„Bronicie prawa do życia, nie pozwólcie umierać jedynce”, „Jedynka we Włocławku albo rząd do remontu” - z takimi transparentami włocławianie blokowali krajową „jedynkę”.
<!** Image 2 align=right alt="Image 50143" sub="Włocławianie blokowali w minioną sobotę jedną nitkę krajowej jedynki. W ten sposób chcą doprowadzić do zauważenia katastrofalnego stanu drogi">Protest ma wesprzeć starania władz miasta o pieniądze na remont drogi.
Kilkadziesiąt osób, w tym kilku polityków, blokowało w minioną sobotę od godz. 12 do 15, na peryferyjnym przejściu dla pieszych na ul. Toruńskiej, ruch na nitce jedynki - z Torunia do Włocławka. Ale kierowcy, którzy nie skorzystali z objazdu wskazywanego przez policję, nie doświadczyli wielkich utrudnień. Na przejazd czekali 10-15 minut, bowiem blokujący przepuszczali pojazdy. Z Włocławka samochody wyjeżdżały bez przeszkód.
<!** reklama left>- Puszczanie ruchu to pewien kompromis. Chodzi o zwrócenie uwagi na problem, a nie o utrudnianie życia kierowcom - stwierdził Krzysztof Kukucki, przewodniczący Federacji Młodych Socjaldemokratów, organizator akcji.
Tadeusz Michałek przyszedł na blokadę z biało-czerwoną flagą. - Codziennie na tej drodze psuję samochód - powiedział. - Na drogi w Bydgoszczy i Toruniu pieniądze są. Dla nas nie. Bez przerw powinny być zablokowane dwa pasy. Może wtedy byłby jakiś efekt.
Cała rodzina
- Choć jestem chora, to przyszłam, bo droga pilnie wymaga remontu - mówi Aleksandra Wołk. - Cała moja rodzina tu jest - powiedziała Barbara Barej z ul. Toruńskiej 160.- Gdy tir wpada w dziurę, a tak jest niemal bez przerwy, to w domu wszystko się trzęsie. - Z powodu dziur w nawierzchni wstrząsy są tak silne, że szyby drżą i spać nie można - mówi Jan Zawidzki z Toruńskiej 99.
O tę drogę trzeba walczyć
Wśród kierowców czekających na przejazd byli Konrad Miziołek i Piotr Cieśliński. - Akcja nas nie denerwuje, jest nawet zbyt łagodna. O tę drogę trzeba walczyć - stwierdzili.
- Blokada to efekt katastrofalnego stanu drogi i wyraźnej niechęci władz krajowych do umieszczenia inwestycji w indykatywnym wykazie dużych projektów Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko - mówi Krzysztof Kukucki, przewodniczący FMS. - A sfinansowanie z budżetu miasta remontu mającego kosztować 60 mln euro jest niemożliwe. Jedyna szansa to pieniądze z Unii. W myśl rozporządzenia Rady Unii Europejskiej wszystkie projekty, kosztujące ponad 50 mln euro, kwalifikowane są do dużych projektów i ich realizacja uzależniona jest od akceptacji Komisji Europejskiej. Jednak Ministerstwo Transportu odmawia wpisania tej inwestycji na listę, na podstawie której Komisja ma podjąć decyzję. Federacja Młodych Socjaldemokratów wzbiera też podpisy pod apelem do premiera. Apel do szefa rządu wystosowali także radni.