Rozmowa z prezydentem Bydgoszczy RAFAŁEM BRUSKIM
<!** Image 2 align=right alt="Image 167720" sub="Fot. Tymon Markowski">Mijają trzy miesiące Pańskiej prezydentury. Jako były nawigator określił Pan zapewne położenie nowego „okrętu”. Bydgoszcz tonie? A może pierwsze informacje z ratusza były przesadzone?
Miasto jest w skrajnie trudnej sytuacji finansowej. Mogę tak powiedzieć, bo po raz pierwszy tegoroczny budżet Bydgoszczy oparto na wieloletniej prognozie finansów.
Wcześniej nie robiono takich analiz?
Ustawa o finansach publicznych tego nie wymagała, więc ograniczano się do sporządzenia wieloletniego planu inwestycji, a tego, czy miasto na nie stać, nikt nie weryfikował.
Bydgoszcz jest niebezpiecznie zadłużona. Co to oznacza dla mieszkańców?
Biorę ostry kurs na oszczędzanie. Jeśli przez dwa najbliższe lata nie stworzymy finansowych rezerw, to w 2013 r. nie rozpoczniemy żadnej inwestycji z miejskiego budżetu.
Za to w 2014 roku będą dzielone nowe środki unijne.
A skąd wkład własny? Jeśli do tego czasu nie wypracujemy przynajmniej 200 mln zł rezerw, to pozostaje mi telefon do ministra rozwoju regionalnego z informacją, że Bydgoszcz rezygnuje ze środków unijnych. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji...
I dlatego trzyma Pan w rezerwie KPEC?
Przemawia do mnie twarda kalkulacja, więc gdyby wpływy z prywatyzacji tej spółki dały możliwość pozyskania dwukrotnie większych pieniędzy z UE, to nie wahałbym się ze sprzedażą. Widzę też inne rozwiązanie. Szukanie kupca, który będzie produkował tańsze ciepło, a KPEC zajmie się jego dystrybucją. Podział spółki na część komunalną i prywatną to czysta księgowość.
Zapowiadane oszczędności już budzą kontrowersje. Po co nam sala rozgrzewkowa przy „Łucznicze” i budowa kolejnych sześciu „orlików”, skoro miasta nie stać na budowę osiedlowych dróg?
Inwestycja przy „Łuczniczce” jest warunkiem organizacji mistrzostw świata w siatkówce. Miasto podjęło zobowiązanie. Halę można postawić za 10 mln zł i będzie taka jak przy szkołach. Można też zainwestować 20 mln zł, wzbogacić ją o trybuny i lokalne drużyny będą miały świetne miejsce do rozgrywania spotkań. Zaniechanie budowy „orlików” uważam za niegospodarność, bo płacimy za nie jedną trzecią, a reszta środków pochodzi z budżetów państwa i województwa, zaś przy osiedlowej drodze mieszkam 20 lat i gdyby nie było tam dziur i kurzu, mógłbym tak żyć przez kolejne 20. Priorytetem winna być budowa drugiej nitki ul. Grunwaldzkiej, bo ugrzęźniemy w korkach.
<!** reklama>Radni widzą inne priorytety i podpowiadają - urwać pieniądze z promocji miasta.
A ja przypominam radnemu, że budżet na promocję obciążają takie kotwice jak: Camerimage, festiwal operowy, Smooth Festiwal, Wielka Wioślarska i proponuję, by sam zdecydował, co obciąć. Gdy mówię miłośnikowi Zawiszy, domagającemu się modernizacji jakiegoś skrzyżowania, że można na ten cel zabrać 2,5 mln zł z dotacji dla tego klubu, to robi się cisza.
Głośno za to wokół Polonii. Z proponowanego na ten rok budżetu BTŻ ponad połowa to dotacje z miasta, a żużel, dawna chluba Bydgoszczy, kuleje. Tomasz Gollob wspierał Pana w kampanii wyborczej. Namawia go Pan do powrotu?
