Chciałem tylko potańczyć, a zostałem oszukany przez właścicielkę znanej szkoły tańca - alarmuje nasz Czytelnik. Zapowiada, że skieruje sprawę do sądu.
<!** Image 2 align=none alt="Image 171315" sub="Grażyna Potocka, twierdzi, że od samych kursantów zależy, ile razy w tygodniu spotykać się będą na lekcjach tańca. Na zdjęciu jedna z grup uczących się w szkole tańca
Fot. www.potocka.bydgoszcz.com">
- Wspólnie z żoną chcieliśmy spędzić miło czas, relaksując się w jednej z bydgoskich szkół tańca - pisze do nas Czytelnik. Wybraliśmy szkołę pani Grażyny Potockiej, wykupując osiem lekcji po 90 minut za 288 złotych. Od początku zapewniano nas, że wybór tej szkoły to najlepsze, co miało nas spotkać. Już na początku zdziwiło nas, że zajęcia prowadziła jakaś młoda kobieta, a nie Grażyna Potocka. Uprzedzaliśmy, że na zajęcia możemy przychodzić tylko raz w tygodniu, gdyż nie mamy z kim zostawić naszego dziecka. To stało się problemem, bo pani Grażyna stwierdziła, że chodząc raz w tygodniu, niczego się nie nauczymy i trzeba przychodzić częściej, na co część par się zgodziła, a część nie. Nie szliśmy tam przecież z nastawieniem, że zamierzamy podbić swoimi występami światowe parkiety. Zapowiedziano nam, że trzeba znaleźć będzie dla nas specjalna grupę. Kiedy to nie następowało, zażądałem zwrotu pieniędzy, ale dowiedziałem się, że nie ma takiej możliwości.
<!** reklama>
Para zwróciła się o pomoc do Zarządu Okręgu Kujawsko-Pomorskiego Polskiego Towarzystwa Tanecznego w Bydgoszczy. Ten poprosił szefową szkoły o wyjaśnienia.
- To jednak prywatna sprawa między klientem a szkołą tańca, jednak zwróciliśmy się o polubowne załatwienie jej tak, by nie rzucała ona cienia na działania szkół tańca w okręgu - mówi prezes Polskiego Towarzystwa Tanecznego w województwie Dorota Gołębiowska. - Pytaliśmy nawet w krakowskiej centrali, czy i jak związek może interweniować, szkoła pani Grażyny Potockiej jest bowiem zrzeszona w towarzystwie, nie znaleźliśmy jednak żadnej formuły, włącznie z sądem koleżeńskim, która na taką interwencję by pozwoliła. Sytuację jednak odbieramy bardzo negatywnie.
Sama Grażyna Potocka nie próbuje nawet bronić swojego stanowiska, od razu przechodzi do ataku. - Są różni ludzie, kulturalni, a także obcesowi i chamscy, do tej drugiej zaliczam pana Grzegorza. Problemem szkół tańca jest wycofywanie się kursantów po jednej - dwóch lekcjach z kursów i żądanie zwrotu pieniędzy. Ludzie oczekują, że po kilku godzinach nauki będą tańczyć jak pary z telewizji, tymczasem to ciężka harówka, jak w każdym sporcie. A tu albo pogoda jest zła, albo leń człowieka ogarnął i nie przychodzi na zajęcia, a potem chce zwrotu pieniędzy. Dlatego opracowaliśmy w naszej szkole, w porozumieniu z kancelarią prawną, regulamin, który każdy kursant musi przeczytać i zaakceptować. Jednym z jego punktów jest brak zwrotu pieniędzy w wypadku wycofania się z kursu - zaznacza Grażyna Potocka.
Twierdzi również, że kwestia liczby godzin treningowych w tygodniu zależy do decyzji całej grupy. - W tym konkretnym przypadku grupa zdecydowała, że chce przychodzić dwa razy w tygodniu. Panu Grzegorzowi zaproponowaliśmy, aby niewykorzystane pieniądze przeznaczyć na lekcje indywidualne, ale się na to nie zgodził. Sprawa zakończy się w sądzie. To dobrze, bo wiem, że tam zwycięży sprawiedliwość, a nie pomówienia.
- Liczę, że zgłosi się więcej osób poszkodowanych przez szkołę i wtedy będzie można złożyć pozew zbiorowy w sądzie. Szkoła broni się, bo wie, że sporne kwoty są zbyt małe, by zajmował się nimi sąd - zauważa pan Grzegorz.