mieszkańcy Czarża.
Ks. Daniel Adamowicz spokojnie czeka na wyniki policyjnego postępowania.
Bomba wybuchła dwa tygodnie temu rano. Policjanci z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą najpierw pojawili się w piekarni i sklepie w podbydgoskim Czarżu. Potem w bursie Caritasu w podtoruńskim Przysieku.
Co łączy te miejsca?
Ks. Daniel Adamowicz, dyrektor Caritas Diecezji Toruńskiej pochodzi z Czarża. Prowadzący piekarnię i sklep Stanisław Szczęsny to jego krewniak „po mieczu”. Dyrektor zawarł z nim umowę barterową. Otrzymywaną z Agencji Rynku Rolnego żywność, która powinna trafiać do ubogich, przekazywał do przerobienia. Z mąki, dżemów, mleka i cukru miało powstawać słodkie pieczywo dla studentów z bursy. I powstawało.
<!** reklama>- Jeżeli te dary były rzeczywiście przerabiane i przekazywane dalej, to jest to niedopuszczalne. Żywność z unijnego programu pomocy najuboższym powinna w niezmienionej formie trafiać do potrzebujących - mówi Iwona Ciechan, rzecznik ARR w Warszawie. Agencja od czwartku ponownie kontroluje bursę.
Nie chodzi tylko o mąkę
Dotarliśmy do mieszkańców Czarża, powiązanych z piekarnią i sklepem. Ich wypowiedzi są szokujące. - Tu nie chodzi tylko o mąkę. Z Caritasu trafił tu też cukier, który po przepakowaniu był sprzedawany w sklepie. „Cukier biały kryształ” widniało na białej torebce (napis niebieski). Torebki były dziwne, bo bez nazwy producenta i od góry niechlujnie skręcone. Jakby ręcznie, a nie fabrycznie - twierdzą czarżanie (personalia do wiadomości red.). - Policja w czwartek zabezpieczyła nie tylko mąkę i dżemy, ale także cukier, oleje, makaron i czekolady. Przeterminowana czekolada była mielona, żeby z niej robić polewę.
Marlena Szczęsna, współwłaścicielka piekarni, nawet nie chce komentować tych rewelacji. - Roześmiałam się. I to jako dziennikarce powinno pani wystarczyć - mówi.
Ks. Daniel Adamowicz potwierdza, że przekazał piekarni na rok trzy tony cukru z darów. Oczywiście, na wypieki. O rzekomym sprzedawaniu go nigdy nie słyszał. Przy okazji wyjaśnia też inne zarzuty czarżan dotyczące zatrudnienia w Caritasie jego rodziny. - Tak, w Caritas pracuje mój brat Arkadiusz i jego żona Beata jako intendentka. Moja siostra Emilia nie była zatrudniona w Przysieku, tylko świadczyła pracę w ramach umowy wolontariackiej. Już zgłosiliśmy do urzędu pracy zapotrzebowanie na kucharkę - wyjaśnia.
Policja prowadzi postępowanie przygotowawcze. Potwierdza, że zabezpieczyła nie tylko mąkę, ale różne produkty spożywcze. - Jakie konkretnie, dla dobra postępowania nie możemy zdradzić. Zabezpieczamy dowody w sprawie. Nikomu nie postawiono zarzutów - przekazuje Monika Chlebicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.