Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoska jej nać

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
To małe, 200-tysięczne miasteczko pod Newcastle - wyjaśnił widzom telewizji publicznej sprawozdawca sportowy, przybliżając Gateshead, angielskiego gospodarza lekkoatletycznego Drużynowego Pucharu Europy.

<!** Image 2 align=none alt="Image 215409" sub="Rwać teraz klientowi listki i natkę czy nie rwać?... [Fot. Dariusz Bloch]">

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >To małe, 200-tysięczne miasteczko pod Newcastle - wyjaśnił widzom telewizji publicznej sprawozdawca sportowy, przybliżając Gateshead, angielskiego gospodarza lekkoatletycznego Drużynowego Pucharu Europy.

Ciekawe, czy na to dictum nie zadrgał muskuł widzów w Kielcach albo - z całym szacunkiem - Toruniu. Byłaby to tylko humorystyczna „warszawkowatość”, gdyby nie zdarzała się stołecznym prezenterom nagminnie (inna rzecz, że pewnie połowa z nich to i tak „słoiki”, o korzeniach rodzinnych rozciągniętych od Buga po Odrę). Oto innym razem prowadzący telewizję śniadaniową cały koncept programu opierają na załamaniu pogody. Ale u mnie w Bydgoszczy, za oknem notorycznie świeci słońce!

<!** reklama>Co mnie albo kogoś z Kielc obchodzi, że meteopatów w Warszawie boli od deszczu głowa? Albo zimą słyszę z tv radosne ćwierkanie, że dzieciaki wreszcie rozpoczynają ferie i będą mogły cieszyć się nartami, bo akurat obficie sypnęło... Ani słowa o tym, że dla lwiej części polskich uczniów szkolna przerwa już się zakończyła albo jeszcze nie zaczęła (ferie mają ruchome terminy dla różnych województw).

Stolica pępkiem kraju? Ma to również swoje złe strony, bo sporo problemów stołeczność rzeczywiście zwielokrotnia. Nikt pewnie nie zazdrości Hannie Gronkiewicz-Waltz, która nie tylko nie może uporać się z Wisłostradą i oponentami, ale nawet skutecznie rozstrzygnąć przetargu na oczyszczanie miasta. Zalew śmieci dokuczył również ostro bydgoszczanom, ale - jak to w niedużym miasteczku gdzieś w Polsce - jest nadzieja, że uda się je posprzątać szybciej niż w „Warszawce” dopełni urzędniczych procedur.

Autorytet i urząd prezydenta wielkiego miasta podkopywane są też od wewnątrz - głównym oponentem byłej szefowej NBP jest bowiem burmistrz Ursynowa. Nasz prezydent rządzi, na swoje szczęście, w naszym niedużym organizmie miejskim jednowładnie i nie odgrażają mu się koledzy i koleżanki z Fordonu czy Osowej Góry (swoją drogą, czy jako mieszkanka wielkiego Fordonu nie powinnam z wyższością spoglądać np. na Konin?...). Nawet protesty mamy w skali mikro i pewnie nie spędzają snu z powiek Zarządowi Miasta.

Bardzo grzecznie zachowali się we wtorek protestujący przed ratuszem przeciwko zaśmieceniu miasta. Pikietujących zebrało się tylko tylu, by nie było potrzeby niepokoić ratusz zezwoleniami na zgromadzenie (skromnej liczby manifestantów nie można jednak w żadnej mierze utożsamiać ze społecznym poparciem słusznego społecznego gniewu). Były transparenty, były petycje i był... porządek po wystąpieniu. Demonstrujący grzecznie zabrali ze sobą przyniesione na rynek wory z odpadkami. Co z nimi wtedy zrobili, nie wiadomo, bo problem z opróżnianiem kubłów i kubełków był wszak od początku tygodnia dojmujący.

Jak nieoczekiwanie kłopotliwa może być w szczegółach ustawa, zwana już nie tylko śmieciową, ale wręcz odsyłaną do śmieci z powodu licznych nieżyciowych rozwiązań, świadczą telefony do redakcji w pierwszych dniach jej obowiązywania. Wszystkie gazety zalały zdjęcia przeładowanych śmietników (rzadko gdzie bowiem pojawiły się na czas nowe kontenery do segregacji), odpadków walających się przy koszach na chodnikach, a nawet ścieżkach rowerowych.

Nas zaskoczyła 1 lipca rano Czytelniczka oburzona faktem, że sprzedawca na jej osiedlowym bazarku stanowczo odmówił... ukręcenia liści od pęczka ulubionych rzodkiewek oraz natki młodej marchewki. Kupiec stanowczo zaprotestował przeciwko zrzucaniu na niego nowego obowiązku segregowania odpadów zielonych. I nie ugiął się nawet, gdy klientka zagroziła, że pójdzie po warzywa do innego straganiarza. Bo tam spotkało ją to samo...

I może można by się odgrażać, że teraz do Torunia po zakupy będziemy raczej jeździć, a nie popuścimy, faktem jest jednak, że nowe „regulacje” śmieciowe, rozłożone na detale, doprowadzają prostych obywateli do szału. Co ciekawe, wszystko to odbywa się, miedzy innymi, pod szyldem „zachęcania mieszkańców do segregacji śmieci”. Na razie wielu z nas, dotąd oddzielających w koszach papier od obiadowych resztek, wścieka się, że jeśli tak ma teraz ten bałagan wyglądać, to będą mieli za nic wszelką ekologię i zaczną wrzucać co i gdzie popadnie. No, bo przecież co, marchewki jej nać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!