Rolnicy z Paterka nie mogą dotrzeć na swoje łąki i pola, bo podczas modernizacji drogi wojewódzkiej zlikwidowane zostały prowadzące na nie zjazdy.
<!** Image 2 align=right alt="Image 139015" sub="- Tu był zjazd na naszą łąkę. Teraz, po remoncie drogi, nie ma jak na nią wjechać - pokazuje Wojciech Ćwikła / Fot. Paweł Antonkiewicz">- Komu to przeszkadzało? Zjazdy były zawsze! - buntują się rolnicy.
- Już za Prusaków były te zjazdy, bo obok naszej łąki znajdował się kiedyś dom - mówi Sylwester Ćwikła. - Jeździmy na łąki tylko dwa razy w roku, ale w jakiś sposób musimy zebrać siano. Ze śmigłowca mamy to robić?
- Ja mam tam nie tylko łąki, ale też pole uprawne, które trzeba podorać, nawieźć, a potem zasiać. Jak mam to zrobić, jeśli nie mogę wjechać na pole?! - pyta Józef Bujewski.
Zjechać na łąki nie można, bo podczas modernizacji drogi zlikwidowany został nasyp ziemny, po którym rolnicy zjeżdżali na swoje grunty. Poza tym, zjazdów nie było w projekcie.
<!** reklama>- Remontujemy drogę zgodnie z projektem, który dostaliśmy od inwestora, a na nim nie ma zjazdów - mówi Henryka Łożyńska, kierowniczka robót z Przedsiębiorstwa Budowy Dróg i Mostów w Kobylarni.
- A w projekcie ich nie ujęto, ponieważ nie były zaznaczone na mapach na podstawie, których przygotowuje się dokumentację. Można więc powiedzieć, że były nielegalne - twierdzi Jacek Jankowiak, inspektor z Zarządu Dróg Wojewódzkich w Bydgoszczy i wyjaśnia: - Problem ze zjazdami nie wynika z czyjejś niechęci, czy braku pieniędzy, a ze względów prawnych. Nie rozwiążą go też ciężarówki kruszywa, które zdaniem rolników, można tam wysypać. Zjazdy muszą być naniesione na mapy geodezyjne i musi być pozwolenie na ich budowę.
Trudno teraz dociec, dlaczego zjazdów nie ma na podkładach geodezyjnych, a więc i w projekcie. Mapki przed zrobieniem dokumentacji oglądali rolnicy, ale sami przyznają, że się na nich nie znają i nie orientowali się, czy są na nich zaznaczone zjazdy. Teraz bardziej interesuje ich, czy można je jeszcze zrobić? Okazuje się, że tak, ale za ich pieniądze, bo sami powinni wystąpić do starostw o zgodę na budowę zjazdu oraz zapłacić za projekt, materiał i budowę.
- Nie ma innego wyjścia. To jest własność prywatna i z budżetu nie można finansować takich zadań. Jeśli jednak ktoś potwierdzi dokumentami istnienie zjazdu, zrobimy go - zapewnia Jacek Jankowiak.
Nie wiadomo, ile będzie kosztowała budowa zjazdu, której sfinansować nie pomoże ani gmina, ani starostwo. Mówi się nawet o kilku tysiącach złotych.
- Za 4 tysiące to ja kupię hektar łąki w innym miejscu - mówi Wojciech Ćwikła, który przy drodze do Paterka ma 0,49 hektara gruntu.
- Za co my płacimy do gminy podatki, jak nie możemy wjechać na swoje? - pytają inni rolnicy.