To niełatwe. On ma w Gorzowie świetną atmosferę, jest doceniany i uczestniczy w programie, którego finałem ma być mocna pozycja tego klubu w rozgrywkach żużlowych. Gdyby na tegorocznych zawodach Grand Prix w Gorzowie Tomek zdobył mistrzostwo świata, można by uznać, że to zadanie wykonał i może wracać do Bydgoszczy. Na to liczę.
Szepce się o budowie nowego stadionu żużlowego za miastem...
Nie jest problemem znaleźć kogoś, kto taki obiekt zbuduje i sfinansuje. Na razie szukamy miejsca na stadion z odpowiednim parkingiem. Podpatrywałem gorzowską inwestycję. Tam stadion żużlowy ma lekką konstrukcję, jest przygotowany na transmisję w formacie 3D i ma wydzielone 26 kabin dla najhojniejszych sponsorów. Gorzowski klub ma ich wielu i liczy, że „sprzedaż” kabin poważnie zasili ?u?lowy bud?et.żużlowy budżet.
Ważne są igrzyska, ale ważniejszy jest chleb. W Bydgoszczy rośnie bezrobocie. Jesteśmy już na 3 miejscu w Polsce. Ma Pan na to receptę?
Ta recepta to maksymalne przyśpieszenie inwestycji. Nie może być tak, że inwestor miesiącami czeka na decyzję urzędnika. Spotkałem się niedawno z przedsiębiorcą, który inwestuje w wielopoziomowy parking przy Wałach Jagiellońskich i od lipca czeka na decyzję w sprawie drogi dojazdowej. To nie do przyjęcia. Mam zasadę, którą przekazuję podwładnym: je?li co? nie jest sprzeczne z prawem, nale?y wyda? zgod?. Spraw? dotycz?c? wspomnianego parkingu za?atwili?my w 15 minut. Usiedli przy stole wśli coś nie jest sprzeczne z prawem, należy wydać zgodę. Sprawę dotyczącą wspomnianego parkingu załatwiliśmy w 15 minut. Usiedli przy stole właściwi urzędnicy, błyskawicznie podjęli decyzję. Nigdy więcej nie chcę usłyszeć od inwestora, że miasto mu w czymkolwiek przeszkadza.
Inwestorzy będą Pana trzymać za słowo. A nam przypominają się niespełnione obietnice Pańskich poprzedników, związane z Bydgoskim Parkiem Przemysłowym.
Miasto zostało wprowadzone w błąd. Dostało rysunki z podziemną infrastrukturą, zrobiło plan zagospodarowania parku. Przyszli pierwsi inwestorzy i wyszło na jaw, że uzbrojenie jest w tak złym stanie, że trzeba je robić od nowa. Drogo nas ten projekt kosztuje i trwa prawie 4 lata. Jego zakończenie oznacza dodatkowe 100 ha ziemi. Trzeba jeszcze skomunikować park z obwodnicą miasta, a potem głośno krzykniemy inwestorom: „Zapraszamy do Bydgoszczy”.
Zmienił Pan szefa Bydgoskiego Parku Przemysłowego. Czym się prezes Chodyna naraził?
Przyniósł mi plan finansowy inwestycji, związany z adaptacją dawnej szkoły chemicznej na siedzibę Centrum Transferu Wiedzy i Technologii „Synergia”, pod którym nie podpisałby się student I roku ekonomii. Pomijając fakt, że przedłożył mi ten dokument do podpisu licząc, że się z nim nie zapoznam i nie zauważę błędów, to mam prawo twierdzić, że podjęto nieprzemyślaną i niekorzystną dla miasta decyzję. Przebudowa szkoły miała kosztować spółkę 12,6 mln zł, a roczny przychód z jej wynajmu... milion.
Dużo Pan mówił o niegospodarności w spółce budującej aquapark. Co ustaliła speckomisja, powołana do zbadania dokumentów?
