- Ta odzież należała do poszkodowanej - przypominał sobie policjant. - Były tam chyba kawałki skóry. Nie jestem biegłym, więc nie mam pewności, ale tak to wyglądało. Świadek mówił też, że w domu w Samociążku pod Koronowem, w którym interweniował w marcu ub.r., znaleziono butlę z materiałem łatwopalnym. Stała w przedsionku między kotłownią a garażem.
To kolejna odsłona sprawy śmierci Natalii Ch. Kobieta zmarła wiosną ubiegłego roku w szpitalu w Gryficach, gdzie leczono ją z powodu ciężkich rozległych poparzeń.
Dramat rozegrał się pod koniec marca ubiegłego roku w jednym z domów w Samociążku pod Koronowem. Na miejscu pojawili się policjanci z Koronowa. Właśnie kończyli służbę.
- Mieliśmy informację o pożarze - zeznawał na początku procesu Sebastian L., jeden z policjantów. - Przed posesję wybiegła osoba wyglądająca na kobietę. Nie miała na sobie ubrania. Była ciężko poparzona, ale ognia na jej ciele już nie widziałem...
Kobietą zaopiekowali się ratownicy medyczni z karetki, która przyjechała równocześnie z policjantami. - Kobieta miała rozległe poparzenia III i VI stopnia kończyn, tułowia i twarzy - opowiadał Mateusz O., ratownik medyczny. - Krzyczała z bólu, ale miała świadomość tego, co się dzieje. Zapytałem, jak to się stało. Odpowiedziała, że mąż ją podpalił.
31-letni Marcin Ch. jest oskarżony o zabójstwo swojej żony. Za zbrodnię dokonaną ze szczególnym okrucieństwem grozi mu dożywocie. Na sali rozpraw nie okazuje żadnych emocji. Czasami tylko spuszcza głowę. Nie przyznaje się do tego, że w marcu ubiegłego roku w kotłowni domu oblał swoją żonę rozpuszczalnikiem i podpalił. Podczas pierwszej rozprawy zastrzegał, że był to wypadek, a bańkę z rozpuszczalnikiem miała w rękach jego żona. Miało dojść do szamotaniny. Nie wyjaśnił jednak, skąd wziął się ogień. Powodem miało być podejrzenie zdrady... Po tragedii Marcin Ch. poszedł się przebrać i zażył kilka gramów metaamfetaminy.
- Dlaczego na czas transportu radiowozem oskarżonego zakuto w kajdanki? - pytał wczoraj jednego z policjantów sędzia Marek Kryś.
- Z powodu sporej postury zatrzymanego oraz tego, że być może był pod wpływem narkotyków - wyjaśniał Witold P., policjant z patrolu.