Nawet 40 tysięcy ludzi zabranych z oblężonych miast Ukrainy zmusza się do niewolniczej pracy w rosyjskich obozach.
Siergiej Orłow, zastępca burmistrza zrujnowanego Mariupola, mówił też o setkach zagubionych i osamotnionych dzieciach, które zostały zabrane rodzicom.
Orłow powiedział gazecie The Sun: Rosyjscy żołnierze wpadają do piwnic, w których nasi ludzie chowają się jak przestraszone myszy i mówi: Macie 15 minut do wyjścia.
Jeśli odmówią, budynki są niszczone, a ludzie giną.
- Nawiązaliśmy kontakt z ludźmi, którzy powiedzieli nam, co się dzieje z uratowanymi— są wywożeni do Rosji, aby pracować. To praca przymusowa. Ale co najgorsze jest to, że oddzielają dzieci od rodziców, gdy wywożą ludzi z naszego miasta. Setki dzieci od wieku przedszkolnego wzwyż są przetrzymywane w szpitalu w Doniecku z dala od rodziców.
Orłow po raz pierwszy opisał, w jaki sposób rosyjskie wojska prowadzą operację noszącą znamiona nazistowskiego terroru w czasie II wojny światowej. Mówił, że cywile trafiają najpierw do „obozów filtracyjnych”, potem zabiera się ich za linie wroga do ośrodków m. in. w Doniecku
Dorosłym sprawdza się dokumenty tożsamości. Rosjanie upewniają się też, czy mężczyźni nie mają tatuaży świadczących o poparciu dla Ukrainy. Ci, których uznano za sprawdzonych, wysyła się czasami tysiące kilometrów w głąb Rosji i tam muszą pracować tylko za wyżywienie.
