Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chyba nie wszystkich „Misiewiczów” należy wrzucać do jednego worka [KRONIKA BYDGOSKA]

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Andrzej Walkowiak (z lewej) i jego polityczny patron, wicepremier Gowin
Andrzej Walkowiak (z lewej) i jego polityczny patron, wicepremier Gowin Jacek Smarz
Komedię Barei „Poszukiwany, poszukiwana” kręcono 44 lata temu. Jednak niektóre kwestie występujących w niej aktorów są żywe do dziś. Jak ta, którą wypowiada Barbara Rylska do ukrywającego się w jej domu w przebraniu gosposi Wojciecha Pokory: „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem”.

Ta podawana na ekranie z dumną miną konstatacja dowodzi, że partyjni towarzysze nominaci na ważne stanowiska istnieli i byli wykpiwani (o ile cenzor przymknął oko) już w czasach głębokiego PRL.

Po 1989 r. temat powraca zaś, ilekroć w kraju zmienia się władza. Ostatnio m.in. dzięki rozkręconej przez Nowoczesną akcji „Misiewicze”, pokazującej delegatów PiS na świecznik, którzy rzekomo nie mają do nowych zadań żadnych kompetencji.

Właśnie: rzekomo nie mają czy naprawdę nie mają? Swoje rozterki spróbuję pokazać na przykładzie dwóch znanych na naszym podwórku postaci. W wyniku łowów na bydgoskich „Misiewiczów” poseł Stasiński z Nowoczesnej pokazał kilka dni temu złapanych w sidła m.in. Marka Gralika i Andrzeja Walkowiaka.

Krajanów mniej zorientowanych w ruchach na świeczniku wypada uświadomić, że ten pierwszy to weteran Rady Miasta Bydgoszczy (18 lat w radzie, 5 kadencji w jej Komisji Edukacji), z wykształcenia anglista, wcześniej nauczyciel.

W ostatnich latach uparcie kandydował do różnych stanowisk, m.in. na prezydenta Bydgoszczy i wojewodę, a ostatecznie wylądował w fotelu kuratora oświaty i członka Rady Nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2.

Do fotela kuratora Marek Gralik ma odpowiednie przygotowanie - co do tego nie ma dwóch zdań. Kontrowersje budzić może natomiast członkostwo w Radzie Nadzorczej WZL.

Co tam robi anglista? Ano głównie sprawdza papiery firmy. Kontroluje, czy sprawozdania zarządu zgadzają się z zapisami w księgach i stanem faktycznym.

To jest podstawowe zadanie członka rady nadzorczej i by je skrupulatnie wykonywać, niepotrzebne są studia ekonomiczne, wojskowe lub inżynierskie. Wystarczy kurs - z tego, co wiem, długi, kosztowny i zakończony trudnym egzaminem.

Skoro więc Marek Gralik, w przeciwieństwie do „patrona” akcji Nowoczesnej Bartłomieja Misiewicza, zainwestował w siebie i taki kurs ukończył, to teraz może robić to, co robi, nie gorzej niż „bezpartyjni fachowcy”.

Andrzej Walkowiak jest byłym dziennikarzem radiowym, który w tym zawodzie doszedł do stanowiska redaktora naczelnego bydgoskiego Radia PiK.

Potem na dwie kadencje poszedł w posły, aktualnie jest radnym wojewódzkim. Na listę „Misiewiczów” trafił po tym, jak został prezesem Fabryki Obrabiarek do Drewna i wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej PR PiK.

W tym z kolei przypadku merytorycznych zastrzeżeń nie budzi posadka w radzie nadzorczej, jako że Walkowiak zna radio od podszewki.

Można się tylko zastanawiać, czy to etyczne, by nadzorował spółkę, w której dyrektorską funkcję sprawuje jego żona. Co innego wymagająca znajomości specyfiki materii i biznesowego przetarcia posada szefa spółki produkującej obrabiarki.

Tu rzeczywiście Andrzej Walkowiak kojarzy się z Jerzym Dobrowolskim, który w komedii Barei zagrał „z zawodu dyrektora”. Miejmy tylko nadzieję, że podobnie jak Dobrowolski na makiecie przedstawiającej plany inwestycyjne firmy nie będzie chciał przestawiać jeziora, by w jego miejscu postawić halę produkcyjną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!