Bydgoski radny PiS Jacek Wenderlich, korzystając z bazy danych Urzędu Wojewody, sprawdzał dane znanych osób.
Prokuratorzy sprawdzają, czy pracownik Urzędu Wojewody łamał prawo.
- Pracownik, jak wykazało wewnętrzne dochodzenie, dopuścił się nielegalnych czynności. Złożono więc doniesienie do prokuratury - wyjaśnia Piotr Kurek, rzecznik wojewody. - W poniedziałek w tej sprawie składał wyjaśnienia wojewoda Rafał Bruski.
Zdaniem urzędu, sprawa jest niezwykle poważna, ponieważ dotyczyła danych osobowych gromadzonych w biurze paszportowym.
<!** reklama>Radny Jacek Wenderlich, jak sam przyznaje, sprawdzał dane osób publicznie znanych oraz członków swojej rodziny. Wśród nich: przewodniczącej Rady Miasta Bydgoszczy Doroty Jakuty, wiceprzewodniczącego Tomasza Regi oraz swojego kuzyna, radnego Jarosława Wenderlicha.
- Otrzymałem polecenie, aby nauczyć się, w jaki sposób prawidłowo funkcjonuje system komputerowy - tłumaczy się radny PiS. - Robiłem to poprzez wpisywanie nazwisk. I przez to, jak się wydaje, jestem teraz oskarżony.
Radny Jacek Wenderlich podkreśla, że nie zbierał, nie utrwalał oraz nie wykorzystywał żadnych danych. - Poinformowanie o tym prasy jest mobbingiem, próbą upolitycznienia całej sprawy i zmuszenia mnie do rezygnacji z pracy - oskarża Urząd Wojewody jego pracownik.
Politycy PiS są niezwykle ostrożni. Radny Jacek Wenderlich był niedawno asystentem posła Tomasza Latosa.
- Zamierzam wyjaśnić tę sprawę, porozmawiać z radnym, jego przełożonymi oraz prokuratorami - mówi poseł Tomasz Latos, lider bydgoskiego PiS. - Radny był moim asystentem w poprzedniej kadencji. Był zainteresowany dalszą pracą, ale nie dopełniliśmy formalności. Teraz musi poczekać na decyzję prokuratury. Mam nadzieję, że to co sie stało, jest tylko młodzieńczą nieroztropnością.
O nierozwadze mówi też bydgoski radny Tomasz Rega.
- Spotkamy się z Jackiem - zapowiada wiceprzewodniczący RM. - To było sztubackie zachowanie. Ja mu wybaczam.