https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byłem już Wezuwiuszem. Czyli moda na wyjątkowe imiona

Podobno w ślad za każdym imieniem idzie określona osobowość. Czy bywamy z niego dumni? Lubimy swoje typowe imiona czy przeklinamy ich oryginalność?

Podobno w ślad za każdym imieniem idzie określona osobowość. Czy bywamy z niego dumni? Lubimy swoje typowe imiona czy przeklinamy ich oryginalność?

<!** Image 2 align=none alt="Image 168056" sub="Wielki zjazd Krystyn zorganizowano - dosłownie z hukiem - w marcu 2008 roku w Toruniu
Fot. Jacek Smarz">

Chyba jednak nie trzeba wierzyć
w „podobno”, bo to przekonanie nijak się ma do charakteru obchodzących w niedzielę imieniny Krystyn. Imiennik.pl podaje, że to kobiety raczej flegmatyczne, stroniące od gwaru, a ich wola wyczerpuje się przed dojściem do celu. Jak więc wytłumaczyć fenomen niezwykłych zjazdów Krystyn, masowej, spontanicznej imprezy, która już od czternastu lat co roku na wiosnę dominuje kolejne miasto? Trzy lata temu blisko tysiąc Krystyn z całej Polski, ale także z Węgier, USA, Francji, Niemiec i Szwecji manifestowało radość z okazji swojego święta
w Toruniu. Pochód Krystyn w charakterystycznych czerwonych kapeluszach przemaszerował ulicami starówki w huku dział strzelających na wiwat. - Gdyby Kopernik żył, to też Krystyną by był! Wówczas słusznie szczycilibyśmy się nie teorią heliocentryczną, tylko krystynocentryczną - przekonywał prezydent Michał Zaleski, prywatnie... mąż Krystyny. Ogólnopolski zjazd rozpoczęły uroczyście w Centrum Targowym PARK, gdzie wystąpiły Krystyna Sienkiewicz i Krystyna Prońko, a potem długo trwała zabawa, m.in. przy piosenkach z PRL-u. Tegoroczny, czternasty już zjazd wróci do kolebki, czyli do Katowic i będzie miał specjalny charakter. Dwudniowe uroczystości po raz pierwszy
w historii odbędą się bez ich inicjatorki, dziennikarki radiowej i parlamentarzystki, Krystyny Bochenek. Wicemarszałek Senatu zginęła w kwietniu w katastrofie smoleńskiej
i świętujące Krystyny przede wszystkim oddadzą jej w tym roku hołd.

<!** reklama>

Znakomity pomysł integracji, której pretekstem są wspólne imieniny, znalazł dużo naśladowniczek, choć jeszcze na nieco mniejszą skalę. - Byłam gościem na współorganizowanym przez moją przyjaciółkę pierwszym, kameralnym zjeździe Bożen w... podbydgoskim Bożenkowie - opowiada pani Mariola, skądinąd ciocia... Savany. - Jej pomysłodawczynie szukały takiego miejsca w całej Polsce, z całego kraju też się dziś na kolejne spotkania zjeżdżają. Wyszła z tego bardzo fajna, weekendowa impreza, w którą angażują się też lokalni mieszkańcy - wójt, szkoła, ksiądz. Zjeżdżają do wynajętego ośrodka wypoczynkowego. Są wspólne zabawy, wspólne gotowanie, ognisko. Bożeny starannie się do tego przygotowują, przebierają, poza tym nie tracą ze sobą później kontaktu. Przez cały rok się odwiedzają, od Mazur po Śląsk. To świetny pomysł, pokazuje, że ludzie chcą się ze sobą bawić, nie nudzą się na rutynowych uroczystościach, tylko otwierają na nowe znajomości.

