35-latek może zaliczyć pierwszą połowę 2022 roku do bardzo udanych. Mistrzostwo Polski indywidualnie i drużynowy brązowy medal Wojskowych Mistrzostw Świata, to duże osiągnięcia.
- To były dwie priorytetowe imprezy dla mnie - przyznaje Brzeziński. - Wiadomo, że maratończycy w przeciwieństwie do innych lekkoatletów nie mogą startować co tydzień. Przyjęło się, że w maratonie można maksymalną formę przygotować dwa razy w roku. U mnie teraz złożyło się tak, że te dwie imprezy były bardzo blisko siebie. Najpierw kwietniowe mistrzostwa Polski w Dębnie, a w maju Wojskowe Mistrzostwa Świata w Peru. Bardzo się cieszę, że udało się mi spełnić plan w stu procentach - dodaje.
Brzeziński mówi, że oba biegi wiele go kosztowały. W Dębnie były kiepskie warunki pogodowe: mocno wiało, padał deszcz, a momentami nawet grad. Z kolei w Limie panowała duża wilgotność, wysoka temperatura a także pojawiły się problemy z łydką.
- Start w Peru był dla mnie priorytetowy, ponieważ jestem żołnierzem, służącym w Centralny Wojskowym Zespole Sportowym, a zdobywanie medali indywidualnie czy drużynowo na największych imprezach wojskowych, jest jednym z postawionych mi zadań do wykonania - twierdzi maratończyk. - Poza tym Centralny Wojskowy Zespół Sportowy umożliwia mi rozwijać się zarówno na płaszczyźnie wojskowej, ale i przede wszystkim pozwala mi rozwijać swoją sportową karierę.
Do Wojskowych Mistrzostw Świata mieliśmy stworzone najlepsze warunki przygotowań. Były dwa zgrupowania w Spale w pokojach ze sztuczną hipoksją, które miały na celu poprawić naszą wydolność organizmu i parametry morfologii krwi, to znaczy panujące tam warunki przypominają zgrupowania klimatyczne w wysokich górach. Jesteśmy wojskowymi i dla nas to są ważne starty. Trasa była ciekawa, zlokalizowana nad oceanem. Biegły czteroosobowe zespoły. Wszystkie czasy były sumowane. Osiągnęliśmy maksa, bo zespoły Bahrajnu i Maroka były poza zasięgiem - dodaje.
Maratończyk Zawiszy pogodził się już z myślą, że nie uda się mu wywalczyć minimów na tegoroczne mistrzostwa Europy i świata. Jednak w głowie cały czas jest marzenie o starcie w Paryżu za dwa lata.
- Minima na duże imprezy robi się jesienią lub wczesną wiosną - wyjaśnia. - Po tych dwóch trudnych maratonach teraz jest czas na odpoczynek i regenerację. Potem planuję przygotowania do maratonu w Walencji, który będzie w grudniu. Wtedy postaram się powalczyć o minimum na igrzyska do Paryża. Jeśli się tam nie uda, to spróbuję w kolejnym sezonie. Start na igrzyskach to jest moje wielkie marzenie i rzecz do spełnienia. W 2024 roku będę miał 37 lat, a na maratończyka nie jest to dużo - twierdzi.
Brzeziński prócz maratonu w Walencji chce jeszcze wystartować w mistrzostwach Polski w półmaratonie, mistrzostwach Polski na 10 km i mistrzostwach świata wojskowych w przełajach.
A jeśli chodzi o igrzyska w Paryżu ma jeszcze jedną motywację. Prócz tego, że jest maratończykiem i swoim trenerem, to także szkoleniowcem swojej żony Aleksandry, która również biega maratony, biegi długie i przełajowe. W Limie była nawet lepsza od niego, bo z reprezentacją Polski wywalczyła złoty medal.
- Wierzę, że uda się nam - twierdzi. - To byłoby wielkie osiągnięcie, bo chyba nigdy nie było małżeństwa, które wystąpiło w maratonie na igrzyskach olimpijskich. Te wszystkie sukcesy nie byłyby możliwe bez pomocy Zawiszy Bydgoszcz, Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, firmie Asics a także firmy Metalkas, którym bardzo dziękuję - kończy Brzeziński.
Trzymamy kciuki i czekamy na kolejne udane starty.
