Z pustych kieszeni wyciągają magiczne miliony. Robią urzędnikom wodę z mózgu. Za 370 mln zł połączą szybkim tramwajem dwa końce miasta. Za 400 mln wybudują 1000 komunalnych mieszkań. Aquapark za 70 mln to dla nich pestka. Mogą takie czary-mary zrobić i w Bydgoszczy, i w Toruniu.
<!** Image 2 align=middle alt="Image 27432" >Inwestycje za 840 mln zł nie są szczytem ich możliwości. Chętnie zrobią tunel pod bydgoską ul. Focha (to pomysł znanego architekta) i zrewitalizują Londynek. Zagospodarują plac Teatralny i teren przed dworcem PKP. A nad całą Bydgoszczą rozepną informatyczny parasol. Tak, żeby każdy miał Internet w domu i urzędzie. Będzie pięknie...
Magia
To nie Harry Potter wprowadza czarną magię do bydgoskiego ratusza. Po jego gabinetach krążą od roku dwaj całkiem dorośli czarodzieje: Mirosław M. i Sławomir M. Prowadzą z notablami poważne rozmowy. Robią prezentacje, podsuwają do podpisu wstępne umowy. Żądają zachowania tych rozmów w tajemnicy. Bo jak magia, to rzecz jasna tajemna. Jesienią ub.r. zorganizowali spotkanie z londyńskim bankiem i warszawską fundacją, zwaną komunalną. Z udziałem wiceprezydenta i miejskiego skarbnika. Przygotowali też organizacyjny model transakcji. Ze wskazaniem kasy. Ta ma być realna. Pozabudżetowa. Spłynie z londyńskiego banku, prosto do spółki, której nazwę dwaj panowie M. już sobie wyczarowali: Bydgoskie Forum Inwestycyjne Wilka. Gwarantem kredytu dla BFI ma być amerykański fundusz emerytalny. Miasto zaś przekaże owej spółce prawa do nieruchomości i wydzierżawi tereny pod inwestycje. To BFI wybierać będzie klientów, wykonawców, zarządców. Kredyt ma być rozłożony na 20 lat, w grę wchodzi 5-letnia karencja. Dobre! Postanowiliśmy sprawdzić, kim są czarodzieje.
Hokus-pokus
Ulica Fordońska 246 w Bydgoszczy Tu mieściły się do niedawna dwie spółki panów M.: KFI, z którą utożsamiano Sławomira M., i BFI, którą lansował w ratuszu Mirosław M. - Już ich tu nie ma - słyszymy w portierni . - Nie płacili za wynajem i administrator wypowiedział im w czerwcu umowę. Są nam winni ponad 20 tys. zł. za pół roku najmu. Do tego dojdą telefoniczne rachunki i odsetki.
<!** reklama right>Spółki KFI nie ma w bydgoskim rejestrze. Podobno rejestrowano ją w Toruniu, bo stąd pochodzi jeden z jej udziałowców - Andrzej P. Dionizy K. został niedawno nowym prezesem KFI. Także jemu magia słów nie jest obca. - Nasze rozmowy z miastem są finalizowane - przekonuje mnie w telefonicznej rozmowie. - Wkrótce damy ogłoszenia o naborze wykonawców. Inwestycje będą poważne.
Nie wiadomo, gdzie KFI ma nową siedzibę. Sławomir M. nie odbiera telefonu. Dwa lata temu był bohaterem naszej publikacji: „Jak młyn na wyspie kasę mielił”. W kwietniu 2004 r bydgoska prokuratura oskarżyła go oraz Dariusza T. o fikcyjny obrót kasą. Dużą kasą. Próby wyłudzenie podatku VAT i bankowego kredytu, fikcyjne firmy i usługi, poświadczanie nieprawdy w dokumentach. Akt oskarżenia przeciwko wspólnikom spółki „Hotel” - Sławomirowi M. i Dariuszowi T. - jest obszerny. Poszkodowanych w sprawie - długa lista. Na 10 mln zł oceniali swoje straty ci, którzy zabytkowe młyny Rothera na Wyspie Młyńskiej adaptowali na hotel. Za frico, bo konta inwestora - spółki „Hotel” były puste. Największym poszkodowanym był „Budopol”, któremu inwestorzy wystawili weksel bez pokrycia za prace warte kilka milionów. Podobno Dariusz T. i Sławomir M. liczyli na 35 mln kredytu z BRE. Adaptacja młynów, które w 2000 r. kupili od PZZ za 1,6 mln, miała ich kosztować 50 mln. Dziś zabytkowy obiekt przeszedł w ręce „Budopolu”, który miał na nim hipoteczny zapis. A Sławomir M., który od 2 lat zasiada na ławie oskarżonych w bydgoskim sądzie, myśli już o kolejnej inwestycji i nie mniej abstrakcyjnym kredycie. Tym razem chodzi o setki milionów dla BFI, do których on i Mirosław M. mieliby łatwy dostęp.
