https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Budujesz, remontujesz, wariujesz

Katarzyna Bogucka
Pierwszy dom stawia się dla wroga, drugi dla sąsiada, trzeci dla siebie - głosi przysłowie. Największy wróg to gąszcz przepisów budowlanych. Prądu jeszcze nie ma, fundamenty niewylane, a już rośnie stos wniosków, decyzji, wezwań...

Pierwszy dom stawia się dla wroga, drugi dla sąsiada, trzeci dla siebie - głosi przysłowie. Największy wróg to gąszcz przepisów budowlanych. Prądu jeszcze nie ma, fundamenty niewylane, a już rośnie stos wniosków, decyzji, wezwań...

<!** Image 2 align=none alt="Image 180608" sub="W tworzenie wymarzonego miejsca na ziemi zaangażowanych jest wiele osób. Najwięcej do powiedzenia mają urzędnicy, bez których decyzji budowlańcy nie mogliby wejść na plac budowy. Fot. Dariusz Bloch">- Zanim wykończę ten dom, on wykończy mnie nerwowo - przeciera zmęczone oczy pani Janka. Wznosi wraz z mężem budowlę swojego życia, domek jednorodzinny, nazwany pieszczotliwie Janeczką. Budynek już prawie jest, ale o mały włos małżeństwo zrezygnowałoby z inwestycji. Oboje przyznają, że nie nadają się do jeżdżenia po urzędach, a kto chce mieszkać na swoim, musi się najeździć, a jeszcze więcej napisać, nawyjaśniać, naprosić. Ale po kolei...

Państwo Bączyńscy poszli najpierw złożyć wniosek o przekwalifikowanie terenu rolnego pod budowę domu - miesiąc czekania na decyzję. - Miesiąc i dwa tygodnie - prostuje mąż, pan Wiesław. - Decyzja uprawomocnia się przez dwa tygodnie. Zgoda - pismo - pieczątka.

- To dopiero początek - śmieje się pani Janka.

Urzędnicy mają czas

Kolejny etap - wniosek o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba dołączyć projekt, a także zaświadczenia z firm: telekomunikacyjnej, wodociągowej, gazowniczej, energetycznej. Dostawców mediów pyta się, czy na działce przeznaczonej pod budowę nie biegną przewody, rury, kable światłowodowe.

- Niby nic, ale każdy z tych podmiotów ma swój czas na udzielenie odpowiedzi. Różnie z tym bywa: pięć, siedem albo czternaście dni - wyjaśnia pan domu. - Z opłatami też jest różnie. Wodociągom zapłaciliśmy za informację, że na działce nie ma wody około 100 złotych. Do wniosku o pozwolenie na budowę trzeba dołączyć także informacje o przewidywanych podłączeniach mediów, mapki geodezyjne, mapki wysokościowe (dla energetyki), no i wspomniany projekt domu. Nasz kosztował nieco ponad 2 tysiące złotych, ale trzeba było nanieść trzy poprawki, a każda z nich kosztowała 100 złotych.

Rok na narysowanie skrzynki

Żeby zacząć budowę, konieczne jest wreszcie podłączenie prądu, czyli na początek postawienie skrzynki energetycznej na działce.

<!** reklama>- U nas trwało to ponad dwa lata - wspomina pani Janka. - Energetyka ma rok na przygotowanie tymczasowego projektu. Ja dostarczyłam im mapkę (30 złotych), a oni po roku dorysowali na tej mapce kreskę, czyli kabel i kwadracik - skrzynkę. Przy składaniu wniosku musieliśmy zapłacić połowę ceny podłączenia prądu, czyli około 1200 złotych. Resztę płaci się, gdy skrzynka i kable są już na miejscu. Myliłam się, gdy sądziłam, że po wpłaceniu drugiej raty, czyli prawie po ponad dwóch latach od daty złożenia wniosku, kilowaty popłyną. Interweniowałam w firmie energetycznej, usłyszałam, że przecież nie dostarczyłam pisma, w którym zawiadamiam, że przeciągnęłam kabel ze skrzynki na miejsce budowy. Gdy złożyłam napisany od ręki dokument, prąd popłynął. Podsumowując, energetyka skrzynkę postawiła 30 sierpnia, a 5 września mijał termin dostarczenia prądu, który tak naprawdę pojawił się dopiero miesiąc później (w dodatku prąd budowlany, czyli nieco droższy!), ale kto by się tam skarżył. Skakaliśmy z radości jak wariaci.

