MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Całe życie w promocji

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Takie momenty przeżywał pewnie każdy z nas. Momenty, kiedy jakaś błahostka, źle rozegrana i źle zinterpretowana, powoduje lawinę - nakręcanie się i zapętlanie, prowadzące do rozwiązań prawie ostatecznych. A w każdym razie nieodwracalnych.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Takie momenty przeżywał pewnie każdy z nas. Momenty, kiedy jakaś błahostka, źle rozegrana i źle zinterpretowana, powoduje lawinę - nakręcanie się i zapętlanie, prowadzące do rozwiązań prawie ostatecznych. A w każdym razie nieodwracalnych.

I potem zostaje nam tylko gdybanie, jak to się w ogóle mogło stać... W „Supermarkecie” taki moment to decyzja szefa ochrony, żeby zdrowo pogonić sklepowego złodzieja. I zaczyna się thriller po polsku. Thriller przyzwoicie zmajstrowany, choć niewolny od mankamentów.

<!** reklama>Zresztą ten cały supermarket, w którym toczy się akcja filmu, to troszkę taka Polska kapitalizmu wczesnego w pigule. Niby mamy tu korporacyjne zasady, niby funkcjonują odpowiednie procedury, ale wszystko jest niemiłosiernie powykrzywiane i sprowadzone do własnej karykatury. Niby mamy drapieżne kapitalistyczne realia, w których pracodawca wykorzystuje i dręczy pracowników, ale jak się bliżej przyjrzeć, to ci pracownicy też wykorzystują go jak mogą, choćby okradając na potęgę. Im kto zresztą wyżej siedzi, tym kradnie więcej i cwaniej. Wszyscy żyją tu trochę w klimacie tej wielkiej sklepowej promocji, która zwykle nie spełnia naszych oczekiwań. I wtedy mamy poczucie, że możemy ją sobie zorganizować samemu.

Kiedy z jednej strony dopada człowieka presja wyniku, a z drugiej nasze swojskie przywary - od lenistwa po „organizowanie” wszystkiego, co tylko można podprowadzić - to robi się nieciekawie. A my możemy przekonać się, jak okrutnie ludzie potrafią ratować własną skórę. Bo przecież zawsze lepiej gonić niż być gonionym. W „Supermarkecie” prowadzi to do thrillerowej gry, choć napięcie rośnie tu dopiero w drugiej części filmu. Dobrze zresztą, że udało się je zbudować, bo po ekspozycji, prowadzonej w tonacji obyczajowo-zabawnej, trudno wchodzi się w klimat dreszczowca. Nakręcenie się całej sytuacji aż do poziomu zbrodni też wydaje się nieco wydumane. Na pewno twórcy filmu postawili za to na ekipę, dającą całości kopa. No, ale i Marian Dziędziel, i Tomasz Sapryk, i Wojciech Zieliński, i Przemysław Bluszcz to aktorzy, którzy co prawda nie błyskają raz za razem w tabloidach, ale których nazwiska w czołówce filmu sprawiają, że chce się go oglądać.

A dostajemy opowieść o ostatnim dniu roku w wielkim hipermarkecie. Czas to trudny, lud polski kradnie na całego, więc ochroniarze pod presją szefostwa muszą działać radykalniej. Do sklepu dociera, po szampana, zwyczajne małżeństwo. Podczas zakupów ktoś wybija im szybę w samochodzie i kradnie akumulator. Mężczyzna wyrusza więc kupić nowy. I znika.

W „Supermarkecie” mamy wiele wyrazistych postaci, kreślonych jednak w dosyć oczywisty sposób. Poza jedną. Szef ochrony, były prokurator wojskowy, długo jest dla nas tajemnicą. Nie wiemy, jak się zachowa i na co ostatecznie postawi. Co w nim wygra. A to na pewno trzyma nas przed ekranem. Szefa ochrony gra Marian Dziędziel. No, więc chyba wszystko jasne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!