Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanin, fan gier komputerowych, członek Zarządu CD Projekt, twórcy "Wiedźmina", opowiada o swojej drodze na szczyt

Jarosław Jakubowski
Michał Nowakowski, bydgoszczanin w Warszawie Fot. Nadesłana
Michał Nowakowski, bydgoszczanin w Warszawie Fot. Nadesłana Fot. Nadesłana
Z MICHAŁEM NOWAKOWSKIM, członkiem Zarządu CD Projekt, producenta serii gier „Wiedźmin”, rozmawia Jarosław Jakubowski.

Pierwsze kroki zawodowe stawiał Pan w „Expressie Bydgoskim”. Jak z dziennikarstwa trafił Pan do dziedziny gier komputerowych?
[break]
W „Expressie” spędziłem bardzo dużo czasu. Miałem kiedyś bardzo mocne postanowienie, żeby zostać dziennikarzem. Chyba nie szło mi najgorzej. Do „Świata Gier Komputerowych”, który był wydawany w Bydgoszczy, trafiłem przypadkiem i trochę dzięki „Expressowi Bydgoskiemu”. Pismo szukało człowieka do prowadzenia rubryki poświęconej grom RPG, planszowym itd. Kolega, który mnie tam polecił, wiedział, że pisałem już w „Expressie”. Poszedłem do nich, coś napisałem, spodobało się i tak to się zaczęło.

Dziś, jako członek Zarządu CD Projekt, spędza Pan w podróżach nawet pięć miesięcy w roku.Rzeczywiście, gdyby zliczyć wszystkie moje wyjazdy, to pewnie by się okazało, że w sumie pięć miesięcy nie ma mnie w domu. Zajmuję się poszukiwaniem kanałów dystrybucji najnowszej edycji „Wiedźmina”. A jakie miejsca odwiedziłem? Brazylię, Amerykę Północną, Bliski Wschód (Dubaj), Singapur, Chiny... Pewnie coś pominąłem.

Jak „Wiedźmin”, nasz towar eksportowy, jest odbierany w świecie?Bardzo pozytywnie. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że nie ma ani jednego miejsca na świecie, gdzie gra sprzedawałaby się źle. Została odebrana bardzo dobrze, przede wszystkim przez graczy, ale też i prasę branżową. Udało nam się zebrać dwie wisienki - uznanie konsumentów i krytyków, co nieczęsto się zdarza.

Udało Wam się przebić też na trudnych rynkach. Tak, do nich należy Japonia czy Korea, gdzie kupowane są głównie gry lokalne. Japończycy z naturą wolą gry, które są robione w Japonii. Mają trochę inną stylistykę, sposób budowania fabuły, tempo narracji, mechanikę gry. Dlatego zaskakujące było to, że zdobyliśmy status hitu w Japonii, Korei Południowej czy na Tajwanie. Tak samo dobrze sobie poradziliśmy w Ameryce Łacińskiej, Afryce Południowej, na Bliskim Wschodzie. Stało się tak, bo gra została przetłumaczona na lokalne języki. Jest mocno oparta na fabule, a nie wszyscy gracze wystarczająco dobrze operują językiem angielskim. Ważna też była jakość gry.

To chyba jednak nie cała tajemnica sukcesu „Wiedźmina”?
Dla mnie osobiście tajemnicą sukcesu „Wiedźmina” jest genialna konstrukcja świata, fabuły. Jest to zasługa ojca
Wiedźmina, czyli Andrzeja Sapkowskiego. My oczywiście tworzyliśmy fabuły toczące się po jego sadze, ale były to bardzo solidne podwaliny. Zasługą naszych grafików jest to, że potrafili udźwignąć wielkie dzieło Sapkowskiego. Dodatkowym atutem jest to, że tworzymy historie dla dorosłych, jednak nie mam na myśli pornografii czy epatowania przemocą. Są to po prostu dojrzałe tematy, stawiające ciekawe pytania graczom, ale też nie moralizujące w banalny sposób. Dobrym przykładem w telewizji jest sukces „Gry o tron”, związany z tym samym zjawiskiem.

To znaczy?
Ludzie mojego pokolenia, po trzydziestce albo już czterdziestoletni, nie do końca akceptują dawną fantasy, w której wszystko było czarne i białe, dobrzy rycerze i źli rycerze itd. Obecna fantasy zawiera domieszkę tego, co widzimy w codziennym życiu, gdzie nie wszystko jest czarno-białe i czasami decydując się na coś w życiu, nie wiemy, jaki będzie skutek za rok czy pięć lat. „Wiedźmin” ma tego w sobie dużo, a poza tym jest to dobrze zrobiona gra w sensie czysto technicznym, jeśli chodzi o rozmieszczenie zadań i rozmiar tego świata. Niebagatelne znaczenie ma też wciągająca fabuła. To wszystko połączone jest przepisem na „Wiedźmina”.

Pan chyba też nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji przekroczenia progu świata gier...Pewnie nie, choć zawsze chciałem być związany z grami komputerowymi. Kiedy zacząłem pracować w miesięczniku poświęconym tej tematyce, zacząłem trochę jeździć po targach i innych spotkaniach, poznając ten świat od innej strony niż zwykły fan gier. Zobaczyłem, że oprócz ludzi niefajnych, którzy są w każdej branży, zasadniczo jest ona tworzona przez pasjonatów. Bardzo mi się to spodobało. Zawsze chciałem robić coś, co nie będzie tylko moją pracą, ale i pasją. Udało mi się to.

Ale czy to wystarcza w biznesie, którym się przecież pan zajmuje?Biznes gier komputerowych jest biznesem jak każdy inny. Mimo że tworzony jest przez pasjonatów, to jednak potrafi być bardzo brutalny. My po sukcesie „Wiedźmina” jesteśmy w lepszej sytuacji, również negocjacyjnej, możemy sobie na więcej pozwolić, także w sensie finansowym, ale początki nie były proste. To jest coś, na co pracowaliśmy ostatnie dziesięć lat. Zawsze byliśmy otwarci i fair wobec naszych odbiorców. To fani i ich wsparcie wynieśli nas tu, gdzie jesteśmy. Poza tym zawsze byliśmy „dobrze policzeni” i na ogół, choć nie zawsze, podejmowaliśmy dobre decyzje biznesowe. CD Projekt to miejsce, gdzie naprawdę bardzo ciężko się pracuje.

Od lat mieszka Pan w Warszawie. Jak z tej perspektywy zmieniła się Bydgoszcz?Bardzo wypiękniała i unowocześniła się. Wyspa Młyńska jest zupełnie innym miejsce niż kilkanaście lat temu. Okolice Mostowej też, choć nie byłem przekonany, czy po przebudowie będą fajnie wyglądały, ale chyba jednak tak. Miasto idzie do przodu. W Bydgoszczy mieszkają moi rodzice i babcia, w Białych Błotach moja siostra i szwagier. Bywam w Bydgoszczy, choć nie tak często jak bym chciał, bo mam już swoje obowiązki rodzinne: żonę i synka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!