Minęło osiem miesięcy. Państwo Bączyńscy w tym czasie odwiedzali systematycznie wydziały urzędu: geodezji, gospodarki przestrzennej i komunalnej, architektury, a także sąd, biuro projektów, starostwo powiatowe. Mniej więcej co dwa tygodnie wzywani byli przez rozmaite firmy, instytucje i urzędy (listownie i telefonicznie); a to, żeby coś podpisać, a to, żeby zrobić korektę.

Vacatio legis?

Najgorzej było latem. Gdy jeden z urzędników poszedł na urlop, sprawa Bączyńskich też pojechała na wakacje. Okazało się, że nikt inny nie mógł podjąć zadań wypoczywającego pracownika. To jeszcze nic.

- Raz nas prawie szlag trafił - wspomina pewien incydent gospodyni. - Mieliśmy decyzję dotyczącą pozwolenia na budowę z datą: ostatni dzień sierpnia. W gminie powiedzieli, że pozwolenie jest nieważne, bo pierwszego września zmieniają się przepisy i mamy od nowa pisać wniosek, zbierać nowe dokumenty, z nowymi datami... - I czekać na decyzję 6 tygodni - dodaje pan Wiesław.

<!** Image 3 align=none alt="Image 180608" sub="Mały, biały domek się śni, ale czy śni się, ile pracy trzeba włożyć w budowę?">- Nie wiedzieliście, że zmieniają się przepisy? - pytałam zdenerwowana w starostwie. - Nie mogliście tego uwzględnić? Muszę przyznać, że przy tej całej biurokracji nasi urzędnicy okazali się być bardzo miłymi ludźmi. Starosta sam biegał, żeby nam skserować mapki. Ludzie jakoś zrozumieli, że nie można się dać zwariować przepisom.

Gdy zaczynał się dziewiąty miesiąc papierowej udręki, państwo Bączyńscy wsiedli do samochodu, pojechali na działkę i wbili łopatę w ziemię. Robota ruszyła, oczywiście wcześniej trzeba było zatrudnić kierownika budowy (odbiera każdy etap budowy i za każdy odbiór pobiera opłatę, zarabia od jednego do kilku tysięcy złotych; opłata zależy od tego, jak często kierownik bywa na budowie, wcześniej określa się jednak minimalną liczbę niezbędnych wizyt na placu budowy), postawić żółtą tablicę informacyjną (kosztuje około 20 złotych), wreszcie kupić dziennik budowy (kilka lub kilkanaście złotych). - I zarejestrować go w gminie, a potem jechać z nim do miasteczka, do wydziału architektury, żeby dostać pieczątkę architekta. Pół dnia jeżdżenia - dorzucają na koniec małżonkowie.

- Na jaki koniec? - pyta pani Janka. - Teraz trzeba będzie walczyć o dalsze papierzyska. O podpis kominiarza, o certyfikat energetyczny, o odbiór z nadzoru budowlanego...

Papierologia

Przenosimy się na drugi koniec województwa. Tam państwo Morzyszowie mają kawał ziemi. Chcą budować dom, ale najpierw zaczęli zbierać dokumenty. Cieszą się, że poszło im to szybko, sprawnie, tymczasem papiery kompletowali przez 9 miesięcy. Co zadziwiające, całkiem szybko poszło im z prądem.

