- U nas nie ma miejsca dla dwóch zakładów pogrzebowych - twierdzi Ewa Rzymkowska, od dawna prowadząca w Chełmży funeralny biznes. Od pół roku co prawda ma konkurencję, ale jest na wygranej pozycji. Dlaczego? Bo dzięki cichej umowie z proboszczem rządzi parafialną kostnicą...
<!** Image 2 align=right alt="Image 151269" sub="Czy rynek usług funeralnych w Chełmży da się podzielić? Nowy zakład „Lazarus” (na zdjęciu podczas jednego z pogrzebów) zarzuca konkurencji (zdjęcie poniżej) nieuczciwą grę. Parafia na razie milczy. / Zdjęcia: Grzegorz Olkowski">W 16-tysięcznym miasteczku co miesiąc chowanych jest średnio 12-15 osób. Czy taki rynek da się podzielić? Od 1994 roku Zakład Usług Pogrzebowych Ewy Rzymkowskiej brał praktycznie wszystko. Owszem, próbowały tu zaistnieć i inne firmy, ale szybko pakowały manatki. Od stycznia sytuacja diametralnie się zmieniła. Drugi zakład, „Lazarus”, założył Mariusz Szymczak, były pracownik Rzymkowskiej. Więcej - ojciec chrzestny jej syna Tomasza i kuzyn jej męża, Sławomira. Zaczęła się wojna.
Rachunek z kostnicy
Z Szymczakiem dotychczasowa monopolistka musi się liczyć. Szymczak zna fach od podszewki, lokalne realia i najwstydliwsze sekrety byłej firmy. Szymczak zatrudnił pięć osób, zainwestował w nowoczesne sprzęty (jako pierwszy wprowadził na chełmżyński rynek meleksa, którym w ostatnią drogę rusza nieboszczyk) i stronę internetową (konkurencja nie ma). Dodatkowo, jak twierdzi Ewa Rzymkowska, jako tubę propagandową wykorzystuje miejsce pracy swojej żony, czyli zakład fryzjerski. A wiadomo, że jedna puszczona w salonie plotka ma w miasteczku większą siłę rażenia niż pięć billboardów. Mimo wszystko, Rzymkowska zachowuje spokój.
<!** reklama>- Całą młodość oddałam zakładowi pogrzebowemu i nie zamierzam po czterdziestce zmieniać fachu - uprzedza brunetka o śnieżnobiałym uśmiechu. - W Chełmży nie ma miejsca dla dwóch zakładów. Klienci doceniają nas za jakość usług. Przez 16 lat nie było skarg na naszych pracowników. O, przepraszam - pomijając skargi na pana Szymczaka...
Asem w rękawie Rzymkowskich (bo biznes prowadzą rodzinnie) jest kostnica. Niewielkie pomieszczenie należy do parafii św. Mikołaja, a stoi sobie tuż przy bazylice konkatedralnej. Firma pani Ewy zachowuje się jak właściciel bądź administrator obiektu. „Lazarusowi” i zakładom pogrzebowym z ościennych miast wystawia rachunki. Pal licho, gdyby były to faktury za korzystanie z kostnicy. Ale nie - Rzymkowska potrafi wystawić rachunki z pozycjami: przyjęcie (150 zł) i wyprowadzenie zwłok (150 zł). W rzeczywistości tych usług nie wykonuje, bo robią to przecież pracownicy innych firm.
<!** Image 3 align=left alt="Image 151269" >- Jesteśmy opiekunami kostnicy. Nie mamy żadnej umowy pisemnej z księdzem proboszczem, ale od lat mamy umowę ustną. Sprzątamy i remontujemy kostnicę, płacimy za media, zimą odśnieżamy. Proboszcz jest zadowolony - tak sytuację przedstawia Ewa Rzymkowska. Nie wchodzi w szczegóły umowy, która zawiera też comiesięczną ofiarę dla parafii. Z potrzeby serca, rzecz jasna.
Księża w biznesie funeralnym
- To chora sytuacja! - denerwuje się Mariusz Szymczak. - Poszedłem do proboszcza i spytałem, jakim prawem Rzymkowscy mnie kasują. Powiedziałem, że wolę dawać pieniądze księdzu do ręki, na Kościół, a nie wspierać konkurencję. Na dodatek, uczestnicząc w fikcji, jaką są rachunki za niewykonane usługi. Ale ksiądz rozłożył ręce: „Dałem im słowo” - usłyszałem.
Co na to ksiądz infułat Zygfryd Urban? 7 czerwca od godz. 10 podejmował u siebie komisję. Jaką? Tego pracownicy biura parafialnego nie potrafili ustalić. Wiedzieli za to, że wizyta potrwa długo. Po południu kontaktowaliśmy się telefonicznie. Jeden z duchownych poinformował nas, że ksiądz infułat właśnie wyjechał na kilka dni. Choć zostawiliśmy wizytówkę z prośbą o kontakt, telefonu nie doczekaliśmy się.
Tajemnicą poliszynela jest jednak, że sami chełmżyńscy księża są podzieleni, jeśli chodzi o wspieranie funeralnego biznesu. - Jeden z nich to dobry znajomy Szymczaków. Chodząc po kolędzie wręczał parafianom wizytówki „Lazarusa”. Ludzie byli zbulwersowani - twierdzi Tomasz Rzymkowski, pracujący dla matki.
