Czy sądowe wyroki i wysokie odszkodowania dla bezprawnie zwalnianych pracowników miejskich instytucji, drenujące nasze kieszenie, zmuszą bydgoskie władze do refleksji?
Niedawno sąd nakazał przywrócić do pracy Katarzynę Fojuth, byłą p.o. dyrektora MOK, i wypłacić jej 100 tys. zł zaległych wynagrodzeń. Podobny wyrok zamierza wyegzekwować Małgorzata Korbińska, była p.o. komendanta Straży Miejskiej w Bydgoszczy. Jej roszczenia są większe, bo była szefowa municypalnych zażądała nie tylko przywrócenia do pracy w straży, ale i wypłaty należnych jej zarobków za 10 lat, co wraz z nagrodami jubileuszowymi i odsetkami obliczyła na 500 000 zł.<!** reklama>
W lutym br. sąd wydał klauzulę wykonalności korzystnego dla niej wyroku, który uprawomocnił się w grudniu 2002 r. krótko po tym, jak ze zwolnioną w 2001 r ze straży Korbińską (proces o przywrócenie jej do pracy był w toku) prezydent Dombrowicz podpisał nową umowę o pracę, powierzając jej stanowisko p.o. komendanta. Tym samym w 2003 r. umowy Korbińskiej ze strażą były dwie i - jak orzekł potem sąd - wypowiedzenie każdej z nich było bezprawne bądź nieskuteczne.
Marek Echaust, komendant Straży Miejskiej w Bydgoszczy, jest tymi roszczeniami zszokowany. Sprawy Korbińskiej dobrze nie zna, bo do jej bezprawnego zwolnienia doszło za kadencji prezydenta Konstantego Dombrowicza oraz komendantów Mirosława Ławniczaka i Andrzeja Kaszubowskiego. - Jeśli dostanę ostateczny wyrok, nie będę z nim dyskutować - oświadcza. Ratuszowy prawnik Maciej Skwierczyński, który reprezentuje straż w sądzie, nie kryje, że liczy na przedawnienie roszczenia. Na razie sąd przyjął jego wniosek o zawieszenie egzekucji, ale Korbińska złożyła zażalenie.
Już raz, w 2006 roku, Straż Miejska w Bydgoszczy musiała wypłacić Korbińskiej 30 tys. zł odszkodowania, bo sąd uznał, że umowę o pracę na stanowisku komendanta wypowiedziała jej niewłaściwa osoba. - Walczyłam o to cztery lata, a sprawa zakończyła się aż w Sądzie Najwyższym - wspomina była komendantka. Była pierwszą w Polsce kobietą na tym stanowisku, ale jej rządy trwały zaledwie tydzień. - Próbowałam przenieść strażników zza biurek do pracy w terenie, ograniczyć liczbę wydziałów, naczelników i zastępców, więc wytoczyli przeciw mnie kampanię oszczerstw i pomówień - wspomina Korbińska.