Wizja, którą roztaczał przed bydgoszczanami szwedzki pracodawca, była kusząca - piękne krajobrazy, lekka praca i dobra płaca. Było odwrotnie.
Na filmie, który zaprezentowali w Bydgoszczy reprezentanci szwedzkiej firmy, widać było raj na ziemi. Pracujący starszy pan sadził drzewka, w tle piękne krajobrazy, domki jak z bajki. Praca miała być prosta - sadzenie lasu. - Pomyślałem, robota nie taka ciężka, zarobki obiecujące, jadę na podbój Szwecji - mówi nam pan Mariusz z Bydgoszczy. - Już na spotkaniu podpisałem umowę i czekałem na hasło do wyjazdu. Przyszło po kilku dniach. Na miejscu okazało się, że krajobrazy są piękne, choć trochę górskie, co powodowało, że sadzonki trzeba było samemu wnieść na miejsce zalesiania. - Zajmowało to czas i kosztowało mnóstwo sił. Jedna runda w dół i do góry to godzina czasu - wspomina pan Mariusz.
Rozłożone ręce
Zakwaterowanie też okazało się niepodobne do tego z filmu. Na kilkunastu metrach spało trzech mężczyzn. Za domki płacili po 75 euro. Żywić musieli się sami, a w Szwecji jedzenie dużo kosztuje. - Zaczęliśmy łowić ryby, by obniżyć koszty. A obniżać trzeba było, bo - poza zaliczkami - pensji nie otrzymywaliśmy. Na szczęście, miałem odłożone trochę grosza. Gdy dostałem kolejną zaliczkę poprosiłem o należne mi pieniądze i zobaczyłem gest rozłożonych rąk. Wsiadłem na prom i wróciłem do kraju. Ci, którzy pieniędzy nie mieli, musieli pracować, by w ogóle móc wrócić - twierdzi pan Mariusz.
<!** reklama>Bydgoszczanim, choc w Szwecji był tylko miesiąc, posadził tysiące drzewek. Jak obliczył, nawet po najniższych stawkach powinien otrzymać około 15 tysięcy szwedzkich koron (ponad 6 tysięcy złotych). I chce je odzyskać. - Nikt nie może mi jednak pomóc. Policja nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, sąd rejonowy potraktował mnie jak naciągacza. Inspekcja pracy poradziła kontakt z warszawskim biurem, które zajmuje się takimi wypadkami - załamuje ręce mężczyzna.
Nielegalny nabór
Specjaliści jednak nie wróżą wielkich szans na odzyskanie pieniędzy. I radzą, co robić, by nie popełnić podobnego błędu. - Sam nabór był nielegalny. Żaden zagraniczny pracodawca nie może sobie zorganizować spotkania w Polsce i bezpośrednio rekrutować pracowników. Od tego są wyspecjalizowane agencje, wpisane na listę marszałków województw - mówi Agnieszka Dobrodziej z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Bydgoszczy. - Jeśli w zatrudnieniu pośredniczyła agencja, możemy poinformować naszego odpowiednika za granicą o zaistniałej sytuacji, a ten przeprowadza kontrolę w danej firmie. Jednak, jeśli ktoś na własną rękę będzie szukał zatrudnienia, będzie musiał też na własną rękę dochodzić swoich praw.
- Pracodawcy za granicą też bywają różni. Bądźmy szczególnie ostrożni, gdy ktoś za pośrednictwo chce od nas pieniądze. Sprawdzajmy do bólu przyszłego pracodawcę. Miejmy też przy sobie trochę groszy na wypadek, gdyby wypłata pensji się opóźniała - radzi Barbara Grabowska, dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy. - Warto sprawdzić przyszłego pracodawcę w bazie EURES, takie informacje znajdują się w PUP.