- Jeszcze nic nie wybudowaliśmy, a już wydaliśmy ponad 11 tysięcy złotych - narzeka Magdalena Morzysz. - Po kolei: warunki zabudowy, projekt, zmiany w projekcie, projekt szamba. Za same projekty i ich przeróbki zapłaciliśmy 5 tysięcy. Musieliśmy też mieć zgodę na wycinkę drzew, podłączyć prąd, wodę - 2,5 tysiąca złotych za przyłącze, podciągnąć linię telekomunikacyjną.

Morzyszowie mają już pozwolenie na budowę, które ważne jest przez trzy lata. Najgorsza była dla nich, jak mówią „ta cała papierologia”. - Dostawaliśmy mnóstwo pism informujących, że nasze dokumenty przeszły z jednego wydziału do drugiego, wciąż trzeba było stawiać się w gminie i coś podpisywać - mówi pani Magdalena. - Urzędnicy często się mylili. To było bardzo dziwne. Raz pani ze starostwa podyktowała mi pismo. Dwa tygodnie później poinformowano nas, że w piśmie są błędy formalne. Pojechałam je poprawić. Tam zobaczyłam, że poprawkę nanosi urzędniczka siedząca biurko w biurko z panią, która błędne pismo podyktowała. A poprawka dotyczyła jednego słowa. Jeden urzędnik podpisywał, a drugi kwestionował decyzję poprzednika. Grzecznie biegaliśmy do starostwa i wszystko poprawialiśmy. W końcu nie ma sensu się nikomu narażać, zwłaszcza że urzędnicy sami tych procedur nie wymyślili.

Niezgodne z konstytucją

Urzędnicy zapewniają, że rozumieją determinację i desperację inwestorów.

- Sam proces zbierania kompletnej dokumentacji może trwać rzeczywiście nawet osiem, dziewięć miesięcy - mówi Danuta Rożek, starszy specjalista ds. budownictwa w Starostwie Powiatowym w Bydgoszczy. - Natomiast sprawa wydania pozwolenia na budowę zamyka się w 65 dniach. Były projekty rządowe, które miały oczekiwanie na decyzje skrócić, uprościć. Lokalni urzędnicy samorządowi uczestniczyli nawet w konsultacjach, poświęconych temu zagadnieniu. Okazało się, że Trybunał Konstytucyjny, do którego w efekcie trafiła ta ustawa, uznał ją za niezgodną z konstytucją. Nam projekt nie przypadł do gustu, ponieważ był zbyt wielkim uproszczeniem. Nie wiem, czy jesteśmy przygotowani na tak duże zmiany, by wolę budowy jedynie zgłaszać w urzędzie. Proszę pamiętać, że wiele gmin nie ma pełnych planów zagospodarowania przestrzennego, a to poważne ograniczenie, które rodzi konieczność wykonywania dalszych ruchów administracyjnych. Inna sprawa, że w przypadku zgłaszania woli budowy, cała odpowiedzialność spadałaby na inwestora, który nie tylko miałby zawiadamiać strony zainteresowane inwestycją o planowanych pracach i reagować na ewentualne sprzeciwy, ale także (do spółki z kierownikiem budowy i projektantem) odpowiadałby za zgodność projektu z miejscowym planem i z wszelkimi możliwymi przepisami. W tej chwili cała kontrola i badanie legalności spoczywa na nas. Powtórzę, nie jestem pewna, czy w naszych realiach uda się szybko wprowadzić tego typu zmiany. Ludziom, których przerasta ogrom pracy nad dokumentacją, polecamy kontakt z osobami obeznanymi z przepisami, może nawet z firmą, która odpłatnie przygotuje całość. Koszt wynajęcia takiej firmy może się okazać wcale nie tak wielki w porównaniu z wysiłkiem dojeżdżania, dzwonienia, wysyłania pism i czuwania nad inwestycją.

