Monika Lemańska ma talent, pasję i, co ważne, znalazła sposób, by wkręcić się w fascynujący świat mody, a właściwie na jego zaplecze. Weszła tam jako garderobiana! Czy wyjdzie jako wielka projektantka?
<!** Image 2 align=none alt="Image 175341" sub="Pokój Moniki to jej pracownia. Zwoje papieru pakowego układa i tnie na podłodze, a potem drapuje na manekinie. Efekty jej pracy podziwiać można na pokazach. Prezentują je - na zdjęciu poniżej - modelki: Sylwia Szychulska, Zuzanna Rogińska. / Fot. Tadeusz Pawłowski">Jako mała dziewczynka chciała być fryzjerką, ale mama straszyła ją, że dorobi się jedynie żylaków. Potem tata plastyk prorokował, że córka zostanie niechybnie architektem, bo uwielbia robić makiety (wspólnie wysyłali je zresztą na konkursy), a bożonarodzeniowe szopki zastawione były ruchomymi figurkami jej roboty. Dziadek - niegdyś dyrektor liceum plastycznego - widziałby wnuczkę w artystycznej szkole. Z kolei wnuczka z pasją wycinała z gazet ludziki i nakładała na nie, też wycięte z papieru, coraz to inne bluzki i spódnice. Po latach okazało się, że z rodzinnymi wizjami wygrały właśnie wycinanki z papieru!
Koszulka dla Orsay’a
Monika, dziś studentka II roku wzornictwa na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy, od czasu skończenia szkoły średniej (wybrała profil matematyczny, niezwykle przydatny, ponieważ projektant musi mieć świadomość geometryczną stroju) główkowała, jakby tu spełnić marzenie z dzieciństwa o tworzeniu mody. Pomógł jej Internet. Od sieci właściwie wszystko się zaczęło.
<!** reklama>- Znalazłam mnóstwo konkursów dla projektantów. Rysowałam i wysyłałam, rysowałam i wysyłałam. Było tego sporo - wspomina. - I nagle szok. W zeszłym roku znalazłam się w finałowej szestnastce międzynarodowego konkursu na projekt koszulki dla firmy Orsay! Nadesłano tam aż trzy tysiące prac, więc tym bardziej mnie to ucieszyło.
Monika natychmiast zarejestrowała się na internetowym na portalu dla entuzjastów mody. Efekt? Nawiązali z nią kontakt fotografowie, projektanci, modelki. - W ubiegłym roku projektantka Beata Kristan-Poważa zaproponowała mi, bym zaprezentowała swoją kolekcję na pokazie mody, odbywającym się w Myślęcinku z okazji pożegnania lata. Czasu na przygotowanie miałam bardzo mało, a w szafie wisiała tylko jedna papierową sukienka, przywieziona z warsztatów dla przyszłych projektantów w Krakowie. Ten papier to zresztą był kompletny przypadek. Gdyby na tych warsztatach podsunięto mi worki do śmieci, to bym je wykorzystała. W ciągu dwóch tygodni wykonałam siedem papierowych sukienek, w które modelki i jeden model - moi serdeczni znajomi - ubrali się w Myślęcinku.
<!** Image 3 align=none alt="Image 175341" sub="Fot. Adam Zaszkowski">Najważniejsza jest koncepcja całej kolekcji. - Z tworzeniem jest chyba tak, jak mówią nasi profesorowie - dodaje Monika. - Przez długi czas tworzy się w oparciu o dokonania innych. Potem następuje moment, w którym dochodzi się do ściany. To trudna, ale ważna chwila. Pod ścianą nie ma już żadnego pomysłu, żadnego wyjścia. Profesorowie zadają cenne pytania i dają wskazówki, np. „Dlaczego ten „drucik” umieściłaś w tym miejscu? Tak zrobiłby każdy zwyczajny człowiek, a przecież my, projektanci, szukamy czegoś nowego!” I nagle, z tego kryzysu wypływa się na otwarte morze własnych pomysłów! Zaproszenie do wzięcia udziału w pokazie dało mi siłę do dokończenia cyklu papierowych sukienek, który bardzo poszerzył moje horyzonty.
Dlaczego właśnie papier? Bo jest tani i ekologiczny! Studenci wzornictwa ciągle go wykorzystują, bez żalu, że tak szybko się niszczy. Do „uszycia” sukienki potrzebny bywa również stelaż z drutu, klej - jego jak najmniej, bo to chemia - szpilki, czasem nici i igła. Kreacja wcale nie musi być szyta z papieru pakowego. Doskonale sprawdza się też papier śniadaniowy, czasami pognieciony do bólu.
<!** Image 4 align=right alt="Image 175341" sub="Suknia zaprojektowana i uszyta przez Monikę Lemańską. Modelka: Estera Jaworska. / Fot. Joanna Sakwińska">- Mam także suknie z folii remontowej, robię paski z taśmy klejącej dwustronnej ozdobionej plastikowym sznurkiem. Wykorzystuję sznurek lniany, bandaże - wylicza młoda projektantka, ale zapewnia, że kiedyś chciałaby projektować z tkanin.
Zakupy w wielkiej szafie
Manekin - staroć z zasobów Opery Nova, w której tata Moniki pracuje (pracownia plastyczna), już kompletnie się zużył. To przestarzały model, z sylwetką kobiety sprzed kilkudziesięciu lat. Monika narzeka, że korpus prawie nie ma biustu, a teraz kobiety mają duże piersi. Gdy więc dziewczyna drapuje papierową czy foliową sukienkę, ubiera na drewniany stan biustonosz wypchany watą. - Z manekinem rozstanę się bez żalu, z sukienkami jest trudniej. Mam do nich sentyment. Boję się, że zabraknie miejsca do ich przechowywania. Papierowa kolekcja nie ma nazwy, chociaż jedna z sukienek - ze względu na dość szerokie ramiona - została nazwana przez modelkę Gladiator.
<!** Image 5 align=left alt="Image 175341" sub="Sukienkę z folii remontowej prezentuje modelka Aleksandra Hapka. Kolejny eksperyment projektantki to zabawa z wodą szklaną. Papier, a także damskie rajstopy ciekawie reagują na ten chemiczny specyfik. / Fot. Natalia Skiepurska">Monika nie ma ulubionego projektanta, chętnie jednak ogląda pokazy i zwykle inspirują ją ciekawe rozwiązania. Przydają się wtedy notatnik i komórka z tabletem graficznym. - W dzieciństwie uwielbiałam oglądać dumne modelki z obrażonymi, bezwzględnymi minami - wspomina. - Pytałam: „Mamo, a dlaczego te panie ubrały na siebie coś tak niewygodnego i dziwnego?” Dziś się nie dziwię. Pokazy to przegląd trendów. Moda się bardzo personalizuje, ale i tak trudno o indywidualizm.
Próżno szukać inspiracji na ulicy. - Ludzie wchodzą do wielkiej szafy zwanej galerią handlową i wychodzą ubrani identycznie! Nie ma na kim zawiesić oka. Po prostu masówka. To smutne - uważa studentka.
Cały czas szuka swojego miejsca w branży. Znowu pomaga jej w tym Internet. - Zarejestrowałam się jako wolontariuszka garderobiana na tegorocznym Sopot Fashion Days. Było tak, jak w filmach o modzie - relacjonuje dziewczyna. - Chaos, wszędzie biegające piersi! Modelki wcale nie są za chude, mają za to swoje kaprysy. Nie miałam odwagi zaczepić Tomasza Jacykowa czy Ewy Minge. Czułam się trochę jak szara myszka. Ustalałam z projektantami, która modelka ubierze wskazany strój, a także kolejność wyjść, rozmiary odzieży, butów. Sugerowałam także drobne zmiany, bo czasem na którejś modelce odzież źle leżała. Praca była ciężka. Niektórzy myśleli, że wrócę z pustymi rękami, bo to wolontariat, a ja przyjechałam z pensją w kieszeni! Wszystko zależy od zaangażowania.
Macho na wybiegu
O młodych modelkach Monika stara się myśleć pozytywnie, choć czasem bywają one niesłowne. - Po miesiącu rozmów z grupką 30-osobową, tuż przed pokazem okazało się, że żadnej z dziewczyn nie będzie! Na pokazach, m.in. w Gdańsku (zeszły weekend) i w Myślęcinku (ubiegły rok) wystąpili moi znajomi. Zabawa była przednia! Najlepsze zostawiłam na koniec. Po wszystkich dziewczynach wyszedł do publiczności prawdziwy macho, mój kolega z roku, na widok którego widownia oszalała.
Monika ma nadzieję, że projektowanie odzieży pojawi się w programie nauczania na wzornictwie. Tymczasem miniony rok akademicki poświęciła projektowaniu kasków i siedziska do przysiadania. - Można na nim siedzieć, ale tylko z wykorzystaniem swoich nóg - tłumaczy. - Siedzisko wchodzi więc w interakcję z człowiekiem. Uczymy się dopasowywać przedmioty do człowieka. Poznajemy jego fizjologię i realne potrzeby. W modzie jest dokładnie tak samo.