Zobacz wideo: Bydgoszcz. Centrum Edukacyjno-Społeczne na Okolu gotowe.
To jedno z najchętniej odwiedzanych, zwłaszcza w ciepłej porze roku, miejsc w Bydgoszczy. Park Kazimierza Wielkiego. W jego północnej części zwiedzających miasto jak i zwykłych spacerowiczów przyciąga monumentalna fontanna. Zdjęcie z „Potopem” w tle to wręcz „obowiązkowa” pamiątka z Bydgoszczy. Tak dzieje się od grubo ponad stu lat, choć z dłuższą przerwą. Przez dokładnie 71 lat w miejscu tym była tylko ozdobna misa. Potem pojawił się nowy „Potop”. Dziś pamięć o zmianach powoli zanika w świadomości bydgoszczan. Miejsce to zdaje się żyć historyczną ciągłością. Bez wątpienia rzeźba ma swoją znaczącą artystyczną wartość, podoba się, robi wrażenie na wszystkich oglądających.
To Cię może też zainteresować
Niezwykłe jest jednak i to, jak coś, co miało być „wyrazem siły niemieckiego ducha” zostało zaakceptowane przez polskich mieszkańców Bydgoszczy. Mało tego, „Potop” zaczął być po II wojnie nawet postrzegany jako coś, co trzeba miastu przywrócić!
Bydgoszczanie wspominali "Potop" z sentymentem
W czasie kiedy tępiono każdy element „niemieckości” miasta, kiedy samo wspomnienie na przykład Wieży Bismarcka budziło odruch obrzydzenia, fontanna wspominana była z sentymentem.
Było i jest tak dlatego, że trudno było i w chwili powstania „Potopu”, i dziś dopatrywać się w nim „niemieckiego ducha”.
Jak ówcześni fundatorzy z pruskiego ministerstwa kultury mogli w rzeźbie - wodotrysku ukazującej scenę ukarania „złej” ludzkości przez stwórcę widzieć idee kwitnącej germańskości - tego doprawdy nie sposób się, zwłaszcza dziś, domyślić. Faktem jest jednak, że na ten cel przeznaczono niebagatelną sumę 100 tysięcy marek.
Historia wykonania monumentu pełna jest komediowych wręcz błędów i pomyłek, wywraca na wierzch kultowe pojęcie niemieckiej solidności i rzetelności.
Lepcke czekał w Bydgoszczy na ministra
Ustawienie „Potopu” zaplanowano na 1902 rok. Rzeźbiarz, Ferdinand Lepcke, wcześniej autor słynnej „Łuczniczki” grzebał się jednak niemiłosiernie. Nie koniec na tym, albowiem berlińska firma, która miała odlać postaci, splajtowała. Potem, kiedy z dwuletnim opóźnieniem wszystko było gotowe, Lepcke musiał w Bydgoszczy czekać na przyjazd wiceministra, bo tylko on był upoważniony do uroczystego odsłonięcia wodotrysku. Tego samego dnia, kiedy urzędnik wreszcie przyjechał, wściekły Lepcke, zaledwie kilka godzin wcześniej, opuścił zniecierpliwiony Bydgoszcz...
Okazało się jednak podczas próby, że bez Lepckego fontanna nie chciała działać. Jej naprawa zajęła kolejne pół roku. Wreszcie, z udziałem autora jak i - tym razem - samego ministra kultury, „Potop” odsłonięto po wielkiej ceremonii 23 lipca 1904 roku. Potem zgodnie z planem miała trysnąć woda, ale... pompa ponownie zawiodła. Usuwanie kolejnych usterek trwało następne... cztery lata.
Mieszkańcy Bydgoszczy odbudowali
Fontanna zaczęła ostatecznie działać w 1908 roku, ale jej autor już jej nigdy w działaniu nie zobaczył. Kres istnienia pierwszego „Potopu” miał miejsce wiosną 1943 roku. Brąz, z którego odlano postaci, był wszak bardzo cennym materiałem wojennym. Nie było sentymentów. Wodotrysk zdemontowano i przetopiono na przysłowiowe armaty. Przez wszystkie powojenne lata starsi bydgoszczanie pamiętali o urzekającym monumencie, który w międzywojennym dwudziestoleciu stał się dumą i chlubą miasta. Powrót „Potopu” okazał się możliwy dopiero w wolnej Polsce. Choć trwało to... jeszcze dłużej nie budowa oryginału. Najpierw powstał społeczny komitet, potem szukano pieniędzy na rekonstrukcję „Potopu”, długo trwało też ustalanie, czy całość kompozycji ma być z metalu, czy część może być z kamienia - bo jednoznacznie nie można było na podstawie archiwalnych zdjęć stwierdzić, z czego składał się oryginał. Zapis historii powrotu wodotrysku to kolejna długa historia. Z happy endem, na szczęście.