Krystyny, Bożeny, Michałowie, Maciejowie... Każde pokolenie ma swoje imieninowe mody, które sprawia, że na określonej „półce” roi się od imienników. Czy w tej sytuacji oryginalne miano naznacza czy wyróżnia? Bardzo dobrze z nietypowym imieniem żyje się księdzu Wenancjuszowi Zmudzie. - Zawdzięczam je tacie, nauczycielowi, miłośnikowi filologii klasycznej oraz czytelnikowi „Przewodnika Katolickiego”. Siostra i brat również otrzymali piękne imiona - Bernadetta i Remigiusz. Mój święty patron - Wenancjusz Fortunat - lubił podróże
i poezję. Oczywiście, dziesiątki razy przekręcano Wenancjusza - bywałem Winicjuszem, a nawet Wezuwiuszem - opowiada duchowny
z Wydziału Duszpasterskiego Kurii Bydgoskiej. - Przyjaciele mówią do mnie Wenek, mama - Weniu. Lata całe szukałem imiennika, aż trafiłem w mojej pierwszej parafii równoznacznego Wenantego. Dwa lata temu miałem zaś zaszczyt chrzcić Tymoteusza Wenancjusza. Wiem, że przynajmniej takich dwóch chodzi już po mieście.

Na ten sam temat

Kiedy imię boli

Zdarza się, że rodzice powodowani chęcią wyróżnienia się na siłę, mogą imieniem sprawić dziecku kłopot. Sztandarowym przykładem wydumania mogą tu być imiona dzieci piosenkarza Michała Wiśniewskiego. Dwie kolejne żony celebryty urodziły mu potomków Fabienne, Xaviera, Etiennette oraz Vivienne. Ekstrawaganckie imiona, idące na dodatek w parze z pospolitym polskim nazwiskiem, nie wróżą dziewczynkom
i chłopcu lekkiego życia. Jeśli nawet nie będą obiektem kpin (nie tylko rówieśników), mogą mieć kiedyś trudniej choćby w sytuacjach urzędowych, gdy będzie trzeba te skomplikowane miana zapisywać.

Euzebia
w kłopocie

Innego rodzaju trudność drzemie w popularności imion wśród określonych pokoleń. I może być naprawdę groźnie, gdy dochodzi do sytuacji, gdy kierują się tym przy wyborze ofiary przestępcy. Okazuje się, że pierwszym krokiem w typowaniu ofiar wyłudzeń „na wnuczka” często jest telefon do osoby o specyficznym imieniu, wybranej z książki telefonicznej. Stąd Leokadie czy Euzebie - bardzo prawdopodobne, że takie imię nosi raczej bezbronna osiemdziesięcio- niż czterdziestolatka...

Gryzelda mieszka w stolicy

Interesujących danych dostarczają spisy imion nadawanych dzieciom.
I tak w Warszawie w 2008 roku Urząd Stanu Cywilnego odnotował, co rodzice na całe życie zgotowali: dziewczynkom - Calineczka, Chiara, Gryzelda, Guantanamera, Jarzyna, Karin, Lana, Maura, Selina, Zeira, Żywia; chłopcom - Armand, Barabasz, Esmee, Kaj, Ksawier, Hugo, Janko, Patrycjusz, Sindi, Sylas (za portalem e-dziecko, na podstawie danych MSWiA). Bydgoszczanie zgłosili w ubr. w USC: Zoję, Leylę, Kirę, Petrę, Janę, Lunę, Sofię, Wasanta, Vidana, Rufusa, Lorenzo, Zacka, Mateo (urzędnicy zwracają jednak uwagę, że może to być imię nadane zgodnie z tradycją lokalną jednego z rodziców, który może nie być Polką/Polakiem, mamy wtedy do czynienia z dokumentem „umiejscowienia”).(ec)

Moim zdaniem

Kojarz się dobrze

<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >Najczęściej rodzice wybierają dziecku imię na długo przed tym, zanim przyjdzie na świat. Często chcą, by było wyjątkowe - takie same nadzieje pokładają w potomku. Myślą, jak tu sprawić, żeby nie było jednym z wielu, jedną z pięciu taśmowych Maryś czy kilku Kubusiów. Ja też tak myślałam i... nie trafiłam oryginalnie. Im starszą mamą jednak jestem, im dojrzalszym człowiekiem, tym racjonalniejsze we mnie przekonanie, jak niewielkie ma to znaczenie. Można być seryjną Ewą z imienia, lecz trzeba być dla innych tą Ewą właściwą, o ile nie jedyną. Mam nadzieję, że takie przekonanie będzie prawdziwym posagiem mojej córki.

Ewa Czarnowska-Woźniak

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski