Wyścig Spartan wymyślili Amerykanie i szybko zarazili nim Europejczyków, m.in. Słowaków. To oni byli sprawcami pierwszej polskiej edycji Spartan Race, którą zorganizowano w ostatni weekend sierpnia na stromym zboczu wyciągu narciarskiego w Jaworzynie Krynickiej.
[break]
Jak zawsze, dokładną lokalizację trasy dla twardzieli trzymano w tajemnicy do ostatniej chwili. Wiadomo było tylko trzy rzeczy: że bieg odbędzie się gdzieś w okolicach Krynicy Zdroju; że jego dystans, jak na wersję sprint przystało, wyniesie więcej niż 7 kilometrów i że trudno będzie go nazwać spacerkiem.
- Wiedzieliśmy, że będziemy biegać po górach, ale nikt nie przypuszczał, że organizatorzy wytyczą trasę wzdłuż wyciągu narciarskiego, gdzie nachylenie stoku wynosi 45 stopni - mówi z uśmiechem Michał Milniczuk, 25-letni instruktor kulturystyki i fitness, pracujący na co dzień w prywatnym klubie sportowym Centrum w Bydgoszczy. Z wykształcenia... fotograf, z zamiłowania wyczynowiec, związany od dziecka ze sportem - boks, MMA, rugby.
- Od początku miałem świadomość, że dla człowieka mojej postury (96 kg wagi przy 176 centymetrach wzrostu) ten bieg będzie wyzwaniem - dodaje sportowiec.
Pobiegł w 5-osobowym zespole, w którym startowały również siostry Monika (27 l.) i Emilia Gosik (24 l.)
z Bydgoszczy. Po drodze pomagał innym wspinać się na pionowe ściany, przez co nabawił się kontuzji, która o mało nie wykluczyła go z biegu.
- Miewałem już skurcze mięśni łydek, ale nigdy trwające 25 minut - mówi Milniczuk. Pokonanie ponad 7-kilometrowego dystansu zajęło mu 2 godziny i kwadrans. Monika Gosik, najlepsza z ich piątki, miała czas: 1 godzina 16 minut.
Najlepszym dotarcie na metę biegu, który tak naprawdę był komandoskim torem przeszkód, zabrało niecałą godzinę. Do Krynicy przyjechało ok. tysiąca śmiałków z całego świata, w tym spore grono wyczynowych triatlonistów.
Było tak. Najpierw ostro pod górkę, potem skok do potoku, dalej w las, potem łubu-du do dołu z błotem po pachy, stamtąd po oślizgłej linie osiem metrów w górę, a po drodze jeszcze rzut oszczepem. Ostatni kilometr wyczerpani biegacze spędzili, sunąc w lodowatym potoku. Na koniec każdy dostał medal, suchą koszulkę i jedno piwo. To wszystko.