Mafia pruszkowska usłyszała wyroki. Okazuje się, że przestępcy spod Warszawy mieli swoje kontakty w Bydgoszczy. Czy mają je również dzisiaj?
<!** Image 2 align=none alt="Image 196193" >
Wyroki zostały uznane za śmiesznie niskie, ale przy okazji wróciło pytanie: czy to już koniec gangu pruszkowskiego?
<!** reklama>
- Przestępczość zorganizowana nie znosi próżni. Miejsce likwidowanych grup szybko zajmują nowe, złożone z „młodych wilków” - mówi jeden z bydgoskich śledczych.
Światło na bydgoskie podziemie przestępcze rzuca sprawa Tomasza B. - „Kadafiego”. Ten 39-letni bydgoszczanin trafił do aresztu w grudniu 2011 roku. Oprócz niego za kratki posłano pięciu jego żołnierzy. Później następowały kolejne zatrzymania członków grupy. Wśród zarzutów postawionych dotąd przez bydgoskich śledczych znalazła się sprzedaż ponad 800 kg narkotyków. W ciągu 10 lat ten proceder miał przynieść „Kadafiemu” i jego ludziom ok. 21 mln zł zysku.
Prokuratorzy badają związki gangu „Kadafiego” z innymi tego rodzaju grupami. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że w pierwszej dekadzie XXI wieku gang „Kadafiego” rywalizował z grupą Henryka L. - „Lewatywy”. W końcu na tyle ograniczył jej wpływy, że „Lewatywa” nie mógł podejmować własnych działań bez płacenia „abonamentu” Tomaszowi B.
- Proces gangu pruszkowskiego, który toczył się w Warszawie, obejmował wcześniejsze lata. Nic mi nie wiadomo o związkach grupy „Kadafiego” z tymi ludźmi - mówi prokurator Jarosław Moskal, naczelnik wydziału V śledczego Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
W latach 90. Bydgoszcz była ważnym punktem na gangsterskiej mapie Polski. Swoimi mackami sięgała tu również grupa pruszkowska.
Po śmierci Henryka K. „Pershinga” w grudniu 1999 roku gang pruszkowski główne swoje interesy przeniósł na Warmię i Mazury. Pruszków również wkroczył do województwa kujawsko-pomorskiego. To teren atrakcyjny dla grup przestępczych, bo w Bydgoszczy krzyżują się niemal wszystkie przechodzące przez Polskę szlaki narkotykowe. W latach 90. ten obszar kontrolował Waldemar W., pseudonim Książę, ale w starciu z Pruszkowem nie miał żadnych szans. Źródła w Komendzie Głównej Policji mówią, że aby uchronić się przed egzekutorami z Pruszkowa, Waldemar W. dobrowolnie oddał się w ręce policji. „Książę” zjawił się u jednego z „dłużników” po kilka tysięcy złotych, a gdy to zrobił, poczekał na przyjazd radiowozu. Policja zatrzymała go za wymuszenie haraczu.
„Książę” dorobił się na przemycie papierosów i alkoholu. Zasłynął jako autor definicji kontrabandy. Stwierdził, że to „działalność gospodarcza bez cła i podatków”. Waldemar W. nigdy nie współpracował z Pruszkowem i zarzekał się, że „nie wpuści obcych do miasta”. Z tego powodu kilkakrotnie próbowano go zabić. W 1998 roku w zamachu bombowym stracił obie nogi. Ładunek eksplodował, gdy „Książę” wsiadał do mercedesa, zaparkowanego przy ulicy Dworcowej w centrum Bydgoszczy. Do dziś nie znaleziono sprawców ani zleceniodawców tego zamachu.
Rok później znowu próbowano zgładzić „Księcia”. Do zamachu doszło w październiku 1999 roku przed drzwiami mieszkania, zajmowanego przez Waldemara W., który był właściwym celem ataku. Strzały padły, gdy wysiadał z windy z żoną i dwoma ochroniarzami. Waldemar W. w ostatniej chwili cofnął się do windy. Ochroniarz Jerzy P. zginął na miejscu, a zamachowiec został ciężko ranny i zatrzymany przez policję. Krzysztof Wojtczak, zdaniem policji powiązany z pruszkowską mafią, nie przyznał się przed sądem do zamiaru zabójstwa. Utrzymywał, że chciał jedynie „okraść bogatego inwalidę”. Sąd nie uwierzył w tę wersję i przyjął, że mężczyzna przyjechał do Bydgoszczy, żeby zabić Waldemara W. Dostał karę dożywocia.
„Książę”, nawet kiedy trafił za kraty, próbował przeciwstawić się wpływom Pruszkowa. Jego dawny wspólnik Henryk L. ps. „Lewatywa”, który rzekomo poszedł na współpracę, został trafiony kulą w dniu swego ślubu.
Waldemar W. przebywa obecnie w areszcie w związku ze sprawą uprowadzenia i wymuszenia haraczu od pracownika agencji bankowej w Nakle nad Notecią. Ustalono 6 podejrzanych, w tym „Księcia” jako nieformalnego szefa grupy.