<!** Image 4 align=right alt="Image 151269" sub="- To chore, by jeden zakład na mocy ustnej
umowy z proboszczem dysponował kostnicą - uważa Mariusz Szymczak, szef „Lazarusa”.">Jakoś nie bulwersuje go jednak fakt, że oferta rodzinnego zakładu pogrzebowego wisi na murze, przed wejściem do konkatedry.
Zamiast pieścić żonę...
W chełmżyńskiej wojnie funeralanej pojawiło się już wiele brzydkich incydentów, po których ślady zostały w policyjnych i prokuratorskich aktach. Były więc butelki z benzyną, którymi obrzucono dom Szymczaków, były zaczepki w mieście, słowne utarczki między pracownikami, groźby, plastikowa butelka rzucona w karawan „Lazarusa”. Sam Tomasz Rzymkowski natomiast, nawiasem mówiąc mistrz Polski strongmanów w kategorii juniorów, miał obficie pokryć plwocinami jednego z mężczyzn, pracujących dla konkurencji.
- Opluł mnie jak zwierzę, choć kiedyś byliśmy kolegami - mówi pracownik „Lazarusa”.
- Kategorycznie zaprzeczam. Żadnego plucia nie było - odpiera strongmen. - Są świadkowie? Wątpię. Proszę zwrócić uwagę, że dotychczas sprawy kończą się umorzeniami, bo rzekomo istniejący świadkowie, gdy przychodzi co do czego, jakoś nie zeznają. A skarżący się, pouczeni o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań, też spuszczają z tonu.
Wojna funeralna na dobre rozpętała się swego czasu w Internecie. Na lokalnych forach jad sączył się pod adresem obu zakładów. Ale szefowie obu zapewniają, że nie mają z tym nic wspólnego. Ewa Rzymkowska jest pewna, że za obrzydliwymi wpisami stoi Mariusz Szymczak. - Kto inny o godz. 2.31 w nocy toczyłby sam ze sobą dialogi na forum, zamiast pieścić żonę? - pyta bizneswoman.
- O tej porze to ja śpię - zaperza się szef „Lazarusa”. - Na tym forum nie byłem od dwóch lat. Ale od znajomych wiem, że ktoś się tam pode mnie podszywa, bezczelnie podpisując się Kula. A to moja ksywka.
Sekret ostatniego mycia
Na wojnie, jak to na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone. Jedna z plotek jest na tyle szokująca, że postanawiamy ją sprawdzić. 7 czerwca, po pogrzebie, wchodzimy do kostnicy. Różowe ściany, błękitna figura Jezusa Chrystusa, cztery świece na podwyższeniu. W kącie lodówka. Na niej kartka: „Prosimy nie zmieniać nastawień lodówki”.
- Jest bieżąca woda? - pytamy mężczyznę w kraciastej koszuli, który szykuje się do zamykania pomieszczenia.
- Nie ma - pada.
- To gdzie są myte zwłoki?
- W szpitalu - odpowiada mężczyzna.
Tymczasem prosektorium chełmżyńskiego szpitala od około roku jest remontowane. - Prezes szpitala Leszek Pluciński zwrócił się do naszego zakładu z prośbą o przechowywanie zwłok. I my to, najzupełniej grzecznościowo i bezpłatnie, robimy. I wcale nie oznacza to, że zmarłego automatycznie musi pochować nasza firma - zapewnia Tomasz Rzymkowski. Tematu wody nie podejmuje.
- A ja go znam dobrze, z własnego doświadczenia. Zwłoki myje się w kostnicy wodą z wiadra. Zimą pracownicy wychodzą przed kostnicę i ręce wycierają w śniegu - mówi Mariusz Szymczak. Zdaje sobie sprawę z faktu, że zdradza najmniej chlubne tajemnice byłego pracodawcy. Uważa jednak, że czas wreszcie przerwać milczenie. Tym bardziej, że to na niego złożono do sanepidu donos. Jeden z wątków dotyczył używania meleksa, czyli „odkrytego transportu trumien”. Inspektorzy sanitarni nie dopatrzyli się niczego złego w używaniu profesjonalnego sprzętu.
* * *
Na konkurencji powinni korzystać klienci. Cennik jednak chełmżyńskie zakłady mają zbliżony. Całkowity koszt pogrzebu to kwota porażająca nie tylko dla niezamożnych chełmżan.
- Za miejsce na cmentarzu, za trumnę, ubranie i kwiaty, do ręki księdzu i grabarzom, zakładowi pogrzebowemu za usługę, restauracji za stypę, a potem jeszcze kamieniarzowi za pomnik. Pięć tysięcy to mało - podlicza pan Stanisław, który w grudniu chował szwagra. - Biedny powinien żyć wiecznie.
Fakty
Kiedyś razem, dziś osobno
Ewa Rzymkowska prowadzi Zakład Usług Pogrzebowych w Chełmży od 16 lat. Niedawno cennik wywiesiła w oknie siedziby firmy. Jak mówi, zmusiły ją do tego plotki, rozsiewane przez konkurencję, o tym, jakoby była znacząco droższa.
Mariusz Szymczak otworzył zakład „Lazarus” w styczniu. Wcześniej pracował dla Ewy Rzymkowskiej. Odszedł, bo - jak twierdzi - chciał się usamodzielnić i pokazać, co potrafi. A fach zna jak mało kto.