Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanin idzie do Trybunały Praw Człowieka. Chodzi o stracone hektary ziemi

Wojciech Mąka
Wojciech Mąka
To zdjęcie z 2014 roku - Czesław Weyna przed obiektem budowanym na terenie wywłaszczonego gospodarstwa
To zdjęcie z 2014 roku - Czesław Weyna przed obiektem budowanym na terenie wywłaszczonego gospodarstwa Dariusz Bloch
Czesław Weyna ma dość lekceważenia - chce odszkodowania od skarbu państwa. Jego pozew jest już w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. A chodzi niby o błahostkę: hektary zabrane przez miasto pod budowę bloków mieszkalnych w Fordonie.

[break]
- To już kilkanaście lat walki, ale teraz , w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, wszystko ruszyło od nowa - mówi Czesław Weyna, spadkobierca terenów położonych w nowym Fordonie.

W listopadzie 1979 roku 4,5-hektarowe gospodarstwo rolne zostało jego rodzicom zabrane - właśnie pod budowę bloków. - Po 18 latach 21 sierpnia 1997 roku wyszła ustawa o oddawaniu niezagospodarowanych terenów zabranych przez komunę - opowiada. - Dowiedziałem się, że tereny, których państwo nie zagospodarowało, mamy prawo odzyskać. W styczniu 2002 roku złożyłem wniosek o zwrot wywłaszczonych gruntów w Urzędzie Miasta Bydgoszczy. W tym samym roku bydgoski sąd wydał postanowienie o nabyciu spadku po rodzicach.

Zakaz był, ale sprzedali

Tereny do dziś ani nie zostały przez pana Czesława odzyskane, ani on i jego krewni nie dostali za nie grosza odszkodowania. Zaczęło się od kuriozalnej wizyty - na miejscu, a więc przy dzisiejszych ulicach Teski, Szumana, Twardzickiego i Tychoniewicza - ratuszowego urzędnika.

- Przyjechał na miejsce człowiek, który miał ze sobą aparat fotograficzny, ale nie miał w nim baterii - opowiada Czesław Weyna. - Osobiście mu te baterie kupiłem w kiosku. Zdjęcia zrobił, zostały dołączone do akt. A potem zdjęcia zginęły… Po to, żeby udowodnić, że ratusz działał zgodnie z prawem.

Po co ta manipulacja? Po to, żeby w tym samym momencie, w tym samym roku, 300 metrów kwadratowych Urząd Miasta mógł sprzedać prywatnym osobom, mimo prawnego zakazu zbywania terenu.

Nie powiadomili

Nowi właściciele zaczęli budować tam obiekt pod wynajem.

- Byłem na policji, budowę rzeczywiście udało się wstrzymać, ale tylko na pół roku - opowiada spadkobierca.

Wcześniej jest jednak rok 2004. - Odwołuję się do wojewody - mówi Czesław Weyna. - Wojewoda Romuald Kosieniak podejmuje decyzję i część sprawy zwrotu gruntów skarbu państwa przekazuje do rozpatrzenia staroście mogileńskiemu. Starosta przekazuje sprawę swoim podwładnym, którzy dokonują, przy powiadomieniu nas, oględzin i wizji lokalnych. W ciągu pół roku odzyskaliśmy 3899 metrów kwadratowych gruntu przy ul. Twardzickiego. Ale przez kilkunastoletnią rewaloryzację z wyceny gruntu okazało się jednak, że na rzecz Urzędu Miasta Bydgoszczy musimy zapłacić ok. 23 tys. zł. Złośliwość urzędników miasta Bydgoszcz polegała na tym, że nie powiadomiono nas o zwrocie pieniędzy. Nie powiadomili nas o terminie wpłaty. W ten sposób chcieli nas ukarać... I sprawę przedawniono.

To, co działo się później, to droga przez mękę - od sądu do sądu, od prokuratury do prokuratury. Okazało się, że bydgoski Sąd Rejonowy - zdaniem Czesława Weyny bezprawnie - zmienił wpis w księgach wieczystych na rzecz nowych właścicieli sprzedanego przez ratusz fragmentu dawnego gospodarstwa.

- W 2012 roku napisałem zażalenie do pani wojewody - mówi Czesław Weyna. - Nawet nie dostałem odpowiedzi. Myślę, że urzędnicy zwykłych obywateli mają gdzieś.

W tym samym roku sprawa została zgłoszona do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. - Jednocześnie napisałem również do zastępcy prezydenta miasta Stefana Markowskiego - opowiada spadkobierca. - Chodziło o bezprawne wtargnięcie na działkę budowlaną przy ul. Twardzickiego. Informowałem, że w trakcie jest postępowanie o unieważnienie sprzedaży przez Urząd Miasta. Zezwolenie budowlane na działce było ważne do 2006 roku i nikt go nie przedłużał. Od pana prezydenta Stefana Markowskiego odpowiedzi nie otrzymałem.

Dwa miliony

Przypadek kilkunastoletniej walki o swoje Czesław Weyna skierował do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Skarga będzie w tym roku rozpatrzona. Weyna swoje odszkodowanie oszacował na 2 mln zł. Ma je zapłacić skarb państwa. To nie tylko odszkodowanie za niezwrócone tereny dawnego gospodarstwa, ale zadość uczynienie za przewlekłość spraw przed sądami i urzędami.

Jednocześnie w ciągu kilku ostatnich miesięcy jego odwołania powoli zaczynają odnosić skutek. Zostaje wznowione postępowanie administracyjne. Tylko w bydgoskim ratuszu ciągle nic nie idzie.

- Moja skarga leży w Urzędzie Miasta już kilka miesięcy, trafiła do Komisji Rewizyjnej Rady Miasta i tyle tylko wiem - mówi Weyna.

Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!