Na sesyjnej sali było głośno i emocjonująco, o czym już informowaliśmy. To oczywiste, że dziś Polacy są podzieleni jak chyba nigdy wcześniej i jednym z głównych elementów tego podziału jest stosunek do naszej historii.
W dziejach bydgoskich pomników jak w soczewce odbija się nasza skomplikowana przeszłość. Po powrocie miasta do Polski zaborcy część swoich pomników wywieźli, obawiając się o ich marny los. Pozostawili Wieżę Bismarcka. Polacy spierali się, czy ją przerobić na polski monument, czy zniszczyć. Ostatecznie wysadzona została w powietrze.
„To czysta obłuda!”
Po II wojnie w dawnym miejscu zajmowanym przez cesarza Wilhelma I wyrósł obelisk pamięci żołnierzy Armii Czerwonej. Na szczęście planowany gigantyczny pomnik Czerwonoarmisty, na wzór stojących licznie w ZSRR, nie doczekał się realizacji. Przed kilkunastu laty, kiedy „przymierzano się” do usunięcia pomnika Walki i Męczeństwa ze Starego Rynku, jego obrońcy gotowi byli przykuć się do niego łańcuchami. Teraz kontrowersje wokół planowanego pomnika Żołnierzy Wyklętych budzą podobne emocje, jeśli nie większe.
>> Informacje z Bydgoszczy zdjęcia, wideo tylko na www.expressbydgoski.pl <<
- To czysta obłuda ze strony radnych, którzy głosowali przeciwko pomnikowi - mówi Krystian Frelichowski, radny Prawa i Sprawiedliwości. - Niby wszyscy byli „za”, ale dało się odczuć, że tak naprawdę nie mieli odwagi przyznać się, że są przeciw. Moim zdaniem, cała ta historia z budową zbiorników na skwerze to tylko wybieg, wersja ta „urodziła się” nagle.
Zdaniem Frelichowskiego, inna lokalizacja pomnika niż skwer Leszka Białego raczej nie wchodzi w grę. To miejsce jest bowiem szczególne dla Bydgoszczy - naprzeciwko dawnej katowni UB. Jak mówi radny, zwolennicy wzniesienia monumentu nie zamierzają odpuścić, będą się starali zyskać jeszcze większe wsparcie mieszkańców miasta. Nie zmienią też samej idei upamiętnienia.
Zobacz też:
Tak zmieniła się Bydgoszcz. Zobacz porównanie zdjęć satelitarnych
- Jak inaczej pomnik miałby się nazywać, skoro w naszej tradycji funkcjonuje pojęcie Żołnierzy Wyklętych, taką nazwę nosi też dzień im poświęcony ustanowiony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego? - dodaje Krystian Frelichowski.
Zakłamywanie historii?
Zupełnie odmiennego zdania jest radny Ireneusz Nitkiewicz (Sojusz Lewicy Demokratycznej).
- Tzw. żołnierze wyklęci to nie są bohaterowie bez skazy, których pamięć należałoby czcić w tej formie - mówi Nitkiewicz. - Byli wśród nich prawdziwi patrioci, bohaterowie, ale byli też pospolici przestępcy, a nawet zbrodniarze. Wielu starszych mieszkańców pamięta tamte czasy i zachowuje dystans do jednoznacznego traktowania tych, którzy po 1945 roku nie złożyli broni. Wielu z nich poszło „do lasu” tylko dlatego, że nie umiało się odnaleźć w czasach pokoju. Sama definicja pojęcia „żołnierze wyklęci” budzi kontrowersje. Można akceptować upamiętnianie żołnierzy Armii Krajowej czy podziemia niepodległościowego, ale wrzucanie do jednego wora wszystkich, którzy z bronią w ręku walczyli w Polsce po zakończeniu II wojny - to jest przesada. Cała ta sprawa „wyklętych” to jest zakłamywanie historii.
„Utrwalacze” do wora
Przez długie lata po II wojnie „na siłę” budowano wyidealizowany wizerunek tzw. „utrwalaczy”, czyli walczących z podziemiem. Wielu z nich marzyło do dobrej, sprawiedliwej, wolnej Polsce. Tymczasem wszyscy zostali wrzuceni do jednego wora i zgodnie po 1989 roku - potępieni. Czy nie jest to analogia?
Kiedy kończyła się II wojna, komendant Okręgu Wileńskiego AK, Antoni Olechnowicz w rozmowie z Zygmuntem Szyndzielorzem, „Łupaszką”, o tym, co mają robić dalej, powiedział, że w warunkach pokoju pomiędzy walką o wolną Polskę a zwykłym bandytyzmem istnieć będzie tylko cienka, krucha linia. Warto o tych słowach pamiętać.
Polub nas na Facebooku
Pogoda w najbliższych dniach