Czy w bydgoskim ratuszu nikt nie sprawdza wiarygodności osób, z którymi rozmawia się o poważnych inwestycjach? Na to wygląda, bo obaj panowie M. nadal widywani są w magistracie. I to w nie byle jakich progach.
Zabawa w chowanego
Przeszłość Mirosława M. jest równie bogata. Jego spółkę EMC - West ścigają wierzyciele z całej Polski, a lokalni komornicy przekonują klientów, że ich długi są nieściągalne. Pozujący w bydgoskim UM na poważnego inwestora Mirosław M. nie miał zwyczaju płacić za najem lokalu. Ani w Szczecinie, gdzie zarejestrowana w 2002 r. spółka EMC West miałą swoją siedzibę, ani w Bydgoszczy, gdzie jeszcze w ub.r. wynajmowała lokal przy Gdańskiej. - Jest mi winien około 20 tys. zł - podlicza dług właścicielka pokoju, który wynajmował. Pokazuje ustawione w kartonach stosy dokumentów, które dłużnik zostawił i zastanawia się, jak bez nich EMC West funkcjonuje.
Niedawno pojawił się u niej Sławomir M. - Zaproponował, że spółka, którą mi wskaże, przejmie dług EMC West i Mirosława M.- wspomina. - Nie zgodziłam się, to pozbawiało mnie prawa do roszczeń.
Nie ma też zamiaru darować Mirosławowi M. długu jego była pracownica, pani S. - Jest mi winien 9 tys. zł - mówi. - Potwierdził to na piśmie.
Tylko, co ma z takim papierkiem zrobić, gdy dłużnik goły i wesoły. Nie ma w Bydgoszczy własnego mieszkania ani majątku, jeździ cudzym autem. Można mu wejść na wojskową emeryturę, ale to też wymaga zachodu. I nie ona jedna ma taki kłopot. - EMC West wynajmowała u nas lokal od stycznia do września 2002. Nie zapłaciła za najem - informuje nas księgowa szczecińskiej firmy PIP Instal S.A. w upadłości. - Chodziło o 12 tys. zł i odsetki. W styczniu br. komornik poinformował, że egzekucja jest bezskuteczna, bo ani pan M., ani jego spółka nie prowadzą działalności gospodarczej.
Tymczasem jeszcze w styczniu Mirosław M. pojawiał się w magistracie jako przedstawiciel Bydgoskiego Konsorcjum Inwestycyjnego. W towarzystwie Marka B., prowadzącego niegdyś lokal przy bydgoskim automobilklubie, oraz Janusza L. - Robili wrażenie poważnych inwestorów - wspomina jeden z urzędników. - Byli przygotowani do rozmów, a ich propozycje były zbieżne z oczekiwaniami miasta. Dobre wrażenie przeszło, gdy spółka miała się uwiarygodnić.
Papierowy inwestor
Okazało się wątpliwe, by spółka pana M. stała za budową warszawskiego centrum biznesowo-handlowego „Atrium”, choć takie sugestie w rozmowach z urzędem się pojawiały. I nie tylko tam, choć mało kto pokusił się, by to sprawdzić.
Mirosław M. słynie z dopisywania sobie inwestycyjnych zasług na papierze. Do swoich ofert dołącza zestawienia programów inwestycyjnych, które realizuje spółka EMC West. Sprawdziliśmy wiarygodność jednej z takich wyliczanek. Rzekome inwestycje, realizowane w całej Polsce, okazały się tylko pobożnymi życzeniami. Mirosław M. i jego spółka nie budują apartamentowca za 12 mln w Międzyzdrojach. Właścicielem hotelu „Bałtyk” jest nadal spółka Aerogryf Aviator ze Szczecina. EMC West nie przejęła w 20-letnią dzierżawę i nie rewitalizuje starego szpitala w Chojnicach. Nie buduje pływalni i lodowiska w Jasienicy, a jej burmistrz niemile wspomina kontakt z tą spółką. EMC nie stawia też mieszkań komunalnych w Ożarowie i Zakroczymiu ani hali sportowej w Kołobrzegu.
Wpuszczeni w maliny
Udało się nam też ustalić, że Mirosław M., który chce budować Bydgoszcz za bankowe kredyty, często wprowadza swoich kontrahentów w maliny. Zalega z zapłatą za projekty i audyty. Nie dotrzymuje obietnic. - Nie chcę mieć z tymi panami do czynienia - denerwuje sie na wspomnienie Mirosława M. i jego wspólników inżynier Ryszard Sz. z Warszawy. Przygotowywał na zlecenie EMC West energetyczny audyt szpitala w Nakle. Szpital zapłacił ponad 4 tys. zł, ale Mirosław M. zabrał z tego połowę. Dyrektor nakielskiej lecznicy nie ma ochoty na rozmowę z dziennikarzem. Szpital przez 2 lata nie odebrał nawet swoich dokumentów z EMC West. A projekt ocieplenia szpitalnych budynków, bez obiecanej pomocy w pozyskaniu na to środków, zdał się psu na budę.
