W lipcu 65-letnia emerytowana ekonomistka Ewa Popielewska napisała list do prezydenta Rafała Bruskiego. Wyjaśniała w nim powody rezygnacji z członkostwa w Bydgoskiej Radzie Seniorów. Miesiąc później znalazła się w szpitalu z zawałem serca. Prezydent do dzisiaj nie odpowiedział.
Napisała m.in.: „Wstępowałam do Bydgoskiej Rady Seniorów pełna optymizmu, zapału i chęci działania. W trosce o ludzi starszych (...) zaczęłam realizować plan pn. Miejsca Przyjazne Seniorom - Rabat dla 60+. Na starcie zwróciłam się osobiście do ponad 50 partnerów komercyjnych, którzy w rozmowach ze mną chwalili prostą inicjatywę i chętnie się do niej przyłączali. Akcja rozkręcała się, miała być prowadzona przez seniorów dla seniorów.”
Z otwartymi ramionami
Drukarnia Qartis z Solca Kujawskiego za darmo wypuściła prawie 600 naklejek, które miały trafić na witryny salonów fryzjerskich i okulistycznych, restauracji, sklepów rowerowych i komputerowych, gabinetów odnowy itp. Wszędzie tam pani Ewie udało się wynegocjować spore rabaty. W czerwcu osobiście odwiedziła pół setki firm.
PRZECZYTAJ:Dziękuję niebiosom za panią Ewę [komentarz]
Ja nie rozmawiałam w imieniu SLD czy ratusza. Nie chcę, by moja inicjatywa była kojarzona z polityką. - Ewa Popielewska
Witano ją z otwartymi ramionami. Niektórzy przedsiębiorcy od razu naklejali na szyby kolorowe logo akcji. Projekt wykonała bezpłatnie Milena Bagińska z przedszkolakami z Przedszkola Akademickiego Wyższej Szkoły Gospodarki. Z naklejki uśmiechają się sympatycznie babcia i dziadek. Pani Ewa przestała się uśmiechać. To, czego doświadczyła w ostatnich miesiącach ze strony ratusza i Bydgoskiej Rady Seniorów, doprowadziło ją do nerwowego załamania.
Kiedy jej prace nad projektem „Miejsce Przyjazne Seniorom” były już na ukończeniu, w bydgoskich mediach pojawił się ze swoim pomysłem karty seniora najpierw Ireneusz Nitkiewicz z SLD, a potem urzędnicy ratusza wyjęli z szuflady ogólnikowy projekt z 2015 roku. Tak rozpoczęły się wspólne prace radnych, urzędników i seniorów z BRS nad „Bydgoską Kartą Seniora 60+”. Projekt pani Ewy nieoczekiwanie znalazł się na drugim planie, mimo że była o krok przed wprowadzeniem go w życie.
Zaproszono ją wprawdzie do ratusza na pierwsze spotkanie zespołu roboczego 18 lipca, ale tylko po to - jak sama twierdzi - by przejąć od niej gotowy pakiet ofert uzgodnionych z przedsiębiorcami. Usłyszała, że jej autorski pomysł ma być jednym z kilku elementów ratuszowego przedsięwzięcia.
- Nie zgodziłam się. Ja nie rozmawiałam z kontrahentami w imieniu SLD czy ratusza. Nie chcę, by moja inicjatywa była kojarzona z polityką - mówi Ewa Popielewska.
Winnych brak
Projekt, który dzisiaj stanie na sesji Rady Miasta, nie zawiera ofert od przedsiębiorców. Mają się oni dopiero zgłaszać do urzędu miasta. Będą z nimi zawierane umowy. Formalności czekają też seniorów. Każdy chętny będzie musiał wypełnić wniosek o wydanie karty seniora. Projekt Ewy Popielewskiej nie wymagał takiej biurokracji i - co bardzo ważne - został przygotowany bezkosztowo!
- Zostałam zrobiona w konia - nazywa rzeczy po imieniu pani Ewa. Największy żal ma do przewodniczącego Bydgoskiej Rady Seniorów Ireneusza Frelichowskiego, o to, że nagle BRS przestała interesować się projektem.
- Bardzo szanuję panią Popielewską. Wykonała kawał dobrej roboty. To nie moja wina, że ktoś inny przejął inicjatywę - mówi Frelichowski, wskazując palcem na innego członka BRS, Zdzisława Tylickiego ze związku emerytów, sympatyzującego z SLD.
- Pomysł pani Ewy miał być naszym wkładem do karty seniora. Nie wiem, dlaczego się wycofała i zrezygnowała z członkostwa w BRS. Frelichowski powinien to wszystko załagodzić - odbija piłeczkę Tylicki, przewodniczący oddziału Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów. Twierdzi, że jest tym zaskoczony. Także Dorota Glaza, urzędniczka ratusza ds. organizacji pozarządowych, która znała projekt emerytki, nie ma sobie nic do zarzucenia. Odsyła do szefa BRS.
