„Różowy języczek Marysieńki jest raz po raz w wahaniach dziejowych języczkiem u wagi” - tak w charakterystyczny dla siebie, krotochwilny sposób Tadeusz Żeleński-Boy opisuje historyczną rolę żony Sobieskiego.
Buduarowa strona fragmentu historii Polski to było wyzwanie, którego znany pisarz podjął się w latach 30. ubiegłego wieku z prawdziwą radością. „Cóż za bogactwo materiału! Miłość Sobieskiego do pięknej Francuzki - jakaż to ciekawa powieść psychologiczna, podszyta romansem rycerskim, intrygą polityczną w wielkim stylu! Co za kontrasty - królewski płaszcz z gronostajów rzucony na zmiętoszone łóżko...”.
Pamiętajmy jednak przede wszystkim, że mamy do czynienia również z absolutnie nietuzinkowym autorem. Rozstrzelany w 1941 roku przez Niemców w Lwowie, odcisnął za życia piętno nie tylko w historii literatury polskiej. Nałogowy karciarz i hazardzista, kochliwy bywalec salonów i dusza towarzystwa, studia medyczne rozciągnął na wiele lat. Kiedy już je jednak ukończył, dał się poznać jako nowoczesny lekarz i działacz społeczny. Przyjaciel wielkich twórców młodopolskich, był też gorącym orędownikiem edukacji seksualnej, antykoncepcji i legalizacji aborcji. Nie bez znaczenia dla genezy „Marysieńki” jest inna, omawiana do dziś przez polonistów, epokowa książka - „Brązownicy” z 1930 roku, z grubsza traktująca o potrzebie „życiowego” traktowania bohaterów zbiorowej wyobraźni, ściąganiu ich z pomników, ukazywaniu wielkich nazwisk jako postaci z krwi i kości.
„Marysieńka” jest więc w pełni realizacją tego postulatu. Jak pisze Boy, Marysieńka, primo voto Zamoyska, wciąż ściągała króla Jana Sobieskiego „z pomnika za poły kontusza na ziemię”. Urzekła go, „igrała z nim bez miary”, tak, że „mogła go zostawić samego na rok i dłużej bez obawy przelotnej nawet rywalki (...), zachowała dlań przez trzydzieści lat urok fizyczny i duchowy, posadziła go na tronie i usiadła mu tam na kolanach i to wszystko będąc niemal bez ustanku w ciąży, rodząc kilkanaścioro dzieci żywych i umarłych”...
I cała wielkość Boya polega właśnie na tym „ludzkim” charakterze pokazywania wielkich sylwet. Kapitalne są opowieści, kontrastujące wielkie zwycięstwa bitewne wodza z pantoflarskimi zachowaniami męża Marysi. Pisarz przypomina na przykład dni przed „nieśmiertelnym manewrem w Podhajcach”, gdy hetman Sobieski pokonał przeważające siły kozacko-tatarskie. Wszystko mogłoby się skończyć inaczej, gdyż przyszły król rozchorował się na wieść o niemocy Marii i histeryzował w obozie wojskowym z powodu braku listów od niej...
Listy Jana do Marii okazały się dla Boya kapitalnym źródłem historycznym. Pod jego błyskotliwym piórem, przy ogromnej wiedzy źródłowej, biografię niezwykłej, choć w gruncie rzeczy nieskomplikowanej kobiety, czyta się z bardzo dużą satysfakcją. Jako się rzekło, opowieść ta pełna jest bezpruderyjnych interpretacji faktów, pikantnych szczegółów, rzucających nowe światło na podręcznikową wiedzę. Dzieje tego wielkiego romansu, kończą się, jak wiadomo, smutno - ród spojony tak niezwykle burzliwym, gorącym uczuciem, dogasł wszak bezpotomnie.
„To pewna, że na przestrzeni dziejów Polski nie spotkamy historii, która by miała w sobie tyle cudowności. (...) I tę jeszcze ma owa historia właściwość, że prawda jest w niej dziwniejsza od legendy”.
- Laura Hillenbrand, "Niezłomny",
- tłum. Anna Sak,
- Wydawnictwo Znak,
- Kraków 2011.