**<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >Słuchając wczoraj Rafała Bruskiego (a jego exposé trwało grubo ponad godzinę i to tylko dlatego, że poganiany był dyskretnie przez rzecznika prasowego) można było odnieść wrażenie, że oto mówi człowiek, który wie, czego chce i w dodatku wie, jak ma to zrobić. Problem jest tylko jeden - kasa, a właściwie jej brak. Przy takim problemie blednie nawet informacja, że (niewielka na szczęście) część ratuszowych urzędników nie potrafi obsługiwać programu Word, radząc sobie w ten sposób, że jeden z nich pisze ręcznie na kartce, a drugi – przepisuje. Z tym problemem ratusz sobie poradzi - wysyłając urzędników na szkolenia lub ich zwalniając.
<!** reklama>
Z kasą będzie o wiele trudniej, tym bardziej że w jej poszukiwaniu prezydent sięgnął bardzo głęboko do kieszeni mieszkańców, wzbudzając w nich sprzeciw i oburzenie. Wczoraj jednak bronił swoich decyzji, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że poparcia mu nie przysporzą. Budżet dla prezydenta wydaje się być rzeczą świętą, a każdy, kto podniesie rękę na tę świętość, ma zagwarantowane, że dostanie od prezydenta po łapach. Przekonały się o tym kluby sportowe, miejskie instytucje i miejskie spółki. Listę planów Rafał Bruski ma imponującą, zapowiada, że po odbudowie budżetu będzie można je zrealizować z pomocą unijnych pieniędzy z kolejnych lat programowania. Zobaczymy za rok. Pewne jest natomiast, że przy takim podejściu do finansów miasta, nie pójdziemy śladami Torunia, zdaniem dziennika „Rzeczpospolita”, najbardziej zadłużonego miasta w Polsce. A to już jest konkret.