Opinia jest jednoznaczna - brak profesjonalizmu i dbałości o interesy miasta. Ja mówię wprost: podpisywano umowy z pistoletem przystawionym do głowy i nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego. Nie wiem też, czy nie wyskoczy nam kolejny królik z kapelusza, taki jak słynny weksel na 26 mln zł. Jest to możliwe, bo Artur Bielski nie chciał się podpisać pod oświadczeniem, że przekazał nam wszystkie dokumenty, a jedynie pod stwierdzeniem, że dał nam „znane mu i istotne”. Nie można więc wykluczyć, że są inne wersje umów, rodzące zobowiązania.
Nie idziemy w ślady Rudy Ślaskiej i z wrocławskim inwestorem jeszcze się nie żegnamy?
Na razie mamy dla wrocławskiego „Miastoprojektu” taką propozycję: siadamy do stołu z czystą historią i jeśli mamy dalej współpracować, wprowadzamy mechanizm rynkowego ustalania cen.
Może być też i tak: dużo krzyku i „aferalna” sprawa się rozmywa. Tak było ze speckomisją powołaną przez Radę Miasta w celu przyjrzenia się przetargom w MWiK. Zahuczało przed wyborami, po nich ucichło, a prezes Drzewiecki zyskał miano niezatapialnego.
Atmosfera wokół MWiK od lat jest niedobra. Zachęcam radnych, by swoje wątpliwości składali w formie interpelacji, a ja poprzez radę nadzorczą tej spółki spróbuję je wyjaśnić. Zdaję sobie sprawę, że im bardziej kompetentnych i dociekliwych przedstawicieli będę miał w radzie nadzorczej komunalnej spółki, tym szybciej dotrę do prawdy.
Jest przecież w UM nadzór właścicielski nad spółkami?
Przyjrzałem się pracy tego wydziału i dostrzegłem, że ten nadzór polegał na technicznych czynnościach. Zapytałem dyr. Paprockiego, czy zlecał radzie nadzorczej MWiK zrobienie audytu, a on powiedział, że.... nie było takiej woli. Nawet gdy zlecił radzie nadzorczej MWiK wykonanie analiz, to jej przedstawiciele szli do prezesa Drzewieckiego, ten zjawiał się u prezydenta i Konstanty Dombrowicz kazał polecenie wycofać. Zapewniam, że to się zmieni.
Łączenie wydziałów, zmiany kadrowe. Do czego Pan zmierza?
Liczba urzędników się nie zwiększy, pensje też. Naraziłem się pracownikom UM mówiąc, że podwyżek nie będzie przez najbliższe 4 lata, bo i tak ich zarobki są większe niż w UW. Przyda się też w urzędzie audyt, który wykaże, czy wykonywana praca jest adekwatna do wielkości zatrudnienia. Badając obieg dokumentów w UW stwierdziliśmy, że jedni urzędnicy nic nie robią, a inni zwijają się jak mróweczki. Oceniając urzędnika będę brał pod uwagę jego kreatywność, umiejętność podejmowania decyzji i pozyskiwania pieniędzy z zewnętrznych źródeł. To droga do wyjścia miasta z długów i bezrobocia.
Teczka osobowa
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy
Ma 49 lat. Magister inżynier nawigacji morskiej. Przez 6 lat pracował na statkach handlowych PLO. Potem studiował rachunkowość, bankowość i finanse na AE w Poznaniu oraz unijne prawo podatkowe na UMK w Toruniu. W latach 1994-2005 pracował w UKS, a potem był (przez rok) zastępcą prezydenta Bydgoszczy, odpowiedzialnym za strategię i rozwój miasta. Funkcję wojewody kujawsko-pomorskiego pełnił w latach 2007-2010. Od 3 miesięcy jest prezydentem Bydgoszczy. Jego żona jest technikiem elektrokardiologiem w szpitalu wojskowym, 17-letnia córka jest uczennicą liceum i kilkukrotną mistrzynią Polski w kajakarstwie, 22-letni syn studiuje na UMK.
