Tłumy na egzaminach. Tylko do 10 kwietnia będzie można zdawać na „prawko” po staremu. Potem wejdą w życie nowe przepisy, które utrudnią życie początkującym kierowcom.
<!** Image 2 align=left alt="Image 13144" >- Chętnych do zdawania jest wielu, bo każdy chce zdążyć przed zmianami przepisów. Żałuję, że się zgłosiłem teraz, bo egzaminatorzy szybko rozprawiają się z niedoszłymi kierowcami - twierdzi pan Piotr.
Kolejka może stać się jeszcze dłuższa. Rozporządzenie ministra transportu, zmieniające zasady przyznawania najbardziej popularnej kategorii „B”, wejdzie w życie 10 kwietnia. Miało obowiązywać od 10 stycznia, ale ośrodki nie zdążyły z przetargiem na instalację monitoringu w samochodach. Nadal więc będzie słychać narzekania na pracę egzaminatorów.
- Oblano mnie tylko za to, że źle ustawiłam koła samochodu przy wjeździe do zatoczki. A tak mnie uczono na kursie - denerwuje się pani Grażyna.
- Egzaminator stwierdził, że nie wykonuję jego zaleceń, więc kazał mi się przesiąść i skręcić w lewo na skrzyżowaniu, na którym już byłem. Wcześniej zapowiedział, że prezentu pod choinkę nie będzie - mówi nasz Czytelnik.
- Zapowiedzi zmian w egzaminach spowodowały lawinę chętnych do zdawania „prawka” przed ich wprowadzeniem. Testy zaczynają się już przed siódmą, a kończą po dwudziestej. Codziennie przystępuje do nich ponad 200 osób, pracujemy na dwie zmiany - mówi Krzysztof Kęskrawiec, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. - Nie jest jednak winą kadry, że ludzie nie zdają. Dawno już nie widzieliśmy tylu źle przygotowanych kursantów. Dość powiedzieć, że są grupy, w których teorię oblewa ponad połowa. Zwykle jest to nie więcej niż 20 procent - twierdzi dyrektor.