Przyjeżdżamy, załatwiamy

Wspomnianych firm nie brakuje. Jedną z nich prowadzi Magdalena Kochanowicz: - Zgłaszają się do nas ludzie, których przerasta papierkowa robota. Naszą pomoc wyceniliśmy na około 2,5 tys. zł, razem z załatwieniem warunków zabudowy. Co do planów dotyczących poprawy sytuacji, związanej z załatwianiem stosownych formalności, uważam, że czekania na decyzje (choćby z energetyki, wodociągów) nie da się skrócić, bo pewnych procedur nie można przyspieszyć, zwłaszcza gdy np. nie ma projektu sieci energetycznej w wybranej lokalizacji. Nawet jedno okienko tego nie zmieni.

Opinia

Waldemar Deska, muzyk, lider grupy „Daab”, ekolog

  • W 2006 roku zbudowałem na własnej działce w Kazimierzu bez pozwolenia na budowę ekologiczną szopę, dom z desek, ziemi, folii malarskiej i innych materiałów odpadowych. Urząd nakazał rozbiórkę. Od kilku lat protestuję przeciwko bezsensownym przepisom budowlanym, zabraniającym człowiekowi tworzyć sobie schronienie, które nikomu nie szkodzi i nie zakłóca rytmu natury, ponieważ są one niezgodne z konstytucją i prawem naturalnym. Stanąłem w kontrze do państwa polskiego, napisałem petycję, którą podpisało już prawie 5 tysięcy osób. Domagam się: poprawy doli biednych ludzi poprzez zniesienie niepotrzebnych barier, ułatwienia drogi prowadzącej do posiadania własnego schronienia, przywrócenie obywatelom należnej im godności.

Warto wiedzieć

Jak długo trzeba czekać na pozwolenie na budowę?

  • Średnio 300 dni trwa w Polsce załatwienie formalności niezbędnych do wnioskowania o pozwolenie na budowę. To trzy razy dłużej niż w Niemczech, dłużej niż we Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i... w Burkina Faso.
  • Z rankingu Doing Business 2011, przeprowadzonego przez Bank Światowy wynika, że sytuacja przedsiębiorców, którzy chcieliby wybudować budynki dla swojej firmy jest nad Wisłą nieciekawa. Polak musi przejść przez 32 rozmaite procedury, zanim otrzyma pozwolenie na budowę. Ta liczba klasyfikuje nas na 164 miejscu, na 183 przebadane pod tym kątem kraje. Budowa magazynu w Polsce rozpocznie się po około roku załatwiania papierkowej roboty. Dla porównania, czas niezbędny do zdobycia pozwoleń budowlanych w Estonii trwa około cztery miesiące, a w Irlandii sześć miesięcy.
  • W Burkina Faso w 2008 roku udało się wprowadzić system jednego okienka przy wydawaniu pozwoleń na budowę. Nowa regulacja zmniejszyła liczbę procedur z 32 do 15, a czas trwania całego procesu z 226 do 122 dni. Efekt? W 2010 roku w tym państwie wydano prawie 700 pozwoleń na budowę. Wcześniej średnia roczna z ostatnich lat wynosiła zaledwie 150.
  • W Polsce planowano - bez sukcesu - stworzyć przepis zezwalający na budowę domu na podstawie tzw. zgłoszenia. Wystarczyłoby zgłosić inwestycję w starostwie i czekać miesiąc na odpowiedź. W tym czasie urzędnicy mogliby zgłosić sprzeciw. Gdyby nikt nie miał zastrzeżeń, urząd zarejestrowałby budowę.
  • W programie PO znajduje się zapis mówiący, że partia chciałaby skrócić czekanie na pozwolenie na budowę i zmniejszyć liczbę procedur z tym związanych z 30 do 15. Przypomnijmy, że dziś na pozwolenie zgodnie z ustawą czeka się 65 dni. Za przekroczenie tego terminu starostwo musi płacić karę 500 zł za każdy dzień zwłoki. Tego terminu nikt oczywiście nie przekracza, ale zdarzają się przecież błędy we wnioskach, które trzeba korygować, więc czas wydania pozwolenia wydłuża się, co jest zgodne z prawem.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski